"W ostatnim czasie odkryliśmy w Polsce nowe zagrożenie dla demokracji i wolności politycznej, jakie może płynąć ze strony mediów. Pojawiły się wątpliwości, czy media służą dobrze polskiej demokracji? A nawet więcej – czy dobrze służą Polsce i naszej wolności? I to nie dlatego, że są zbyt słabe, ale dlatego, że są zbyt mocne" - tak formułuje założenia wstępne swojego eseju [b][link=http://www.rp.pl/artykul/530862.html]Siła mediów, słabość demokracji[/link][/b] Zdzisław Kransodębski.
"Kiedyś wydawało się nam, że wyzwolenie mediów z kontroli państwowej i partyjnej oraz zniesienie cenzury sprawi, że media niejako automatycznie zaczną pełnić swoje funkcje krzewienia i umacniania demokracji. Potem sądziliśmy, że należy tylko dbać o pluralizm mediów przez ich prywatyzację oraz o eliminację nacisków politycznych na dziennikarzy i właścicieli mediów. Teraz, choć nadal usiłuje się dyskusję o mediach sprowadzić – także w samych mediach – do kwestii mediów publicznych oraz ich „upolitycznienia” czy „upartyjnienia”, widać, że także media prywatne i ich przekaz stanowią co najmniej równie poważny problem dla polskiej demokracji. Tym poważniejszy, że ciągle jeszcze nie wyartykułowany. Pojawia się pytanie – które w rozwiniętych demokracjach stawiane jest od dawna – czy konieczne są granice dla wolności mediów, bez których stają się one zagrożeniem dla wolności politycznej i równych praw obywateli. Czy nie znaleźliśmy się w sytuacji, gdy potrzebna stała się ingerencja państwa, regulująca działalność mediów, ograniczająca ich wolność, aby ochronić wolność obywateli oraz wolność Polski?"
Krasnodębski szczegółowo demitologizuje twierdzenie, że niczym nie skrępowany rynek medialny jest zawsze dobry dla wspólnoty i demokratycznej debaty, by dojść do konkluzji: "Wirtualna rzeczywistość wystarczała Polakom tak długo, jak długo nie doskwierały im realne problemy. Rzeczywistość sprawi, że sprawy wizerunku zejdą siłą rzeczy na plan dalszy i wróci polityka. A wówczas powinniśmy także podjąć trud takiej prawnej regulacji struktury mediów, w tym między innymi ograniczenia roli korporacji zagranicznych, aby podobny upadek standardów, który zagraża naszej wolności politycznej, się znowu nie powtórzył. Albowiem to media powinny służyć polskiej demokracji, a nie polska demokracja mediom."
"Gdy kilka dni temu niespodziewanie wkroczyła na mównicę zjazdu „Solidarności”, żeby powiedzieć Jarosławowi Kaczyńskiemu, by „nie buntował ludzi przeciw sobie”, w telewizyjnych relacjach z tego wydarzenia pojawiały się podpisy: „legendarna tramwajarka”, „sygnatariuszka Porozumień Sierpniowych”. Dziś Henryki Krzywonos przedstawiać już nie trzeba.
Pojawiło się za to pytanie: czy to inauguracja politycznej kariery?" - zastanawia się Agnieszka Rybak w reportażu [b][link=http://www.rp.pl/artykul/530863.html]Znana z nieostrożności[/link][/b].