W ogóle Agrykola to temat na osobny felieton. Dawniej znakiem rozpoznawczym tej części Łazienek był pomnik Sobieskiego, dziś – wiadukt Trasy „Ł”, który przecina teren i niszczy wspomnienia. A jest co wspominać. Wystawy rolnicze i strzelanie do gołębi. Pierwszy warszawski klub tenisowy i siedzibę piłkarzy Polonii. W 1921 roku na trybunie zasiadł sam Józef Piłsudski, ale niewiele to pomogło (Polonia – Cracovia 0:6). Moja pamięć nie sięga tak daleko, ale z rozrzewnieniem przypominam sobie tor saneczkowy, gdzie zjeżdżało się na śledzia(co więksi ryzykanci na podwójnego śledzia). Na boiskach Agrykoli graliśmy w piłkę ręczną – szczypiorniaka w jedenastu lub hazenę (to raczej dziewczyny) – siedem na małe bramki. Nożna była gorzej widziana. Brutalny sport. Kto wstąpił do klubu – co było zakazane przez władze szkolne – przybierał pseudonim. Ciekawe, że z tych czasów nie mam bliskich kolegów. Miałem natomiast wielkiego przyjaciela, któremu posłałem zdjęcie z tego święta, jak piękną robinsonadą łapie piłkę. Skwitował je pogardliwym: „pozowane!”. A jakie mogło być, zrobione aparatem Kodak Baby. Ten przyjaciel to syn prezydenta Wilna Władysław Maleszewski, tzw. Wołodia. Spotykaliśmy się co roku nad morzem w Wielkiej Wsi – Hallerowie i szaleliśmy sportowo. Pamiętam lato 1936 roku – olimpiada w Berlinie. Słuchaliśmy jej przez radio w jakiejś budce. Brązowy medal w rzucie oszczepem zdobyła Marysia Kwaśniewska. Wołodia nie przypuszczał, że to jego przyszła żona. Po wojnie ocieraliśmy się o siebie. On stworzył polską koszykówkę jako najlepszy trener w historii, a czasem zaglądał do mnie do teatru. Takie bardziej filmowe spotkanie miało miejsce za karnawału „Solidarności”. Spod transparentu „AK buduje Trasę i most Grota”, z tłumu podstarzałych już kombatantów wyskoczył Wołodia i utonęliśmy w niedźwiedzim uścisku. Kogo tam nie było? I pułkownik Wincenty Kwieciński z wyrokiem śmierci, i łączniczka, która ostatnia widziała generała Grota. Historia Polski. Poszliśmy potem na kawę do Szkoły Teatralnej, której byłem wtedy rektorem. Wołodia skarżył się, że jest po operacji raka. Kiepsko wyglądał. Niebawem odszedł. Jego żona (starsza od niego) przeżyła go, dobijając niemal setki. Miał długie, piękne życie.
A ja ciągle pamiętam, jak uciszamy pijanych Kaszubów, bo Polska wygrywa 5:4 z Anglią na olimpiadzie. W tle słychać niezapomnianego Wojtka Trojanowskiego: „Szkoda, że państwo tego nie widzą”.