Tak, to był Kusociński – mistrz olimpijski, mistrz nad mistrze – który zdawał maturę eksternistyczną w Gimnazjum im. Stefana Batorego, najlepszej polskiej szkole. Była to sensacja również dla mnie, bo poznałem go już wcześniej na premierze filmu „Olimpiada” Leni Riefenstahl. Film był świetny, moje pióro wieczne gorsze – „Kusy” nie mógł się nim podpisać: zrobił dziurę w papierze.
Nie był to ostatni wielki mistrz, którego znałem przed wojną. Ponieważ ojciec grał w tenisa, chodziliśmy na mecze na korty Legii. Widziałem dwumetrowego Amerykanina Boba Tildena, drobnego Francuzika, świetnego technika Henri Cocheta, eleganckiego dżentelmena Niemca Gottfrieda von Cramma. Z Niemcami nasze gimnazjum miało bliskie stosunki – co roku odbywały się zacięte zawody pływackie. Batory Warszawa – Niemieckie Gimnazjum Reformowane Łódź. Batory w pływaniu był nie do pobicia, Niemcy regularnie przegrywali – ostatni raz w marcu 1939. Ja przymierzałem się do reprezentacji w sztafecie 5 x 50 m stylem dowolnym. Oprócz tego byłem korespondentem pisma „Sport Szkolny” – to była gazetka normalnie sprzedawana w kioskach za 10 gr, poświęcona sportowi w szkołach. Licealiści podlizywali mi się, żebym wyróżnił ich w piłce, hokeju, pływaniu. Zabawne – pięćdziesiąt lat potem w Australii spotkałem starszego rudego pana, który strzelił mi gola w piłkarskich mistrzostwach Warszawy. Spojrzał na mnie i powiedział: „Czy to nie ja panu strzeliłem na 2:1?”. Niestety, on. Pamiętałem i ja, z górą po pół wieku.
W czasie okupacji też rozegraliśmy kilka meczów, moja drużyna – słynny po dziś KS Błysk – miała mistrzostwo Mokotowa. W latach 80. mieliśmy zebranie kombatantów. Dostaliśmy pamiątkowe znaczki – piłka z kotwicą AK. Pierwszy mecz, który oglądałem przed wojną, to Legia – Warta 4:2. Warta – Fontowicz, Szerfke, Legia – Wypijewski, rudy Nawrot (świetnie grał głową) i bramkarz Zlatoper. Obok Stadionu WP były przaśne trybuny tenisowe, wokół bieżnia żużlowa, na której urodził się talent Nojego. Widziałem go, jak pobił Iso-Hollo. Kto dziś pamięta te dziwne nazwiska? Kusociński, reprezentant Polski, tym razem nie pobiegł, zdawał maturę.
Teraz publiczność się emocjonuje, kiedy na boisku walczą Boruc i Gortat, na ringu – Adamek, na torze – Kubica. Honor sportsmenek ratują „młode zdolne” – Maja Włoszczowska, Justyna Kowalczyk, Agnieszka Radwańska. Ciekawe, kto pamięta, że pierwszą Polką na kortach trawiastych Wimbledonu była Jadwiga „Dżadża” Jędrzejowska, która w 1937 doszła do finału, ulegając wyspiarce Dorothy Round. Czterdzieści lat później przyznano jej Nagrodę im. Janusza Kusocińskiego za wybitną postawę sportową i obywatelską. Nawet po przegranej walce schodziła z kortu uśmiechnięta.