Wysiedlenia bez wspólnego mianownika

Próby podważenia koncepcji „widocznego znaku” są nie tylko chybione, lecz prowadzą do niezwykle niekorzystnego dla Polaków utrwalenia fałszywego obrazu wydarzeń

Aktualizacja: 15.03.2008 11:05 Publikacja: 15.03.2008 00:47

Wysiedlenia bez wspólnego mianownika

Foto: EAST NEWS

W Niemczech, tak jak na całym Zachodzie, panuje mianowicie powszechne przekonanie, że wysiedlenia (wypędzenia) Niemców z terenów Polski i Czechosłowacji po roku 1945 były dziełem polskiego i czeskiego nacjonalizmu. Podobne argumenty słyszy się i w Polsce, szczególnie w kręgach postkomunistycznych i lewicujących. Jeżeli w czeskim przypadku odpowiada to faktom, to w przypadku Polski jest to całkowicie fałszywa interpretacja, będąca produktem propagandy komunistycznej. Co ciekawe, propaganda ta pokrywa się z niemieckimi powojennymi uprzedzeniami w stosunku do Polski.

W przypadku Polski decyzję o przesunięciu jej granic o 200 km na zachód podjął sam Stalin. Zachodni alianci decyzję tę tylko zaakceptowali. Natomiast polski rząd na emigracji (czyli owi „polscy nacjonaliści”) zamysł ten stanowczo odrzucił, co jest udokumentowane w sposób niepodważalny. Dlatego podpisanie przez Stalina rozporządzenia Państwowego Komitetu Obrony nr 6282 (z 31 lipca 1944 r., dotyczyło granicy wschodniej) oraz nr 7558 (z 20 lutego 1945 r., dotyczyło granic zachodniej i północnej), a także mapa z nakreślonymi jego ręką przyszłymi granicami Polski (zob. „Rzeczpospolita” 10 – 11.03.2007 r.) powinny stać się punktem wyjścia niemieckiego projektu. Trudno bowiem o znaki bardziej widoczne i bliżej dotykające genezy późniejszych przesiedleń, nie tylko zresztą Niemców, lecz także Polaków, Białorusinów i Ukraińców.

Stalin przesunął granice Polski także po to, aby osłabić, naruszyć i w ostatecznie zniszczyć „polski nacjonalizm”. Kresy Wschodnie były przecież ostoją polskości, polskiej państwowości, polskiego patriotyzmu i nacjonalizmu, a tym samym głównych przeciwników sowietyzacji Polski, obok polskiego Kościoła katolickiego, tak samo znienawidzonego przez komunistów. O wrogości Stalina w stosunku do polskiego nacjonalizmu i patriotyzmu wymownie świadczą sowieckie zbrodnie.

Natomiast określenie polskich komunistów, którzy organizowali z polecenia Stalina wysiedlanie Niemców, mianem „polskich nacjonalistów” jest czymś grubo więcej aniżeli nieporozumieniem. Pomimo to tak właśnie postępuje się nie tylko na Zachodzie, ale także i w Polsce. W ten oto sposób mianem „polskich nacjonalistów” określani są tacy autentyczni sowieccy agenci i późniejsi namiestnicy Kremla, jak Władysław Gomułka, Bolesław Bierut czy Aleksander Zawadzki (komunistyczny wojewoda w Katowicach po 1945 roku). W rzeczywistości byli oni członkami Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego, zaś jeszcze w latach dwudziestych jako sowieccy agenci przeszli specjalistyczne przeszkolenia.

Natomiast Jakub Berman i Hilary Minc, odgrywający wybitną rolę w polonizacji niedawnych niemieckich ziem wschodnich są pomijani, najpewniej dlatego, że z powodu żydowskiego pochodzenia nie wpisują się należycie w wizerunek „polskiego nacjonalisty”. Berman był odpowiedzialny za aparat terroru oraz za propagandę, zatem również za propagandę na temat „ziem odzyskanych”, której kierunek nadał jednakże sam Stalin. Minc natomiast odpowiedzialny był za gospodarkę, czyli również za wywłaszczenie niemieckiej ludności.

Warto przypomnieć, że ci sami polscy komuniści, którzy od 1944 roku na polecenie Stalina żądali „powrotu starych ziem piastowskich do Macierzy”, w latach dwudziestych i trzydziestych domagali się czegoś diametralnie przeciwnego: mianowicie ponownego wcielenia do Niemiec Górnego Śląska oraz tzw. korytarza i Wolnego Miasta Gdańska. Takie mieli wówczas dyrektywy, otrzymywane z moskiewskiej centrali.

W obliczu tych faktów zadziwiające jest więc, że rola Stalina w procesie przesunięcia Polski na zachód i wysiedlenia (wypędzenia) ludności niemieckiej jest pomijana nie tylko w Niemczech, ale i w Polsce. Jest to przecież fałszowanie historii. Komuniści robili to z przewrotnym zamysłem. Stalin wymyślił dla nich ideologię „ziem odzyskanych”, polscy komuniści rozwinęli zaś tę ideę do jednego z głównych filarów ideologii PRL – obok „systemu socjalistycznego” – twierdząc, że naród polski jakoby zyskał na przesunięciu Polski na zachód. Tak jak gdyby utratę Wilna czy Lwowa można byłoby zrekompensować Wrocławiem lub Gdańskiem. Efekty tej propagandy, a nawet ona sama, są nadal widocznie w dzisiejszej Polsce aż nadto wyraźnie.

Powojenne przesiedlenia Niemców z Czechosłowacji miały zupełnie inną genezę i przebieg. Edward Benesz, szef czechosłowackiego rządu na emigracji, 17 marca 1945 r. w rozmowie z sowieckim ambasadorem w Londynie Gusiewem oświadczył, „że w pierwszej kolejności interesują go dwa zasadnicze problemy: 1) Odbudowanie Czechosłowacji w granicach z 1938 r.; 2) Wysiedlenie Niemców z terytorium Czechosłowacji. Benesz powiedział, że chciałby mieć nadzieję, iż przedstawiciele sowieccy poprą jego postulaty przed Europejską Komisją Doradczą”. Postulaty te były zbieżne z dalekosiężnymi planami Stalina, które polegały na cofnięciu niemieckiej strefy osiedleńczej na zachód.

Wkrótce po wojnie Armia Czerwona opuściła Czechosłowację, a w maju 1946 roku odbyły się tam wolne (w pełnym tego słowa znaczeniu) wybory, wygrane przez komunistów (38,7 procent głosów). Później krok po kroku komuniści zawłaszczali kolejne obszary władzy, by w 1948 roku dokonać przewrotu i przystąpić do wprowadzania systemu już stricte komunistycznego. Wypędzanie (wysiedlanie) Niemców odbyło się jeszcze przed przejęciem władzy przez komunistów, co ma dla sprawy znaczenie zasadnicze.

Przede wszystkim pozbycie się Niemców było skutkiem suwerennej decyzji rządu Czechosłowacji. Przyczyną była chęć rewanżu za niemiecką okupację, a także obawa przed powtórzeniem się sytuacji z 1938 roku, gdy większość Niemców sudeckich radośnie witała wkraczające oddziały Wehrmachtu. Poza tym zapewne jakąś rolę odegrała także chęć wzbogacenia się na przegranych. Jednakże Czesi nie utracili na skutek wojny żadnych terenów, nie potrzebowali więc nowych obszarów dla osiedlenia własnych wysiedlonych (wypędzonych).

Biorąc pod uwagę te uwarunkowania, należy stwierdzić, że za system komunistyczny Czesi jako naród są odpowiedzialni w dużo większym stopniu niż inne narody byłego „bloku socjalistycznego”. Być może nawet w niewiele mniejszym stopniu co Niemcy za narodowy socjalizm i za panowanie Hitlera, ponieważ dopuścili do przejęcia władzy przez komunistów, za którymi nie stała Armia Czerwona. I ponoszą całkowitą odpowiedzialność także za dokonane po wojnie wysiedlenia (wypędzenia) Niemców sudeckich.Różnica między sytuacją Polski a Czechosłowacji polegała więc na tym, że podczas gdy nad Wisłą polscy „nacjonaliści” wszelkimi sposobami walczyli z sowietyzacją, która oznaczała także przesunięcie kraju na zachód i przesiedlenia olbrzymich rzesz ludności, m.in. niemieckiej, to czescy „nacjonaliści” zajęci byli niemal wyłącznie wypędzaniem niemieckiej mniejszości.

Ponadto wysiedlenia (wypędzenia) niemieckiej mniejszości miały u naszych sąsiadów dużo bardziej brutalny i krwawy przebieg. W pierwszych dniach maja 1945 roku zabito tylko w samej Pradze około 5 tys. Niemców z 42 tys., którzy tam mieszkali. Do podobnych przestępstw doszło w setkach innych miejscowości. Największej zbrodni dokonano w czasie tak zwanego marszu śmierci z Brna. 31 maja 1945 roku wypędzono z tego miasta i okolicznych wiosek około 27 tysięcy miejscowych Niemców, przeważnie kobiet i dzieci, po czym pognano ich do odległej o 55 km granicy czesko-austriackiej. W czasie marszu eskortujący ich Czesi, przeważnie robotnicy pobliskich zakładów zbrojeniowych, dopuszczali się licznych aktów przemocy i brutalnych mordów. Liczba ofiar wyniosła około 5,2 tys. osób. Podobnych marszów zorganizowanych w ramach „dzikich wypędzeń” było więcej i zawsze dochodziło przy tym do podobnych ekscesów.

W sumie wypędzono z Czech około trzech milionów Niemców. Bezpośrednią liczbę śmiertelnych ofiar tych wypędzeń szacuje się na od 60 do 80 tysięcy, przeważnie zamordowanych przez czeskich sprawców. W tym samym czasie także na terenie Polski dochodziło do licznych mordów i aktów przemocy w stosunku do Niemców, jednakże nie na taką skalę. I co najważniejsze, ostrze szalejącego wtedy terroru sowiecko-komunistycznego było skierowane głównie przeciwko polskim „nacjonalistom” i „faszystom”, a nie Niemcom, którzy byli tylko ubocznymi ofiarami ówczesnej sytuacji.Dla pełniejszego obrazu dodać należy, że niemiecka okupacja Czech i Moraw (bo Słowacja była państwem satelickim Trzeciej Rzeszy) była nieporównanie łagodniejsza niż w Polsce. W Polsce zginęło do trzech milionów polskich Żydów oraz ponad milion etnicznych Polaków, nie wspominając o ofiarach zbrodni sowiecko-komunistycznych, jak np. zbrodni katyńskiej.

Straty ludnościowe w Czechosłowacji były bez porównania mniejsze. Zamordowano 143 tysiące czeskich i słowackich Żydów, z czego 77 tys. w samych Czechach. Natomiast straty wśród Czechów etnicznych wyniosły kilka tysięcy rozstrzelanych lub zmarłych w niemieckich obozach koncentracyjnych, włącznie z 254 osobami zamordowanymi w Lidicach. Są zatem porównywalne ze stratami Francji, Holandii czy też innych krajów zachodnich, ale nie ze stratami polskimi. Pomimo to w zachodniej pamięci zbiorowej obecne są bardziej Lidice niż zagłada Warszawy i masakra jej mieszkańców.

Czesi, podobnie jak np. Francuzi czy Duńczycy, należą do narodów uprzywilejowanych w zbiorowej pamięci Zachodu, i nie zależy im na jej rewizji. Funkcjonują w niej nie tylko jako przeciwnicy i ofiary „nazizmu”, lecz także komunizmu, a to głównie dzięki Praskiej Wiośnie roku 1968. Z drugiej strony trzeba jednak docenić to, że Czesi poradzili sobie po roku 1990 nieporównanie lepiej z komunistycznym dziedzictwem niż np. Polacy. Czeskiego Aleksandra Kwaśniewskiego czy jemu podobnych „autorytetów” funkcjonujących w życiu publicznym nikt sobie nawet nie wyobraża.

Polska natomiast należy do największych przegranych w pamięci zbiorowej Zachodu. Zadecydowała o tym kilkudziesięcioletnia komunistyczna propaganda, która do dzisiaj święci triumfy w Polsce i poza jej granicami. Także współczesna twórczość pseudonaukowa takich autorów jak Jan Tomasz Gross i jego rodzimych epigonów utrwala i wyostrza wręcz ten wypaczony obraz Polski na świecie. Co oczywiście nie znaczy, że ciemnych stron polskiej historii lub też „polskiego nacjonalizmu” nie było i nie powinno się ich badać.

Zadziwia jednak fakt, że niekwestionowanym negatywnym „bohaterem” sporów o odpowiedzialność za wysiedlenia (wypędzenia) jest tzw. polski nacjonalizm, który szczególnie w dysputach niemieckich przybiera wręcz cechy demoniczne. Jest to próba, zapewne po części podświadoma, relatywizacji zbrodni niemieckich („nazistowskich” według kanonów dzisiejszej niemieckiej i zachodniej polityki historycznej), jak również sowieckich na narodzie polskim.

Nie można przecież zapomnieć, że zarówno sowieccy, jak i niemieccy okupanci brutalnie prześladowali nie tylko faktycznych, lecz i domniemanych nosicieli „polskiego nacjonalizmu”. Sam Stalin zlecił, by dziesiątki tysięcy z nich wymordować, a dalsze setki tysięcy (wraz z całymi rodzinami) zesłać na Syberię lub pozamykać w łagrach. Postępowanie Niemców względem przedwojennych polskich warstw przywódczych (nosicieli polskiego „nacjonalizmu” i patriotyzmu) nie było wcale bardziej subtelne. Zniszczenie Warszawy i masakra jej mieszkańców jest tego najlepszym przykładem. Walka z „polskim nacjonalizmem” była kontynuowana także po wojnie, rękoma już rodzimych stalinowskich komunistów i ich pomocników.Niemcom wygodnie jest oskarżać o wysiedlenia (wypędzenia) ów „polski nacjonalizm”, który jakoby już w latach dwudziestych łakomym okiem spoglądał na niemieckie tereny wschodnie. A druga wojna światowa umożliwiła mu rzekomo realizację tego zamiaru. Wynika z tego, że Hitler i Stalin spowodowali w sumie spełnienie się postulatów „polskiego nacjonalizmu”. Taką wersję historii prezentuje Erika Steinbach i jej krąg. Gdy w czerwcu 2004 roku opublikowałem w „Frankfurter Rundschau” artykuł, w którym zwróciłem uwagę na fakt, że w debacie o „wypędzeniach” w ogóle pomija się rolę Stalina, zarzucono mi natychmiast próbę wybielenia „polskiego nacjonalizmu” oraz zawężone spojrzenie na historię („Tunnelblick”).

Pomijając rolę Stalina i komunizmu w powojennej Polsce, Niemcy uwalniają się od historycznej współodpowiedzialności za panowanie komunizmu w Polsce i za jego zbrodnie na narodzie polskim. Bez paktu Hitler – Stalin, bez września 1939 roku, niemieckiej inwazji i okupacji, Polska zapewne nigdy nie stałaby się sowiecką kolonią i nie zostałaby przesunięta na zachód. Kłamliwy mit o roli „polskiego nacjonalizmu” uwalnia ich od współodpowiedzialności, która ma wymiar nie tylko moralny. Niemcy, napadając na Polskę we wrześniu 1939 roku, „podarowali” polskie ziemie Sowietom, którzy już wtedy mieli na sumieniu miliony ofiar. Komunistyczne mordy na oficerach polskich i deportacje z Kresów „polskich nacjonalistów” nie byłyby bez napaści Niemiec na Polskę w ogóle możliwe.Wystawa „Widoczny Znak” wkrótce powstanie. Trudno przecież zabronić państwu niemieckiemu upamiętniania własnych ofiar, a tymi niemieccy uciekinierzy i wysiedleni (wypędzeni) w większości są. Nie dotyczy to oczywiście takich osób jak Erika Steinbach, której rodzice uciekli z okupowanych terenów przed Armią Czerwoną, podobnie jak dziesiątki tysięcy innych niemieckich okupantów i ich rodzin.

Polacy powinni żądać, aby wydarzenia historyczne zostały na wystawie „Widoczny Znak” przedstawione zgodnie z faktami, które w Niemczech nie są znane lub też świadomie ignorowane i zniekształcane. Do nich należy decydująca rola Stalina w kształtowaniu granic Polski, w tym granicy polsko-niemieckiej. Również rola rodzimych komunistów, którzy rządzili w imieniu Kremla i popełnili niezliczone zbrodnie w Polsce, musi być odpowiednio naświetlona. Podkreślone powinny być również różnice między wysiedleniem (wypędzeniem) Niemców sudeckich przez Czechów a ucieczką i wysiedleniami Niemców z terenów Polski.

Niewątpliwie problemem polskich i niemieckich historyków zajmujących się tymi tematami jest ich całkowita nieznajomość oraz wręcz pomijanie rosyjskich archiwów, bez których nie jest w ogóle możliwa rekonstrukcja wydarzeń w Polsce po roku 1944. Co gorsza, niektórzy z nich nadal rozpowszechniają tezy komunistycznej propagandy, zarówno w Niemczech, jak i na Zachodzie, podając je jako wiedzę zweryfikowaną badaniami naukowymi. W toczącej się od lat walce o pamięć, w której Niemcy przeszli do ofensywy, a której głównym celem jest Polska, daje to pełną gwarancję następnej przegranej.

Autor jest pracownikiem Biura Edukacji Publicznej IPN

W Niemczech, tak jak na całym Zachodzie, panuje mianowicie powszechne przekonanie, że wysiedlenia (wypędzenia) Niemców z terenów Polski i Czechosłowacji po roku 1945 były dziełem polskiego i czeskiego nacjonalizmu. Podobne argumenty słyszy się i w Polsce, szczególnie w kręgach postkomunistycznych i lewicujących. Jeżeli w czeskim przypadku odpowiada to faktom, to w przypadku Polski jest to całkowicie fałszywa interpretacja, będąca produktem propagandy komunistycznej. Co ciekawe, propaganda ta pokrywa się z niemieckimi powojennymi uprzedzeniami w stosunku do Polski.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą