Podkowa Leśna. Dlaczego tam szczepią się na potęgę

Najchętniej przeciwko koronawirusowi szczepią się w Polsce mieszkańcy mazowieckiej Podkowy Leśnej. Postanowiliśmy dowiedzieć się, co sprawia, że ta nieduża miejscowość jest pod tym względem krajowym liderem.

Aktualizacja: 22.08.2021 22:02 Publikacja: 20.08.2021 00:01

Zaszczepienie ok. 80 proc. populacji danego kraju zapewnia tzw. odporność stadną. Po przekroczeniu t

Zaszczepienie ok. 80 proc. populacji danego kraju zapewnia tzw. odporność stadną. Po przekroczeniu tego progu liczba zachorowań powinna mieć tendencję spadkową. W Polsce zaszczepiono dwoma dawkami ok. 60 proc. dorosłych. Mimo to w lipcu miejscowości turystyczne były zalane przez wypoczywających. Na zdjęciu plaża we Władysławowie, 24 lipca 2021 r.

Foto: Reporter, Wojciech Stróżyk

Podkowa Leśna to liczące niespełna cztery tysiące osób miasto na Mazowszu, położone około 25 kilometrów od Warszawy. Od wielu tygodni ta miejscowość jest na czele rankingu gmin z najwyższym w Polsce odsetkiem mieszkańców zaszczepionych przeciw koronawirusowi. W połowie sierpnia zaszczepionych było ich tam prawie dwie trzecie. Co daje duże szanse na zwycięstwo w rządowym konkursie na najbardziej „odporną" gminę.

Podkowa Leśna położona jest w powiecie grodziskim, obok Grodziska Mazowieckiego. Właśnie w tym mieście w niedzielę 25 lipca grupa przeciwników szczepień zaatakowała punkt, w którym podaje się preparat przeciw Covid-19. Doszło do bójki i szamotaniny. Protestujący przeciw szczepieniom próbowali siłą dostać się do środka. Zatrzymane zostały dwie osoby. Usłyszały zarzuty znieważenia i naruszenia nietykalności osobistej policjanta. Był to pierwszy z serii ataków na punkty szczepień w różnych częściach Polski i jeden z powodów, dla których rząd na początku sierpnia zdecydował, że pracownicy takich miejsc powinni być traktowani jak funkcjonariusze publiczni i podlegać specjalnej ochronie. Prawdopodobnie czysty przypadek zdecydował, że do tak głośnego ataku na punkt szczepień doszło w tym samym powiecie, w którym jest gmina z rekordowo wysokim odsetkiem zaszczepionych mieszkańców.

Przykład powiatu grodziskiego na Mazowszu rzucił światło na zjawisko, którego choć wydaje się oczywiste, może mieć poważne konsekwencje dla zdrowia publicznego, a może też dla kontaktów towarzyskich: obok siebie, często po sąsiedzku, żyją osoby ze skrajnie odmiennym podejściem do Narodowego Programu Szczepień. Jego zdecydowani zwolennicy mijają się ze zdeklarowanymi antyszczepionkowcami. Ich drogi przecinają się z trasami osób, które w tej sprawie wciąż mają wiele wątpliwości i nie są pewne, czy zarejestrują się na szczepienie. Odwiedziłem Podkowę Leśną, by tam zapytać jej mieszkańców, dlaczego zgłaszają się po preparat i jak przekonaliby do szczepień osoby, które są sceptyczne. Zdrowie było tylko jednym z argumentów.

Argument 1. Ułatwienie życia

Moi znajomi z Podkowy Leśnej wiosną i latem wyjeżdżali za granicę: na urlop albo służbowo. Mówili, że szczepionkę traktują jak przepustkę, by uniknąć formalności na lotnisku i poświęcania czasu na tłumaczenie, w jakiej są sytuacji – opowiada trzydziestokilkuletnia mieszkanka Podkowy. Od mężczyzny w podobnym wieku słyszę, że wiele osób szczepienie traktuje nie tylko jako sposób ochrony przed wirusem, ale też wyrwania się z potencjalnych pandemicznych obostrzeń. – Słyszymy o godzinie policyjnej na greckich wyspach i restauracjach tylko dla zaszczepionych w Portugalii czy Francji. Według mnie w Polsce podobne ograniczenia to tylko kwestia czasu. Tu mieszka wiele osób aktywnych, uprawiających sport, w kawiarni czy na basenie jest zawsze sporo ludzi. Chcą mieć do tego dostęp – przekonuje. Część podkowian traktuje szczepienie jak długoterminowy bilet wstępu do łatwiejszego świata, gdzie można robić to, na co akurat przychodzi ochota.

