Reklama
Rozwiń
Reklama

Między Babilonem a Jerozolimą

Jeden z wybitnych filozofów i badaczy ruchu chasydzkiego Martin Buber powiedział, że jeżeliby go spytali, co on by chciał wziąć ze sobą na wyspę bezludną, to najbardziej wolałby wziąć ze sobą książkę.

Publikacja: 04.07.2009 15:00

Izraelski pisarz i poeta Chaim Beer ostatnio opublikował wzruszającą książkę pt. „Na pewnym miejscu”. To miłosny wiersz do książek, do biblioteki żydowskiej, tak religijnej, jak i świeckiej.

Mój ojciec Meir Weiss zabrał ze sobą do klitki w ścianach piwnicy, gdzie ukrywaliśmy się podczas Zagłady w Borysławiu, kilka książek po polsku i po niemiecku. Z ich pomocą uczył mnie i mego kuzyna Szmila czytać i pisać. Naród żydowski alegorycznie nazywają ludem Księgi, pod którą, oczywiście, rozumie się Pięcioksiąg. Księga ksiąg była pierwszą książką drukowaną po wynalezieniu drukarstwa w XVI wieku. Zresztą i do dziś dalej jest bestsellerem.

W swojej książce „Wizje kosmopolityzmu europejskiego: perspektywa żydowska” prof. Nathan Schnitzer pisze o mieście Offenbach pod Frankfurtem nad Menem, gdzie alianci odkryli pod koniec wojny ogromne magazyny przepełnione książkami Żydów, o Żydach i judaizmie skradzionymi przez nazistów z całej Europy, a szczególnie z Polski. Odpowiedzialnym za rabunek był minister Rosenberg, który prowadził specjalne badania i kursy na temat wiary żydowskiej dla oficerów gestapo już w 1942 r. Jego cel polegał na tym, żeby udowodnić niebezpieczeństwo ukrywające się w kulturze narodu żydowskiego.

Ze skutkami tego gwałtownego rabunku walczyli czołowi przedstawiciele żydostwa amerykańskiego, zwłaszcza historyk z Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku Salo Baron, emigrant z galicyjskiego Tarnowa i prof. Juda Magnes, prezydent Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Pod koniec wojny w Europie zostały tylko szczątki gmin żydowskich, które straciły sześć milionów swoich rodaków. Ci, co przeżyli, chcieli w większości wyjechać do Ameryki, do Australii, a jeszcze lepiej do Palestyny i walczyć tam o swoje państwo. Europa ich zdradziła i, jak napisał poeta Paul Célan, stała się „zastygłym jeziorem krwi żydowskiej”. O tym mordzie i jego znaczeniu demograficznym pisał w swojej książce „Kadysz za nienarodzone dziecko” węgierski pisarz pochodzenia żydowskiego i noblista Imre Kertész, który zresztą również był „absolwentem” Auschwitz-Birkenau.

Salo Baron twierdził, że narodowe, religijne i demograficzne centrum żydowskie przeszło do Stanów Zjednoczonych, w których tuż po wojnie mieszkało sześć milionów Żydów. Jednak Juda Magnes uważał, że to centrum znajduje się w Państwie Izrael, w jego sercu – Jerozolimie, która jest nadzieją państwa żydowskiego. Salo Baron poszedł w ślad za historiozoficznym systemem Szymona Dubnowa z Wilna, który opisywał dzieje Żydów w kategoriach kolejnych „centrów”: po podbiciu ziemi izraelskiej przez Rzymian centrum przeszło do Afryki Północnej, dalej do Hiszpanii, do Europy Środkowej, szczególnie do Polski. Salo Baron ciągnął nić dalej – z Polski do Ameryki, czym budował historyczny model istnienia narodu żydowskiego i wiary żydowskiej, ale wyłącznie na wygnaniu!

Reklama
Reklama

Tak czy inaczej, w sprawie zbiorów z magazynów w Offenbach osiągnięto swego rodzaju kompromis: część tego bogactwa pojechała do Stanów, a część – do Jerozolimy.

W gronie Żydów każde wygnanie nazywają krótkim i pojemnym słowem „Babilon”. Jak wiadomo, w Babilonie powstała Miszna, tzw. Talmud Babiloński, prawdziwa perła wiary żydowskiej. Dla Żydów ortodoksyjnych ma większe znaczenie niż Pięcioksiąg. W ich rozumieniu Pięcioksiąg symbolizuje ziemię Izraela w sensie rozszerzonym, natomiast Talmud – wygnanie.

Nieprzypadkowo liderzy syjonizmu cytowali Pięcioksiąg. Do niego odsyłali Theodor Herzl i Dawid Ben Gurion. Właśnie on był źródłem naszych roszczeń do ponownej niepodległości. Właśnie on tłumaczy granicę Państwa Izrael.

Ale i tak po Zagładzie większość Żydów nie wróciła do swojej historycznej ojczyzny. Granice są dla nich zawsze otwarte, państwo pomaga nowym przybyszom, ale Żydzi dalej mieszkają poza granicami Izraela i uważają te kraje za swoją ojczyznę. W tym sensie większość Żydów mieszka w Babilonie, a nie w Jerozolimie. Oni nie używają terminu „wygnanie” lub „diaspora”. I tylko my, syjoniści dalej mówimy „wygnanie”.

Izraelski pisarz i poeta Chaim Beer ostatnio opublikował wzruszającą książkę pt. „Na pewnym miejscu”. To miłosny wiersz do książek, do biblioteki żydowskiej, tak religijnej, jak i świeckiej.

Mój ojciec Meir Weiss zabrał ze sobą do klitki w ścianach piwnicy, gdzie ukrywaliśmy się podczas Zagłady w Borysławiu, kilka książek po polsku i po niemiecku. Z ich pomocą uczył mnie i mego kuzyna Szmila czytać i pisać. Naród żydowski alegorycznie nazywają ludem Księgi, pod którą, oczywiście, rozumie się Pięcioksiąg. Księga ksiąg była pierwszą książką drukowaną po wynalezieniu drukarstwa w XVI wieku. Zresztą i do dziś dalej jest bestsellerem.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Reklama
Plus Minus
„Posłuchaj Plus Minus”: Czy inteligencja jest tylko za Platformą
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Plus Minus
Odwaga pojednania. Nieznany głos abp. Kominka
Plus Minus
„Kubek na tsunami”: Żywotna żałoba przegadana ze sztuczną inteligencją
Plus Minus
„Kaku: Ancient Seal”: Zręczny bohater
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Plus Minus
„Konflikt”: Wojna na poważnie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama