Mjanma to dawna Birma, azjatycki kraj wciśnięty między Indie, Chiny i Tajlandię. W lutym armia dokonała tam przewrotu i zarazem powrotu do czasów, gdy rządziła krajem: aresztowano przedstawicieli władz cywilnych, wprowadzono stan wyjątkowy. W ślad za tym – klasyka gatunku – zamknięto granice i zastosowano przymus bezpośredni wobec protestujących: użyto armatek wodnych, gumowych kul i wreszcie broni palnej. Pojawiły się ofiary.
Mimo blokady internetu i komunikatorów, które służyły ludziom do zwoływania się na protesty, tysiące manifestantów i tak wyszło na ulice przeciwstawić się puczystom. Wznosili okrzyki: „Nie chcemy wojskowej dyktatury – chcemy demokracji", „Wspieramy Ruch Obywatelskiego Sprzeciwu", „Sprawiedliwość dla Mjanmy". I domagali się uwolnienia osób przetrzymywanych w aresztach, w tym premier Aung San Suu Kyi, laureatki Pokojowej Nagrody Nobla z 1991 r., która już przed laty występowała w Birmie przeciw krwawym rządom wojskowych, za co zyskała międzynarodowe uznanie. Armia zapamiętała tamtą zniewagę.