Gdy pojawiały się następne fale pandemii i ogłaszano kolejne odsłony lockdownu, część mieszkańców Podkowy czuła, że nie ma wpływu na to, co dzieje się wokół nich. Restrykcje były narzucane odgórnie, im pozostawało tylko dopasować się do ograniczeń. Teraz, gdy decydują się na szczepienie, zyskują przekonanie, że coś od nich zależy. Poczucia sprawczości brakowało im przez ostatnie prawie półtora roku.

– 25. urodziny obchodziłam w marcu. Imprezę zrobiłam na początku lipca, gdy bliscy i znajomi byli dwa tygodnie po drugiej dawce szczepionki. Było znowu jak dawniej, bez nerwów – przyznaje Anna. – Jeśli nie zaszczepiłbym się, nie mógłbym planować wyjazdu na zjazd integracyjny mojej firmy pod koniec sierpnia. Musiałbym przechodzić testy, to wywołałoby niepotrzebne zamieszanie w pracy, zaraz pojawiłyby się komentarze współpracowników. Nie jestem antyszczepionkowcem, ale zaszczepiłem się bez dużego przekonania, głównie po to, by nie wypaść z obiegu zawodowo-towarzyskiego. Bilans zysków i ryzyka wyszedł tak, że poszedłem po szczepionkę – dodaje Robert, który pracuje w Warszawie. Już po naszej rozmowie resort zdrowia zapowiedział, że przygotowuje projekt, który pozwoli sprawdzać pracodawcom, czy pracownicy są zaszczepieni. Jeśli okaże się, że nie, będą mogli przesunąć ich na inne stanowisko, które nie wymaga bezpośrednich kontaktów z klientami czy współpracownikami.

Argument 2. Podtrzymanie wizerunku

Na początku roku, gdy rozpoczął się Narodowy Program Szczepień, chętnych na zaszczepienie było dużo więcej niż dostępnych dawek. W mediach społecznościowych popularne stało się publikowanie deklaracji typu „Zaszczepię się w pierwszym możliwym terminie", a potem fotografii potwierdzających przyjęcie kolejnych dawek oraz opisy wrażeń po szczepieniu. To sposób na budowanie wizerunku w sieci. Do dzisiaj podobne materiały można znaleźć wśród tysięcy postów oznaczonych hashtagiem „szczepieniecovid19".

Mobilizacja wokół szczepień – jak potwierdzają to mieszkańcy Podkowy Leśnej – jest sposobem wzmocnienia utrwalanego tam od lat wizerunku gminy zorganizowanej i obowiązkowej. – Od kiedy pamiętam, a żyję tu od ponad 20 lat, dużo osób chodziło na wybory. Pełne sale są na zebraniach w szkołach czy urzędzie, gdy dzieje się coś ważnego. W takich sprawach ludzie robią się zdyscyplinowani – mówi kobieta w wieku około 50 lat.

W drugiej turze wyborów prezydenckich w lipcu ubiegłego roku frekwencja w Podkowie, według danych Państwowej Komisji Wyborczej, przekroczyła 82,5 proc. To dużo więcej niż wynik ogólnopolski: w skali kraju do urn poszło ponad 68 proc. uprawnionych do głosowania. – Jak wejdzie się między wrony, trzeba krakać tak jak one. I tutaj też człowiek obserwuje innych i czuje oczekiwanie, żeby być aktywnym, gdy sąsiedzi głosują, angażują się, uczestniczą w tym, co dzieje się dookoła – przyznaje Henryk, 80-latek. – Tutaj młodsi słuchają starszych. Ktoś się zaszczepi, bo mama mu tak powiedziała. Nie są głusi na to, co im radzimy, na przykład, żeby się chronić przed chorobą – dodaje.

