Film i książka opowiadają o Quoyle'u – niezaradnym, aspołecznym mężczyźnie, który zostaje sam z córką (w powieści są dwie), po tym jak w wypadku samochodowym ginie jego żona. Zresztą jeszcze za życia dostarczała mu samych trosk swoim mało konserwatywnym stylem życia i swobodnymi obyczajami. Owdowiały Quoyle trafia do rodzinnej Nowej Fundlandii, gdzie uczy się życia na nowo. Odkrywa rodzinne tajemnice, wychowuje córkę, poznaje kobietę i rozwija się zawodowo jako reporter. Krótko mówiąc przechodzi głęboką przemianę, podobnie jak wszyscy otaczający go ludzie.
O Proulx w świecie filmowym było głośno jeszcze raz w 2005 r., kiedy do kin weszła kowbojsko-gejowska „Tajemnica Brokeback Mountain" nakręcona na podstawie jej opowiadania.
Powieść jako manifest ekologiczny
Ciekawe, że mistrzyni krótkiej formy – bo taką opinię ma specjalizująca się w opowiadaniach Annie Proulx – potrafiła w „Drwalach" (przekład Jędrzeja Polaka) zbudować monumentalną, epicką historię. Imponująca jest „rotacja" bohaterów. Każdego poznajemy na krótko, zaledwie na kilka rozdziałów, po kilkadziesiąt stron. Za każdym razem są to jednak portrety niezwykle intensywne, szkicowane precyzyjną ręką doświadczonej autorki. Często jesteśmy zaskakiwani śmiercią bohaterów w najmniej oczekiwanym momencie i okolicznościach. Czasem ich losy, a przede wszystkim śmierć, są dramatyczne i gwałtowne, ale niekiedy dokonują się też w zupełnie prozaicznych okolicznościach – w czasie podróży morskiej lub wskutek drobnej rany, która niezagojona doprowadzi do gangreny. Nie ma sensu się do postaci przywiązywać, ale jednocześnie są one na tyle barwne, że nie można ich nie lubić. Ta nieustanna fabularna stymulacja sprawia, że od „Drwali" trudno się oderwać. Pomaga w tym język i styl Annie Proulx. Oszczędny, bez nadmiernej stylizacji czy kwiecistości. Opowieść o twardym życiu w surowych warunkach jest napisana krótkimi zdaniami. Wyraziście i sugestywnie. Przemoc nie jest nadmiernie estetyzowana, seksualność odarta z erotycznej otoczki, a psychologia wyzbyta egzaltacji.
Mało tego, Proulx jest także mistrzynią obrazowego budowania scen. Niektóre z nich wywołują ciarki na plecach, jak choćby opis gigantycznego pożaru lasu, kiedy to płomienie podsycane wichurą, błyskawicznie przeskakują z drzewa na drzewo i ścigają bohaterów niczym tornado. Podobnie jest z opisem wyprawy morskiej do Chin, czy moment, w którym bohaterowie trafiają do nie-amerykańskich lasów – do Nowej Zelandii albo Puszczy Amazońskiej. Drzewa i lasy to zresztą ukryci bohaterowie „Drwali". Na kolejnych stronach poznajemy nowe gatunki, każdy odrębny, z indywidualną tożsamością.
Koncepcja konstrukcyjna, formalna konsekwencja i precyzyjny styl sprawiają, że mamy do czynienia z powieścią na wskroś nowoczesną, odwołującą się do oryginalnych zabiegów narracyjnych. Jednocześnie trudno nie zauważyć, że jest to powieść mocno zaangażowana ideologicznie. Przez wiele rozdziałów powraca pytanie: czym jest prawdziwy las? Puszcza z pewnością nim jest, ale co z drzewami sadzonymi przez człowieka? Pytana o to przez „Plusa Minusa" Annie Proulx tłumaczy, że znaczenie pojęcia „las" ulegało licznym przekształceniom w historii. – Nie ma jednego lasu – tłumaczy pisarka. – Drzewa sadzone również określa się mianem „lasów", choć w gruncie rzeczy są to monokulturowe plantacje, w żaden sposób nie wspierają zróżnicowania żyjących wśród nich roślin, owadów, grzybów oraz użyźniającej ich gleby. Sadzone drzewa ścinane są po trzydziestu latach, a kłody wywozi się do tartaków. Nikt nie czeka, aż same się przewrócą, spróchnieją i zgniją na miejscu – tłumaczy istotę lasów Proulx.
Wszystkiemu winni chrześcijanie
Jeden z bohaterów „Drwali" twierdzi, że Amerykanie to „Nichtwisserzy" (z niem. nic niewiedzący) dumni ze swej ignorancji. Wiedza jest dla nich wręcz powodem do wstydu. Czy powieściopisarka sama tak właśnie postrzega społeczeństwo amerykańskie dzisiaj? – W ogóle: tak, w szczególe: nie – odpowiada przewrotnie „Plusowi Minusowi". – We współczesnym amerykańskim społeczeństwie jest wielu ludzi, którzy dumnie obnoszą się ze swoją ignorancją. Znam regiony, gdzie wykształconych i świadomych ludzi spycha się na margines, zarzucając im „elitaryzm" – rozwija swą myśl i dodaje: – Ten podział istniał od wieków w Stanach Zjednoczonych, ale nie jest przypisany wyłącznie Amerykanom. Wiele społeczeństw wykształciło podobny podział społeczny.