Modlitwa pomaga w procesie leczenia - wykazują poważne badania

Naukowcy wzięli się do badania leczniczych właściwości modlitwy. W starciu z duchowymi siłami ich szkiełko i oko coraz rzadziej pozostaje bezradne

Publikacja: 18.09.2010 01:01

Modlitwa pomaga w procesie leczenia - wykazują poważne badania

Foto: Fotorzepa, Janusz Kapusta JK Janusz Kapusta

Maryam jest jedną z kilkudziesięciu osób pochodzących z Mozambiku, za przyczyną których świat usłyszał ostatnio o leczniczym działaniu modlitwy. Starsza kobieta cierpiała z powodu zaburzeń wzroku. Były one na tyle poważne, że nie zauważała obiektów znajdujących się zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od jej oczu. Wystarczyła niespełna minuta modlitwy w intencji jej zdrowia, przy jednoczesnym położeniu dłoni osoby modlącej się na powiekach Maryam i przytulenie jej, by kobieta zaczęła lepiej widzieć. Na tyle, że była w stanie policzyć uniesione palce na wyciągniętej przed nią ręce.

Wbrew pozorom nie jest to przypowieść biblijna, ale informacja pochodząca z poważnego serwisu naukowego Eurekalert. Dotyczy wyników badań Candy Gunther Brown, profesor z Wydziału Religioznawstwa na Indiana University Bloomington. Analizowała ona działanie tzw. modlitwy wstawienniczej u 25 mieszkańców mozambijskich wsi – część dotknięta była zaburzeniami wzroku, a część słuchu. Jej pracę sfinansowała Fundacja Templetona. Ta sama, która przyznaje tzw. religijnego Nobla. Jest to nagroda wręczana za przerzucanie mostów pomiędzy nauką a religią (jej laureaci otrzymują 1,6 mln dolarów, więcej pieniędzy niż zwykli nobliści).

Badań poświęconych pobożności, w tym wymiernych skutków modlitwy, przybywa, między innymi dzięki wsparciu wspomnianej fundacji. Jednocześnie – jak pisze Eurekalert – narasta fala krytycznych głosów, według których powinno się zabronić ich przeprowadzania. Zarzuca im się, że mają mało wspólnego z naukowością. Na ich niekorzyść przemawia również fakt, że mechanizm działania modlitwy jest słabo zrozumiały (potwierdza to przypadek badań z Mozambiku; autorka nawet nie próbowała go opisać, a skupiła się jedynie na tzw. efektach klinicznych). Nie mówiąc o tym, że dotychczas wykonane eksperymenty dostarczają sprzecznych wyników.

Bezkrytycznego stosunku do nich nie mają także osoby duchowne. – Odbieram te badania jako próbę opisywania rzeczywistości. Nie jest to jednak pełen jej opis – mówi „Rz” ks. Wojciech Mikulski z redakcji katolickiej Polskiego Radia. Szukanie dowodów działania modlitwy porównuje on do szukania dowodów miłości. Nie zawsze można je znaleźć. Nie zawsze są one potrzebne.

Dlaczego mimo to lekarze i naukowcy biorą modlitwę pod lupę? – Wydaje się, że najważniejszą motywacją są osobiste przekonania religijne, jak również zwykła ciekawość – uważa Wendy Cadge, socjolog z Brandeis University, która jest ekspertem w dziedzinie krzyżowania się dróg religii i medycyny w amerykańskim społeczeństwie. To właśnie za oceanem przeprowadza się gros tego rodzaju badań. