Jak trzeszczały karki, czyli dwa tygodnie kampanii 2005 roku

Dwaj finaliści słaniają się z wyczerpania. Straszny widok, dwie ruiny, które się walą nawzajem – pisał pięć lat temu Maciej Rybiński o zmaganiach przed drugą turą wyborów prezydenckich

Publikacja: 25.06.2010 11:15

Jak trzeszczały karki, czyli dwa tygodnie kampanii 2005 roku

Foto: ROL

Te wybory ma wygrać Donald Tusk. Nie wątpi w to nikt. Prawie. Tylko jedna gazeta uważa inaczej. „Po zwycięstwie PiS notowania Lecha Kaczyńskiego wystrzeliły w górę. Ośrodki badania opinii nadal dają przewagę Donaldowi Tuskowi, ale doświadczenie pozwala spokojnie odjąć 10 proc. poparcia kandydatowi PO” – pisze na pierwszej stronie „Naszego Dziennika” Małgorzata Goss. „Wyborcza” kpi.

Bo to niemożliwe. Kilka dni przed pierwszą turą wyborów prezydenckich 2005 roku Donald Tusk w badaniach wszystkich głównych ośrodków cały czas przewodzi stawce. W sondażu GfK Polonia dla „Rzeczpospolitej”: Tusk: 42 proc., Kaczyński 31, Lepper 12, Borowski 8, Kalinowski 3. Według CBOS relacja między Tuskiem a Kaczyńskim wynosi 40 do 35, według OBOP 45 do 34.

„Prezydent Tusk” – to hasło obok twarzy lidera Platformy wisi na ogromnych billboardach w całej Polsce. „Prezydent IV RP” – w ciepłym stylowym pomieszczeniu przy solidnym biurku stateczny Lech Kaczyński spogląda na Polaków z równie wielkich reklam.

Kilka tygodni wcześniej Platforma Obywatelska ku zaskoczeniu wszystkich przegrywa wybory parlamentarne. To był szok. A raczej pierwszy z szoków. Nie tak miało być.

Koalicja przyjaciół z Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości ma więc być koalicją przyjaciół z Prawa i Sprawiedliwości z Platformą Obywatelską. Z pisowskim szefem rządu, ale dobrze nastawionym do przyjaciół z PO. Jan Rokita nie zostanie już premierem z Krakowa, ale ma być wicepremierem. Na premiera Kaczyński wystawia Kazimierza Marcinkiewicza. Wszyscy się zastanawiają, czy jednak nie będzie kierował rządem „z tylnego siedzenia”. Czy nie będzie mu przeszkadzał.

[srodtytul]Wołek widzi wizjonera [/srodtytul]

Te wątpliwości stara się rozwiać pełen atencji dla prezesa PiS publicysta Tomasz Wołek. W „Gazecie Wyborczej” pisze: „[Jarosław] Kaczyński nie jest typem technokraty ani administratora. To bardziej ideolog (twórca idei), autor dalekosiężnych wizji politycznych, strateg, a przy tym chłodny analityk. Tego rodzaju predyspozycje skłaniają do zachowania pewnego dystansu do politycznej bieżączki. Ktoś taki zapewne znakomicie czuje się w roli szefa rządzącej partii, ale niekoniecznie rządu. (...) Jarosław Kaczyński wcale nie musi dążyć do dominacji, jeśli oznacza ona natrętne wtrącanie się, ciągłe pouczanie premiera i próby ręcznego sterowania dezorganizujące pracę rządu. Można sobie wyobrazić inny model aktywności z tylnego siedzenia – budowanie rządowego zaplecza w parlamencie, wzmacnianie więzi koalicyjnych, podsuwanie strategicznych konceptów, przyjazną i twórczą współpracę”. Tekst zatytułowany jest „Dobrze rządzić z tylnego siedzenia”.