Socjologiczna teoria naznaczenia społecznego nazwałaby tę dobrą opinię pozytywną etykietą, która generalnie wywołuje w społeczeństwie raczej aprobatę niż krytykę. W tym, co mówią mieszkańcy, słychać, że cieszy ich etykieta odpowiedzialnej, aktywnej społeczności. Taki wizerunek łatwiej jest podtrzymywać, niż wypracować od podstaw. Dlatego jego utrata byłaby szczególnie dotkliwa.

Argument 3. Demografia i altruizm

W Podkowie Leśnej mieszka dużo osób starszych. Widuje się ich na co dzień, na ulicach. A że seniorzy są w grupie ryzyka, ma to wpływ na to, że zaszczepionych jest tak dużo – słyszę od podkowian. Dane, które uzyskałem w tamtejszym urzędzie miasta, pokazują, że struktura wiekowa faktycznie może mieć znaczenie. Mieszkańcy, którzy skończyli 60 lat, to ponad jedna czwarta społeczności (1138 osób). Z kolei 70-latkowie i starsi – jedna szósta (620 mieszkańców). Właśnie w tych grupach poziom wyszczepienia sięga już niemal 90 proc. – Chciałem być zaszczepiony właśnie w Podkowie Leśnej – mówi „Plusowi Minusowi" pan Witold, który w przyszłym roku skończy 90 lat. Na co dzień mieszka w miejscowości Kanie, położonej kilka kilometrów dalej. – Lubię tu przyjeżdżać, jest dużo zieleni, mam wrażenie, że żyje się tu jednocześnie w mieście i w ogrodzie. Przyjemnie rozmawia się z ludźmi. W przychodni, do której jeżdżę, są miłe panie rejestratorki, które wszystko wyjaśniają. Było tak sympatycznie, że chciałoby się wrócić, może na trzecią dawkę? – żartuje.

Swoją chęć do szczepień mieszkańcy Podkowy Leśnej tłumaczą też altruizmem i troską o innych, w tym właśnie o osoby starsze. – Moi sąsiedzi mają ponad 80 lat i nie zaszczepili się przez problemy zdrowotne. Zrozumiałam, że mają zaostrzenie chorób przewlekłych, które są przeciwwskazaniem. Gdy zaszczepimy się my, chronimy tych, którzy nie mogą tego zrobić, nie będziemy roznosić wirusa – przekonuje Katarzyna, która w Podkowie mieszka od 15 lat.

Argument 4. Wykształcenie

Wysoki poziom wyszczepienia mieszkańców spowodowany jest wysoką świadomością społeczną i odpowiedzialnością za wzajemne zdrowie" – tak brzmi fragment odpowiedzi na pytania dotyczące szczepień, jaką dostałem z Referatu Organizacyjnego i Spraw Obywatelskich Podkowy Leśnej. Podkowianie potwierdzają, że zgłaszają się po preparat mimo wątpliwości, które dotyczą tego, jak działa i dlaczego na rynek został dopuszczony tak szybko. – Nie znam wśród najbliższej rodziny i znajomych osoby, która się nie zaszczepiła. Myślę, że główny powód to rozsądek. Sama nie mam stuprocentowej pewności, jak preparat zadziała w dalszej perspektywie. Jednocześnie jestem otwarta na argumenty tych, którzy myślą inaczej. Byle były merytoryczne, nie emocjonalne. W takiej sytuacji słucham mądrzejszych, nie jestem lekarzem ani biologiem – przekonuje Katarzyna. – Te osoby wiedzą, że szczepionka nie chroni przed samym zakażeniem, lecz przed ciężkim przebiegiem, zmniejsza ryzyko zgonu. Chodzi o powstrzymanie transmisji wirusa, gdy zaszczepi się dużo osób – dodaje.

Pani Katarzynie towarzyszy dwójka dzieci. – Są jeszcze poniżej 12. roku życia. Przyznaję, że nawet gdyby były starsze, miałabym wątpliwości, czy wysyłać je do przychodni. Jako osoba wykształcona myślę, że w przypadku dzieci trzeba się temu na spokojnie przyjrzeć – przyznaje.

