W ONZ zasiada państwo o nazwie Federacja Rosyjska, jego flagą jest trójkolorowy sztandar, a godłem dwugłowy orzeł. To jednak tylko fasada. Kraj ten przesiąknięty jest bowiem duchem bolszewizmu, którego nikt nie próbuje ani nawet nie chce wyplenić. Szczególnie widoczne jest to w uprawianej przez Kreml polityce historycznej.
Niedawno, wraz z Rodzinami Katyńskimi, brałem udział w pielgrzymce na miejsce kaźni polskich oficerów. Pociągiem specjalnym przyjechaliśmy do Smoleńska, gdzie podstawiono nam autokary. Znalazł się jednak czas, aby przez kilka godzin pokręcić się po mieście. Smoleńsk to spora, licząca ponad 300 tysięcy mieszkańców, aglomeracja, jak sądzę, reprezentatywna dla europejskiej części Rosji.
Na pierwszy ślad prosowieckiej polityki historycznej natknąłem się już zaraz po opuszczeniu pociągu – na kolejowym dworcu. Miłym zaskoczeniem był wiszący na jednej ze ścian poczekalni wielki realistyczny obraz przedstawiający kilku carskich oficerów w chłopskiej chacie. Zielone mundury, epolety, bokobrody i wysokie lśniące kawaleryjskie buty. Ikona nad żołnierskimi głowami.
W tej samej poczekalni powieszono jednak jeszcze dwa obrazy. Na pierwszym grupa wesoło gawędzących przy ognisku, uzbrojonych po zęby krasnoarmiejców w zimowych kamuflażach. Na drugim narada rewolucjonistów. Wyidealizowany Włodzimierz Iljicz z błyskiem w oku wygłasza płomienną tyradę.
To samo na głównym placu miasta. Na siedzibie lokalnych władz dwugłowy orzeł i niemrawo łopocząca flaga państwowa. Wszystko to przytłoczone przez wielki socrealistyczny pomnik Lenina z szarego, tępo ciosanego kamienia. Obok jakaś groteskowa brama triumfalna z metalowych rur, z przybitymi do niej czerwonymi kawałkami blachy i gigantyczną czerwoną gwiazdą.