Wołek jest jeszcze przed gwałtowną konwersją, a tu już zaczyna się ostra jazda bez trzymanki po obu stronach. W środę, cztery dni przed pierwszą prezydencką turą, Zbigniew Ziobro, szef sztabu Lecha Kaczyńskiego, atakuje Grzegorza Schetynę: „Jeden z przedsiębiorców w zamian za sponsorowanie klubu Śląsk Wrocław w ciągu dwóch tygodni otrzymał pozwolenie na postawienie budynku. To oczywista płatna protekcja” – mówi. Przypomina, że Tusk zapowiadał, iż jeśli pojawią się udokumentowane podejrzenia wobec osoby z jego otoczenia, to natychmiast ją zawiesi. „Oczekuję jednoznacznej deklaracji od »człowieka z zasadami«, co zrobi ze Schetyną” – oświadcza Ziobro. Sprawę opisał dwa miesiące wcześniej „Newsweek”.

Jacek Protasiewicz ze sztabu Tuska odpowiada zdjęciem Kazimierza Marcinkiewicza jedzącego sushi z Mirosławem Styczniem. Styczeń był wtedy oskarżony o wyłudzenie 340 tys. zł i musiał odejść z PiS. „Jaką rolę odgrywa Styczeń u boku Marcinkiewicza?” – pyta Protasiewicz. To jednak dopiero przygrywka. Będzie jeszcze mocniej.

[srodtytul]Benzyna po 6 zł[/srodtytul]

Ale dwaj główni konkurenci ciągle jeszcze nie wkroczyli na prawdziwie wojenną ścieżkę. Na razie rozdają sobie lekkie prztyczki. Donald Tusk mówi we wspólnym z Lechem Kaczyńskim wywiadzie dla „Wyborczej”: „Mamy materiały, które jednoznacznie pokażą, że próba realizacji programu PiS jest naprawdę groźna, bo benzyna będzie kosztowała 6 zł. A kiedy Lech Kaczyński ostatni raz tankował samochód? Ja wczoraj. Ale Lech i Jarosław Kaczyńscy nie prowadzą samochodu, więc może się im wydawać, że benzyna to jest produkt dla bogatych”. Lech Kaczyński: „Ależ świetnie wiem, ile kosztuje benzyna. Czasem 4,30, czasem 4,20. Panie Donaldzie, tyle samo lat korzystasz z samochodu służbowego co ja”.

Spierają się jeszcze o Radio Maryja, lustrację i obalanie rządu Jana Olszewskiego. Obaj o osobie mówią per „kolega”. „Przyjaciel” – już rzadziej. Lech Kaczyński: „Mam szczery interes, żeby wygrać wybory. Ale mam też interes, żeby z tym dżentelmenem się nie znielubić do końca”. „A jeszcze do tego nie doszło?” – pytają Monika Olejnik i Agnieszka Kublik. Obaj odpowiadają: nie.

Donald Tusk jest jeszcze w stanie mówić: „Czytałem wielokrotnie w niektórych lewicowych gazetach, że Kaczyńscy to jest groźba faszyzmu w Polsce. Dlatego publicznie powiedziałem, że to jest absurd”.

I przyszła pierwsza niedziela. Donald Tusk i liderzy Platformy w salach Muzeum Narodowego. Lech Kaczyński w zatłoczonej siedzibie sztabu Prawa i Sprawiedliwości.

Zgodnie z przewidywaniami w pierwszej rozgrywce wygrywa Tusk, ale minimalnie, znacznie mniej, niż przewidywały sondaże. „Prosimy o więcej. To jeszcze tylko kilka kroków!” – apeluje.

Lech Kaczyński: „Chciałbym podziękować wszystkim, którzy opowiedzieli się za III Rzeczpospolitą. To znaczy za IV Rzeczpospolitą, oczywiście” – poprawia się szybko.

Wszyscy zapowiadają, że nastąpią brutalne dwa tygodnie. Tusk deklaruje, że nie chce atakować, ale jeśli konkurent (jeszcze tak o sobie mówią) będzie w niego uderzał, to on odpowie twardo. „Jestem wychowany w prostej rodzinie i jeśli czasami na podwórku trzeba było wyjaśniać sprawy po męsku, to wyjaśniało się je po męsku”.