Na znaczenie wykształcenia przy podejmowaniu decyzji o szczepieniach w ostatnich tygodniach uwagę zwracał wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej doktor Artur Drobniak. Zapytany o ocenę pomysłu obowiązkowego przyjmowania preparatu przez osoby pracujące w zawodach medycznych odpowiedział, że to pomysł wart rozważenia. Jako argument podał dane pokazujące, że odsetek zaszczepionych w zawodach medycznych maleje wraz z niższym wykształceniem. Według informacji resortu zdrowia wśród medyków najczęściej szczepili się lekarze, dentyści, położne i diagności laboratoryjni. W każdej z tych grup ponad 90 proc. Zdecydowanie niższy odsetek jest wśród fizjoterapeutów (ok. 65 proc.) i felczerów (niespełna 50 proc.).

Po około 30 minutach spędzonych w Podkowie Leśnej udaje się spotkać osobą niezaszczepioną. – Przechorowałem Covid-19 w czerwcu i wczoraj rozmawiałem z lekarzem. Radził, żebym jeszcze zaczekał i nie szedł na szczepienie, mam jeszcze dużo przeciwciał. Trzeba opierać się na tym, co mówią ci, którzy mają wiedzę i opierają się na tym, co przebadane – mówi pan Wojciech.

W połowie sierpnia prawie 60 proc. dorosłej populacji Polaków było już co najmniej po pierwszej dawce. Ale wciąż duża jest grupa osób, które nie podzielają argumentów, o których mówią mieszkańcy Podkowy Leśnej.

Wysoki poziom wyszczepienia mieszkańców spowodowany jest wysoką świadomością społeczną i odpowiedzialnością za wzajemne zdrowie" – tak brzmi fragment odpowiedzi na pytania dotyczące szczepień, jaką dostałem z Referatu Organizacyjnego i Spraw Obywatelskich Podkowy Leśnej. Podkowianie potwierdzają, że zgłaszają się po preparat mimo wątpliwości, które dotyczą tego, jak działa i dlaczego na rynek został dopuszczony tak szybko. – Nie znam wśród najbliższej rodziny i znajomych osoby, która się nie zaszczepiła. Myślę, że główny powód to rozsądek. Sama nie mam stuprocentowej pewności, jak preparat zadziała w dalszej perspektywie. Jednocześnie jestem otwarta na argumenty tych, którzy myślą inaczej. Byle były merytoryczne, nie emocjonalne. W takiej sytuacji słucham mądrzejszych, nie jestem lekarzem ani biologiem – przekonuje Katarzyna. – Te osoby wiedzą, że szczepionka nie chroni przed samym zakażeniem, lecz przed ciężkim przebiegiem, zmniejsza ryzyko zgonu. Chodzi o powstrzymanie transmisji wirusa, gdy zaszczepi się dużo osób – dodaje.

Pani Katarzynie towarzyszy dwójka dzieci. – Są jeszcze poniżej 12. roku życia. Przyznaję, że nawet gdyby były starsze, miałabym wątpliwości, czy wysyłać je do przychodni. Jako osoba wykształcona myślę, że w przypadku dzieci trzeba się temu na spokojnie przyjrzeć – przyznaje.

Na znaczenie wykształcenia przy podejmowaniu decyzji o szczepieniach w ostatnich tygodniach uwagę zwracał wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej doktor Artur Drobniak. Zapytany o ocenę pomysłu obowiązkowego przyjmowania preparatu przez osoby pracujące w zawodach medycznych odpowiedział, że to pomysł wart rozważenia. Jako argument podał dane pokazujące, że odsetek zaszczepionych w zawodach medycznych maleje wraz z niższym wykształceniem. Według informacji resortu zdrowia wśród medyków najczęściej szczepili się lekarze, dentyści, położne i diagności laboratoryjni. W każdej z tych grup ponad 90 proc. Zdecydowanie niższy odsetek jest wśród fizjoterapeutów (ok. 65 proc.) i felczerów (niespełna 50 proc.).

Po około 30 minutach spędzonych w Podkowie Leśnej udaje się spotkać osobą niezaszczepioną. – Przechorowałem Covid-19 w czerwcu i wczoraj rozmawiałem z lekarzem. Radził, żebym jeszcze zaczekał i nie szedł na szczepienie, mam jeszcze dużo przeciwciał. Trzeba opierać się na tym, co mówią ci, którzy mają wiedzę i opierają się na tym, co przebadane – mówi pan Wojciech.

