Izraelski pisarz i poeta Chaim Beer ostatnio opublikował wzruszającą książkę pt. „Na pewnym miejscu”. To miłosny wiersz do książek, do biblioteki żydowskiej, tak religijnej, jak i świeckiej.
Mój ojciec Meir Weiss zabrał ze sobą do klitki w ścianach piwnicy, gdzie ukrywaliśmy się podczas Zagłady w Borysławiu, kilka książek po polsku i po niemiecku. Z ich pomocą uczył mnie i mego kuzyna Szmila czytać i pisać. Naród żydowski alegorycznie nazywają ludem Księgi, pod którą, oczywiście, rozumie się Pięcioksiąg. Księga ksiąg była pierwszą książką drukowaną po wynalezieniu drukarstwa w XVI wieku. Zresztą i do dziś dalej jest bestsellerem.
W swojej książce „Wizje kosmopolityzmu europejskiego: perspektywa żydowska” prof. Nathan Schnitzer pisze o mieście Offenbach pod Frankfurtem nad Menem, gdzie alianci odkryli pod koniec wojny ogromne magazyny przepełnione książkami Żydów, o Żydach i judaizmie skradzionymi przez nazistów z całej Europy, a szczególnie z Polski. Odpowiedzialnym za rabunek był minister Rosenberg, który prowadził specjalne badania i kursy na temat wiary żydowskiej dla oficerów gestapo już w 1942 r. Jego cel polegał na tym, żeby udowodnić niebezpieczeństwo ukrywające się w kulturze narodu żydowskiego.
Ze skutkami tego gwałtownego rabunku walczyli czołowi przedstawiciele żydostwa amerykańskiego, zwłaszcza historyk z Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku Salo Baron, emigrant z galicyjskiego Tarnowa i prof. Juda Magnes, prezydent Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Pod koniec wojny w Europie zostały tylko szczątki gmin żydowskich, które straciły sześć milionów swoich rodaków. Ci, co przeżyli, chcieli w większości wyjechać do Ameryki, do Australii, a jeszcze lepiej do Palestyny i walczyć tam o swoje państwo. Europa ich zdradziła i, jak napisał poeta Paul Célan, stała się „zastygłym jeziorem krwi żydowskiej”. O tym mordzie i jego znaczeniu demograficznym pisał w swojej książce „Kadysz za nienarodzone dziecko” węgierski pisarz pochodzenia żydowskiego i noblista Imre Kertész, który zresztą również był „absolwentem” Auschwitz-Birkenau.
Salo Baron twierdził, że narodowe, religijne i demograficzne centrum żydowskie przeszło do Stanów Zjednoczonych, w których tuż po wojnie mieszkało sześć milionów Żydów. Jednak Juda Magnes uważał, że to centrum znajduje się w Państwie Izrael, w jego sercu – Jerozolimie, która jest nadzieją państwa żydowskiego. Salo Baron poszedł w ślad za historiozoficznym systemem Szymona Dubnowa z Wilna, który opisywał dzieje Żydów w kategoriach kolejnych „centrów”: po podbiciu ziemi izraelskiej przez Rzymian centrum przeszło do Afryki Północnej, dalej do Hiszpanii, do Europy Środkowej, szczególnie do Polski. Salo Baron ciągnął nić dalej – z Polski do Ameryki, czym budował historyczny model istnienia narodu żydowskiego i wiary żydowskiej, ale wyłącznie na wygnaniu!