„Bieżeństwo 1915" nieprzypadkowo zostało nominowane do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy właśnie w kategorii „proza". Choć Prymaka-Oniszk podejmuje temat historyczny, to jej dziełu najbliżej chyba do reportażu. Opowieść rozpoczyna się zresztą intymnie – jej babcia Nadzia ucieka przed zbliżającymi się wojskami niemieckimi spod Sokółki. Uda jej się nie tylko przeżyć, ale i wziąć na bieżeństwie – tego terminu używali najczęściej ci, którzy powrócili – ślub. Takich krzepiących opowieści znajdziemy tu jednak niewiele. Ucieczka przed przesuwającą się linią frontu z Białostocczyzny i Grodzieńszczyzny to przede wszystkim opowieść o utracie: „Zaczyna się zaraz po wybuchu wojny – utratą męża, którego zabrali na front. Potem armia rekwiruje zwierzęta. W końcu nadchodzi wyjazd. Traci się dom, ziemię, cały świat. Korzenie i tożsamość. Odwieczne rytuały, sposób życia niezmienny od stuleci". Do tego w drodze w głąb Rosji najczęściej traci się bliskich. Szaleją cholera i tyfus. Często zostawia się dzieci bądź starców na poboczu, w nadziei, że pochowają ich dobrzy ludzie z okolicznych wiosek. Do dziś trudno rozstrzygnąć, dlaczego setki tysięcy ludzi (głównie chłopów) porzuciły swoją ziemię. Czy za wszystkim kryła się antyniemiecka propaganda (strach przed obcinaniem piersi kobietom, nadziewaniem dzieci na szable, paleniem żywcem), czy większą rolę odegrało cofające się carskie wojsko?