W połowie sierpnia prawie 60 proc. dorosłej populacji Polaków było już co najmniej po pierwszej dawce. Ale wciąż duża jest grupa osób, które nie podzielają argumentów, o których mówią mieszkańcy Podkowy Leśnej.

Slow life w szczepieniach

W ostatnich tygodniach usłyszeć można było głosy, że w skali kraju Narodowy Program Szczepień wyhamował. Wolnych dawek preparatu w wielu przychodniach było więcej niż chętnych. Na początku wakacji konsultanci NFZ i lekarze rodzinni zaczęli dzwonić do niezaszczepionych pacjentów i namawiać ich, by zgłosili się po preparat. Pod koniec roku przychodnie mają dostawać bonusy finansowe za skuteczność tych zachęt.

Rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych doktor Michał Sutkowski opowiada, że on i wielu jego kolegów często czują się jakby w tych staraniach doszli do ściany. Trudno im przekonać nieprzekonanych. – Problem dotyczy osób w wieku 30, 40, 50 lat. Same nie chcą się szczepić, ponadto ograniczają dostęp do szczepień seniorom, którymi się opiekują. Nie możemy przebić się przez tę barierę, bo właśnie młodsze osoby często organizują opiekę medyczną swoim dziadkom i pradziadkom. Seniorzy ufają im i zdają się na nich – przyznaje. Być może w tym przypadku działa podobny mechanizm, który sprawia, że część rodziców odmawia szczepień ochronnych, także obowiązkowych, dla swoich dzieci. Rosnącą popularność takich zachowań w 2018 roku Światowa Organizacja Zdrowia wpisała na listę globalnych wyzwań.

Przyczynom tego zjawiska przed pandemią koronawirusa przyjrzała się amerykańska badaczka Jennifer A. Reich. Przeprowadziła pogłębione wywiady z rodzicami, którzy konsekwentnie odmawiali dziecku preparatów przeciw odrze czy śwince albo zgłaszali się na szczepienie zgodnie z własnym kalendarzem: opóźniali je, stosowali odstępy inne niż zalecane. Podobnie jak mieszkańcy Podkowy Leśnej, którzy szczepią się nie tylko z powodów medycznych, rodzice w Stanach Zjednoczonych uzasadniali swoje decyzje, mówiąc o sprawach, które nie są związane tylko ze zdrowiem.

Celem tych osób – jak pokazuje Reich – było często stworzenie domowej strefy wolnej od państwowych regulacji. To efekt braku zaufania do publicznych instytucji, które, zdaniem części badanych Amerykanów, ulegają presji firm farmaceutycznych. Nie potwierdza się tu podejrzenie, że wraz z wyższym wykształceniem rośnie przekonanie do szczepień. Reich udowadnia, że w Stanach Zjednoczonych niezaszczepienie dziecka wybierają najczęściej kobiety rasy białej, mające dochody wyższe niż średnia, powyżej 75 tysięcy dolarów rocznie, i dyplom wyższej uczelni.

Chęć wyłamania się z państwowych ograniczeń towarzyszyła też pomysłowi jednej z kawiarni w austriackim Strobl, która wprowadziła zasadę, że obsługuje tylko osoby niezaszczepione. Dokładnie wbrew przykładom z innych europejskich krajów. Idea jest taka, by klientom, którzy mają certyfikat covidowy, kelnerzy nie serwowali kawy czy ciastka. Austria, która jest zamożnym krajem, była ostatnim państwem w Europie, który wprowadził zakaz palenia w miejscach publicznych.

Drugi powód odmów szczepień to brak przekonania do tego, co mówią lekarze. Wywiady z Amerykanami pokazały, że medycy byli postrzegani nie jako źródło sprawdzonej, dającej się zweryfikować wiedzy, lecz raczej jako przekazujący autorskie rekomendacje, oparte w dużej mierze raczej na prywatnym interesie niż na badaniach naukowych. W sierpniu na ten problem, istniejący też w Polsce, uwagę zwrócił doktor Adrian Perdyan podczas Letniej Akademii Onkologicznej w Warszawie, zorganizowanej przez Polską Ligę Walki z Rakiem. Z jego przeglądu publikacji w czasopismach medycznych, między innymi w „New England Journal of Medicine", wynika, że wśród 29 przebadanych krajów Polska znalazła się na ostatnim miejscu pod względem zaufania do lekarzy i na 25., jeśli chodzi o satysfakcję z otrzymanego leczenia. Nasz kraj był też jedynym, w którym więcej osób, jeśli chodzi o informacje na temat Covid-19, ufa członkom swojej rodziny niż lekarzom.

