„Oddałam głos korespondencyjnie“ – próbowała się ratować. Tamta nie ustępowała: „Na chłopca czy na dziewczynkę?“. Po chwili wahania McFadden wyznała grzech: głosowała na chłopca. „Było jasne, że głosując na Baracka Obamę, dopuściłam się zdrady“ – mówi.
Historyczna kandydatura, rewolucyjna szansa, milowy krok na drodze do równouprawnienia, do wyzwolenia sióstr – wszem i wobec głoszą wszelkiej maści komentatorzy i zwolennicy Hillary Clinton płci obojga. Przekonują o tym mąż kandydatki oraz jej córka. Jej samej też czasem zdarza się o tym napomknąć: „Od samego początku wierzyłam, że podczas tej kampanii muszę wszystkim pokazać, iż kobieta może zostać prezydentem i być dowódcą sił zbrojnych“. Czemu tak wielu wyborcom – także tym, które mienią się feministkami – Hillary Clinton nie może trafić do przekonania?
Emocjonalna inteligencja? Komunikacja werbalna? Współdziałanie i umiejętność godzenia sprzeczności? Kolorowe ubrania? Kobiecy styl managementu to jeden z najmodniejszych obecnie kierunków badań w amerykańskich szkołach biznesu. Jego wyznawcy przekonują, że przymioty tradycyjnie uznawane zatypowe słabszej płci to recepta na sukces w XXI wieku. Można się zastanawiać, jak dalece mogą się okazać przydatne w Białym Domu, ale bez wątpienia Barack Obama wygrywa z Hillary Clinton w każdej z powyższych konkurencji. No, może z wyjątkiem odzieżowej.
„Hillary Clinton nie musi nikogo przekonywać o swej męskości“ – napisała na łamach „New York Timesa“ Gloria Steinem, czołowa amerykańska feministka. Paradoksalnie jednak to nie z męskością ma Hillary największe kłopoty. Znacznie ciężej przychodzi jej przekonać wyborców o swej kobiecości. Być może najwięcej trudności ma z przekonaniem o tym samej siebie.
Po pierwszej, niespodziewanej, przegranej w styczniowych prawyborach w stanie Iowa Clinton zwierzyła się w jednym z wywiadów, iż porażka nauczyła ją, że musi pokazać swą miękką stronę. Podczas spotkania z grupą kobiet przy śniadaniu w kawiarni w stanie New Hampshire mówiła, że ciężko jej w męskim świecie, ale czuje, iż wreszcie odnalazła swój głos (to naczelne zadanie każdej szanującej się feministki). W oczach miała ponoć łzy.