Gdy 6 stycznia setki osób zbezcześciły symbol amerykańskiej demokracji, nikt jeszcze nie myślał, że poważne konsekwencje dotkną nie tylko amerykańskiej polityki. Dopiero dwa dni później okazało się, że może to być punkt zwrotny dla zasad działania cyfrowych gigantów. 8 stycznia Twitter zablokował konto Donalda Trumpa, wtedy jeszcze urzędującego prezydenta USA. Podobnie zrobił Facebook (czasowo), a Apple, Google i Amazon zaprzestały świadczenia tzw. usług hostingowych dla komunikatora Parler – popularnego wśród skrajnej prawicy. Powód? Wpisy i komentarze prezydenta nawoływały do przemocy, a za pośrednictwem Parlera organizowano nielegalne działania.