Wywiady z Amerykanami pokazały jeszcze jedną przyczynę niechęci do szczepień. Jest to zjawisko określane jako Slow vax movement. Rodzice opóźniają szczepienia swoich dzieci z powodu obaw, że ich układ odpornościowy będzie nadmiernie obciążony, gdy w krótkim czasie dostaną zbyt dużo preparatów. Według nich w tym przypadku sprawdza się idea slow life, czyli ostrożnego, pozbawionego pośpiechu tempa życia, które próbujemy zbliżyć do jego naturalnego rytmu.

W wymianie argumentów na temat szczepień poza dowodami naukowymi i doświadczeniami lekarzy dużą rolę odgrywają też emocje. W tym może tkwić też szansa na namówienie do przyjęcia preparatu części nieprzekonanych. W połowie sierpnia liczba osób w pełni zaszczepionych przeciw koronawirusowi w naszym kraju przekroczyła 18 milionów. Od wielu lekarzy słyszę, że na początku roku, na podstawie doświadczeń z odmawiającymi szczepień, spodziewali się, że będzie dużo gorzej. Według nich Polaków do szczepień zachęciły na początku roku – trochę przy okazji i niespodziewanie – informacje o deficycie preparatów, które sprawiły, że szczepienia stały się bardziej atrakcyjne.

Wirusolodzy liczą na instynkt stadny – poszukiwanie grup odniesienia, do których chcemy należeć. Jednocześnie jesteśmy zorientowani na negatywne grupy, z którymi nie chcemy mieć nic wspólnego. Być może ataki na punkty szczepień, do których doszło w Grodzisku Mazowieckim czy potem w Zamościu, też będą miały swoje zaskakujące konsekwencje i sprawią, że osoby, które nie chcą być choćby w najmniejszym stopniu łączone z antyszczepionkowcami, zgłoszą się po preparat. Niechęć do tych, którzy wlewają łatwopalne substancje do budynku stacji sanitarnej, może być tak duża, że część wahających się sięgnie szczepionki. Może pomogą też nagrody w loteriach dla zaszczepionych. Do umownej granicy odporności zbiorowej – 80 proc. zaszczepionych – wciąż nam bowiem sporo brakuje. 

Podkowa Leśna to liczące niespełna cztery tysiące osób miasto na Mazowszu, położone około 25 kilometrów od Warszawy. Od wielu tygodni ta miejscowość jest na czele rankingu gmin z najwyższym w Polsce odsetkiem mieszkańców zaszczepionych przeciw koronawirusowi. W połowie sierpnia zaszczepionych było ich tam prawie dwie trzecie. Co daje duże szanse na zwycięstwo w rządowym konkursie na najbardziej „odporną" gminę.

Podkowa Leśna położona jest w powiecie grodziskim, obok Grodziska Mazowieckiego. Właśnie w tym mieście w niedzielę 25 lipca grupa przeciwników szczepień zaatakowała punkt, w którym podaje się preparat przeciw Covid-19. Doszło do bójki i szamotaniny. Protestujący przeciw szczepieniom próbowali siłą dostać się do środka. Zatrzymane zostały dwie osoby. Usłyszały zarzuty znieważenia i naruszenia nietykalności osobistej policjanta. Był to pierwszy z serii ataków na punkty szczepień w różnych częściach Polski i jeden z powodów, dla których rząd na początku sierpnia zdecydował, że pracownicy takich miejsc powinni być traktowani jak funkcjonariusze publiczni i podlegać specjalnej ochronie. Prawdopodobnie czysty przypadek zdecydował, że do tak głośnego ataku na punkt szczepień doszło w tym samym powiecie, w którym jest gmina z rekordowo wysokim odsetkiem zaszczepionych mieszkańców.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy