Maryam jest jedną z kilkudziesięciu osób pochodzących z Mozambiku, za przyczyną których świat usłyszał ostatnio o leczniczym działaniu modlitwy. Starsza kobieta cierpiała z powodu zaburzeń wzroku. Były one na tyle poważne, że nie zauważała obiektów znajdujących się zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od jej oczu. Wystarczyła niespełna minuta modlitwy w intencji jej zdrowia, przy jednoczesnym położeniu dłoni osoby modlącej się na powiekach Maryam i przytulenie jej, by kobieta zaczęła lepiej widzieć. Na tyle, że była w stanie policzyć uniesione palce na wyciągniętej przed nią ręce.
Wbrew pozorom nie jest to przypowieść biblijna, ale informacja pochodząca z poważnego serwisu naukowego Eurekalert. Dotyczy wyników badań Candy Gunther Brown, profesor z Wydziału Religioznawstwa na Indiana University Bloomington. Analizowała ona działanie tzw. modlitwy wstawienniczej u 25 mieszkańców mozambijskich wsi – część dotknięta była zaburzeniami wzroku, a część słuchu. Jej pracę sfinansowała Fundacja Templetona. Ta sama, która przyznaje tzw. religijnego Nobla. Jest to nagroda wręczana za przerzucanie mostów pomiędzy nauką a religią (jej laureaci otrzymują 1,6 mln dolarów, więcej pieniędzy niż zwykli nobliści).
Badań poświęconych pobożności, w tym wymiernych skutków modlitwy, przybywa, między innymi dzięki wsparciu wspomnianej fundacji. Jednocześnie – jak pisze Eurekalert – narasta fala krytycznych głosów, według których powinno się zabronić ich przeprowadzania. Zarzuca im się, że mają mało wspólnego z naukowością. Na ich niekorzyść przemawia również fakt, że mechanizm działania modlitwy jest słabo zrozumiały (potwierdza to przypadek badań z Mozambiku; autorka nawet nie próbowała go opisać, a skupiła się jedynie na tzw. efektach klinicznych). Nie mówiąc o tym, że dotychczas wykonane eksperymenty dostarczają sprzecznych wyników.
Bezkrytycznego stosunku do nich nie mają także osoby duchowne. – Odbieram te badania jako próbę opisywania rzeczywistości. Nie jest to jednak pełen jej opis – mówi „Rz” ks. Wojciech Mikulski z redakcji katolickiej Polskiego Radia. Szukanie dowodów działania modlitwy porównuje on do szukania dowodów miłości. Nie zawsze można je znaleźć. Nie zawsze są one potrzebne.
Dlaczego mimo to lekarze i naukowcy biorą modlitwę pod lupę? – Wydaje się, że najważniejszą motywacją są osobiste przekonania religijne, jak również zwykła ciekawość – uważa Wendy Cadge, socjolog z Brandeis University, która jest ekspertem w dziedzinie krzyżowania się dróg religii i medycyny w amerykańskim społeczeństwie. To właśnie za oceanem przeprowadza się gros tego rodzaju badań. Pierwsze, które pojawiły się w anglojęzycznej literaturze medycznej, pochodzą z lat 60. XX wieku. Dotyczyły modlitwy w Kościele protestanckim. Z czasem coraz więcej z nich poświęcano innym odłamom chrześcijaństwa, a także judaizmowi i buddyzmowi.
[srodtytul]W intencji in vitro[/srodtytul]