I tak będzie. Tymczasem Marcinkiewicz i Rokita potajemnie się naradzają i snują wizje popisowego rządu. Politycznych rozmów jednak nie ma i wiadomo, że do drugiej tury wyborów nie będzie. Platforma jest pewna zwycięstwa Tuska i chce poczekać, aż to się już stanie. Kampanijna walka nie sprzyja rozmowom. A naród marzy o wspólnym rządzie.

Kandydaci ruszają w Polskę. Jacek Kurski, sztabowiec Lecha Kaczyńskiego: „Teraz program będzie odgrywał mniejszą rolę, skupimy się na zderzeniu osobowości. Porównamy życiowe osiągnięcia Kaczyńskiego i jego przeciwnika. Tusk nie ma szans”. Widać, słuchać i czuć, że zderzenia będą ostre. Polska solidarna kontra Polska liberalna. Ten koncept zagrał w wyborach parlamentarnych i ma zagrać dalej.

[srodtytul]Łubudu go dziadkiem![/srodtytul]

Po obu stronach pełna mobilizacja. Głos zabiera ojciec Tadeusz Rydzyk: „Jeśli wygrają liberałowie, bogaci będą jeszcze bogatszymi, a biedni jeszcze biedniejszymi (…) Liberalizm jest grzechem – uwalnia od Pana Boga, od miłości, od sprawiedliwości, od prawdy”.

W tygodniku „Wprost” pojawia się tekst opisujący relacje między Kazimierzem Marcinkiewiczem a kontrowersyjnym biznesmenem Janem Łuczakiem, byłym doradcą ZChN-owskiego ministra łączności Jana Szyszki, zaangażowanym m.in. w przetarg na UMTS. Łuczakiem kilka lat temu interesowała się prokuratura, choć nie ciąży na nim żaden wyrok. Biznesmen miał pożyczać Marcinkiewiczowi pieniądze, choć ten w jednym z wywiadów zapewniał, że nie łączą go z Łuczakiem żadne interesy.

Dwa dni później pada wystrzał z największej armaty. Jacek Kurski mówi tygodnikowi „Angora”: „Poważne źródła na Pomorzu mówią, że dziadek Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu”. Wybucha skandal. Media się trzęsą. Tusk: „To oszczerstwo”. Wszyscy potępiają Kurskiego. „Jeśli ktoś nie potrafi zapanować nad swoimi ludźmi, nie powinien być prezydentem” – grzmi kandydat PO.

Wieczorem debata w TVN. Lech Kaczyński trzykrotnie przeprasza Donalda Tuska, na co ten odpowiada: „Przyjmuję przeprosiny, ale nie usprawiedliwiam metod”.

Kurski zostaje potępiony nawet we własnej partii. Wylatuje ze sztabu wyborczego Kaczyńskiego. Gdy na pierwszym posiedzeniu parlamentu odbiera od przewodniczącego PKW zaświadczenie o wyborze, zostaje wybuczany i wygwizdany przez posłów. Dzień później partyjny sąd wyrzuca go z PiS, a on tłumaczy: „Nie dziadek Donalda Tuska służył w Wehrmachcie, ale rodzony brat dziadka. Żałuję, wyrażam skruchę. Nie powiedziałem jednak oszczerstwa, popełniłem pomyłkę”. Potem się okazuje się, że z tym dziadkiem było jeszcze inaczej.

[srodtytul]Kampania w hospicjum[/srodtytul]

Ale dym z armat unosi się po obu stronach. Kilka dni wcześniej Hanna Gronkiewicz-Waltz, by zaatakować Lecha Kaczyńskiego, organizuję konferencję prasową w jednym z warszawskich hospicjów. Oskarża Kaczyńskiego, że za jego prezydenckiej kadencji w mieście władze Warszawy ograniczyły pieniądze na takie ośrodki. „Nie na tym polega Warszawa solidarna i nie tak powinna wyglądać Polska solidarna!” – atakuje.

Zbigniew Ziobro: „Oburzające jest wykorzystywanie w kampanii wyborczej przez jedną z liderek Platformy Obywatelskiej Hannę Gronkiewicz-Waltz osób śmiertelnie chorych”.

Atmosfera staje się coraz bardziej gorąca. W Radiu Zet Paweł Śpiewak, orędownik Tuska, potępia Kurskiego za polityczną łobuzerię i wciąganie do walki politycznej rodziców i dziadków. Monika Olejnik przypomina, jak on sam wyciągał Cimoszewiczowi przeszłość jego ojca w komunistycznym aparacie bezpieczeństwa. „Panie pośle, upraszczając: gdyby dziadek Tuska rzeczywiście zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu, co jest samo w sobie bzdurą, czy pan by miał inne spojrzenie na Tuska?” – pyta. Śpiewak: „Nie, to jest dla mnie bez znaczenia w gruncie rzeczy, natomiast uważałbym, że używanie tego jako argumentu przeciwko Donaldowi Tuskowi jest rzeczą haniebną”. „A przeciwko Cimoszewiczowi?” – pyta dziennikarka. „To nie było użyte jako argument przeciwko niemu” – tłumaczy się niezbornie Śpiewak.

Lech Kaczyński do Donalda Tuska w debacie telewizyjnej: „Postąpiliście haniebnie, a pan celowo wprowadza ludzi w błąd. Różnica między nami polega na tym, że Kurski nie jest już członkiem PiS, a Hanna Gronkiewicz-Waltz siedzi tu na widowni”. I pokazuje na kartce słupki, z których wynika, że Warszawa wydaje na hospicja wielokrotnie więcej niż Gdańsk, skąd pochodzi lider Platformy. Tusk, najwyraźniej zaskoczony, odpowiada, że... jest dumny z Gronkiewicz-Waltz.

Dwa dni później okazuje się, że dziadek Donalda Tuska był rzeczywiście w Wehrmachcie, ale wbrew oskarżeniom Jacka Kurskiego nie zgłosił się na ochotnika, lecz został wcielony i szybko znalazł się po stronie aliantów. „Nic o tym nie wiedziałem” – tłumaczy w „Faktach” Tusk.

Maciej Rybiński komentuje w „Rzeczpospolitej”: „Gną się barki. Trzeszczą karki. Na trybunach zamieszanie. To szalikowcy Kaczyńskiego rzucili się na kibiców Tuska. To nie zabawa, to krwawa rozprawa. Ale zawody trwają. (...). W konkurencji gestów patriotycznych najwyższe notowania ma gest Kozakiewicza. W poszukiwaniu ważkich argumentów na finał rozkopuje się groby i rwie deski z trumien. Dwaj finaliści słaniają się z wyczerpania. Straszny widok, dwie ruiny, które się walą nawzajem. Część publiczności usiłuje się wymknąć ze stadionu. Ale wszystkie bramy są pozamykane. Nie można umknąć. Porządkowi okładają niesfornych widzów kiełbasą wyborczą. Igrzysko ma trwać, i trwa ich mać”.

Sondaże ciągle przychylne dla Tuska. „Rosną szanse Tuska w II turze” – pisze Piotr Pacewicz w „Wyborczej”. Według PBS tydzień przed właściwym głosowaniem Tusk dostałby 56 proc. głosów.

Żelazny temat kampanii – służba zdrowia. Obóz Tuska w tej dyskusji reprezentuje prof. Zbigniew Religa. W czwartek mówi, że program ochrony zdrowia PiS, zakładający powrót do finansowania jej z budżetu państwa, jest niebezpieczny i nie do pogodzenia z programem PO. Zapewnia też, że nigdzie w jego programie nie pada słowo o prywatyzacji służby zdrowia. Spór o to, czy Platforma chce ją prywatyzować, toczy się właśnie od wtedy.

Radio Maryja zaprasza na debatę obu kandydatów. Sztab Tuska propozycję odrzuca. „Z góry można przyjąć, że skończyłoby się to seansem nienawiści” – mówi szef kampanii lidera PO Jacek Protasiewicz. GfK dla „Rzeczpospolitej”: 12-punktowa przewaga Tuska.

W mediach pojawia się informacja: Grzegorz Schetyna sprzedaje swoje 95 proc. udziałów w Sportowej Spółce Akcyjnej Śląsk Wrocław. Mówi, że nie zarobi na tym, a akcje sprzeda po ocenie nominalnej. Nie podaje jednak, jaka jest wartość transakcji.

[srodtytul]Balcerowicz musi odejść[/srodtytul]

Do wyborów jeszcze pięć dni. Kolejny ważny strzał. Lech Kaczyński ogłasza, że jeśli zostanie prezydentem, to Leszek Balcerowicz będzie musiał odejść z NBP. „Nie wysunę pana Leszka Balcerowicza na następną kadencję. Kadencja szefa NBP kończy się za nieco ponad rok, w styczniu 2007 r.” – zapowiada w Zielonej Górze.

„Gazeta Wyborcza” pyta od razu: „Zamach na politykę pieniężną?”. I cytuje prof. Stanisława Gomułkę: „Być może chodzi o to, by faktycznie przejąć kontrolę nad polityką pieniężną. To prezydent wskazuje kandydata na szefa NBP. Potem prezes proponuje wiceprezesów, których powołuje prezydent przy kontrasygnacie premiera. Jeśli polityka pieniężna znalazłaby się w rękach zarządu NBP, a nie RPP, to decyzje o stopach procentowych mogłyby być podejmowane z pobudek politycznych”. Donald Tusk, pytany o Balcerowicza, nie spieszy się z deklaracjami, że by go wskazał. „Nie wiem, czy Balcerowicz by chciał” – odpowiada wymijająco. Balcerowicz nie pomaga w kampanii.

Zarząd SLD oświadcza, że nie popiera nikogo. „Żaden z nich nie ma nawet poglądów zbliżonych do poglądów Sojuszu” – oświadcza Wojciech Olejniczak, ówczesny szef partii.

Znany biznesmen Roman Kluska włącza się do kampanii i mówi, że poprze Lecha Kaczyńskiego, Marek Borowski – Donalda Tuska. Tusk pokazuje się publicznie w Krakowie z Lechem Wałęsą.

Głos zabiera też Aleksander Kwaśniewski: „Byłoby dobrze, gdyby prezydentem został polityk, który chce Polskę łączyć, a nie dzielić, który jest człowiekiem umiaru. Jeden z kandydatów jest bardziej umiarkowany, a drugi bardziej radykalny”. W jednym z programów radiowych mówi wprost: „Koncepcja Donalda Tuska jest mi bliska”.

[srodtytul]Wilcze oczy Tuska[/srodtytul]

Dyrektor Radia Maryja z kolei ogłasza: „Pan Tusk jest człowiekiem nieuczciwym. Życzę Lechowi Kaczyńskiemu, żeby zwyciężył”. O Tusku mówi jeszcze: „Nie wiem, co jest mu winne Radio Maryja. Patrzy na nas tak jak wilk. Ma ładną twarz i wilcze oczy. I ty masz być naszym prezydentem?”.

Tego samego dnia w tym samym radiu Andrzej Lepper apeluje do działaczy PiS, żeby wymuszali na władzach partii tworzenie koalicji PiS, Samoobrony, LPR i PSL. „To jedyna szansa dla Polski, żeby zwyciężył kierunek narodowy” – mówi Lepper.

Lech Kaczyński w tym czasie odwiedza Częstochowę. Spotyka się z przeorem Jasnej Góry. Potem Kraków. Wizyta na Wawelu. Schodzi do krypty Józefa Piłsudskiego. Klika dni wcześniej był tam Donald Tusk.

Ostatnie sondaże w przedwyborczy czwartek. „Rzeczpospolita”: Donald Tusk 56 proc., Lech Kaczyński 44. Tusk zyskuje, Kaczyński traci.

Ostatnie obietnice. Donald Tusk ogłasza, że poprze ustawy zapewniające bezpłatne studia.

Lech Kaczyński o zdrowiu: „Nie chcemy szpitali, w których jedni będą leżeć w klimatyzowanych pokojach, a inni w salach wieloosobowych. Odmiennie niż PO”.

Jeszcze ciągle wszyscy wierzą, że zaraz po wyborach szybko powstanie rząd PO – PiS. Z premierem Marcinkiewiczem i wicepremierem Rokitą.

Krzysztof Gottesman komentuje w „Rzeczpospolitej”: „Całe szczęście, że to już ostatnie dni politycznej zawieruchy. Można oczekiwać, niemal być pewnym, że w powyborczy poniedziałek PO oraz PiS przyspieszą negocjacje. Czternastodniowy termin na sformowanie rządu nie wydaje się zagrożony. Ani Kaczyński nie chce koalicji z Lepperem, ani Tusk z Olejniczakiem czy Giertychem. (...) Ale to nie będzie na pewno łatwa i bezkonfliktowa koalicja. Zwłaszcza jeśli wybory prezydenckie wygra Lech Kaczyński. Stan równowagi sił między Platformą Obywatelską a PiS będzie dobrze służył skuteczności rządzenia. (…) Wczoraj zarówno Kazimierz Marcinkiewicz, jak i Jan Rokita byli pełni optymizmu co do perspektyw przyszłego rządu. Wkrótce zaczną pracować zespoły ekspertów”. Niemal wszyscy w to wierzą.

[srodtytul]Szok drugi[/srodtytul]

W auli Politechniki Warszawskiej tłumy zwolenników Donalda Tuska. O 20.25 telewizje podają wyniki exit polls. Tusk przegrywa z Kaczyńskim 46 do 54. Odwrotnie, niż miało być.

Cisza. I jęk zawodu. Donald Tusk jest w szoku. Jak cała Platforma. Podwójna przegrana. Tylko Jan Rokita, którego w kampanii praktycznie nie było, mówi: „Myślę o nim (Tusku) niesłychanie ciepło, myślę o tym, że pewnie czekają go trudne dni po porażce. (...) Od dzisiaj to Lech Kaczyński jest moim prezydentem. Chciałbym, żeby to była wielka prezydentura”. Rokita jeszcze nie wie, że to oświadczenie to początek jego politycznego końca.

Za to w Pałacu Kultury fiesta. Jeszcze przed godziną zamknięcia lokali wyborczych Michał Kamiński, jeden z twórców kampanii, mając już pewnie przecieki wyników, kpi z ośrodków badania opinii publicznej: „Jeśli ktoś będzie chciał płacić za to, co robicie, jest frajerem!” – krzyczy do mikrofonu. Kiedy pojawiają się słupki na ekranach, sala szaleje: „Lechu, Lechu!”. Lech wychodzi i mówi: „Panie prezesie! Melduję wykonanie zadania!”.

Krótko po wyborach rozpoczynają się groteskowe rozmowy Platformy z PiS. Obiecana dziesiątki razy przez przywódców obu partii, oczekiwana przez miliony wyborców koalicja nigdy nie powstanie.

Te wybory ma wygrać Donald Tusk. Nie wątpi w to nikt. Prawie. Tylko jedna gazeta uważa inaczej. „Po zwycięstwie PiS notowania Lecha Kaczyńskiego wystrzeliły w górę. Ośrodki badania opinii nadal dają przewagę Donaldowi Tuskowi, ale doświadczenie pozwala spokojnie odjąć 10 proc. poparcia kandydatowi PO” – pisze na pierwszej stronie „Naszego Dziennika” Małgorzata Goss. „Wyborcza” kpi.

Bo to niemożliwe. Kilka dni przed pierwszą turą wyborów prezydenckich 2005 roku Donald Tusk w badaniach wszystkich głównych ośrodków cały czas przewodzi stawce. W sondażu GfK Polonia dla „Rzeczpospolitej”: Tusk: 42 proc., Kaczyński 31, Lepper 12, Borowski 8, Kalinowski 3. Według CBOS relacja między Tuskiem a Kaczyńskim wynosi 40 do 35, według OBOP 45 do 34.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
„TopSpin 2K25”: Game, set, mecz
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił