Moda polska

Zabłądziłem do radia po długiej nieobecności. Stary pracownik, który pamięta mnie z dawnych lat, oprowadzał mnie po nowym gmachu.

Publikacja: 10.04.2010 03:08

Widać, że powstał w czasach gierkowskiej gigantomanii. Po korytarzach mogą jeździć tiry. Czasem przemknie widmo pani ze ścierką.

– Coś panu pokażę – mówi pracownik i prowadzi mnie do jakiegoś korytarza obwieszonego fotografiami. Patrzę. Fotografie z lat 20. i 30. Przepiękna para – Lindorfówna i Węgrzyn przed mikrofonem. Grupa grubasów z Zelwerowiczem na czele. Wszyscy oczywiście w garniturach i krawatach.

– To chyba jakieś święto? – pyta mnie pracownik. Dlaczego? No bo wszyscy tak ubrani. Nie chciał uwierzyć, że przed wojną wszyscy chodzili na co dzień w trzyczęściowych – marynarka, kamizelka, spodnie – ubraniach, a pokazać się bez krawata mógł tylko zatrzymany przez policję alkoholik. Pamiętam takie zdjęcie z lat 30. – długa kolejka bezrobotnych po zasiłek, wszyscy w kapeluszach! Przyjechał kuzyn z Ameryki – chodził po Warszawie w zimie z gołą głową – ludzie stawali – bez czapki nosili się tylko Amerykanie.

Po prostu inne były granice obyczaju. Najbiedniejszy chciał mieć krawat i kapelusz. A cóż dopiero aktorzy. Pamiętam takie zdjęcie – Szyfman, Frycz, Schiller i wszyscy w jasnych getrach. Z jakiej sztuki te kostiumy? – zagadnął młody aktor. Getry to były ochraniacze na kostki, filcowe, zapinane na guziki. W zimie fantastycznie grzały. A i dodawały szyku. Pamiętam, że sam nosiłem getry do mundurka szkolnego. Kapelusz, krawat, getry i można było iść do prezydenta.

Ojciec po porannym wykładzie wyrzucał sztywny kołnierzyk, na popołudnie wkładał nowy, a stare szły do krochmalenia (F-ka Musiał, ul. Bednarska).

Na ulicy w Paryżu zauważyłem, że coś się zmieniło w ulicznej modzie i w obyczaju. Kiedy byłem tam w 1956 roku, było jak w Warszawie przed wojną, identyczny szyk. Dwanaście lat później, po 1968 roku, pod Notre Dame na trawnikach, wśród puszek po coca-coli kłębiły się tłumy turystów-nieturystów o różnych odcieniach skóry. Harlem wszedł do Europy.

Dzisiaj na ulicy nie zawsze można odróżnić kobietę od mężczyzny. Nawet nie wspominam o takim przeżytku jak spódnica. Szukam przyczyny u źródła – zaglądam do gazety. Pani redaktor informuje, że trzeba „ultrarozbudowywać ramiona” (wygląd a la generał) i nosić wzorek „kurza stopa”. To dla kobiet. Panom poleca się łączenie stylów, czyli ciasne spodnie i wełniane swetry. Koniecznie kolorowe. Dla mnie to za dużo wrażeń. Zerkam na zdjęcia z teatralnych premier. Pewna ulga. Panie w małych czarnych i czerwonych szalach, panowie w źle skrojonych garniturach. A w ogóle – jak się komu podoba. Ja patrzę na modę jak na algebrę. Dobre ubranie = charakter + humor + chwila przed lustrem. Z szacunku dla bliźniego nie zapominajmy o żadnym ze składników, a przynajmniej o tym ostatnim.

Widać, że powstał w czasach gierkowskiej gigantomanii. Po korytarzach mogą jeździć tiry. Czasem przemknie widmo pani ze ścierką.

– Coś panu pokażę – mówi pracownik i prowadzi mnie do jakiegoś korytarza obwieszonego fotografiami. Patrzę. Fotografie z lat 20. i 30. Przepiękna para – Lindorfówna i Węgrzyn przed mikrofonem. Grupa grubasów z Zelwerowiczem na czele. Wszyscy oczywiście w garniturach i krawatach.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne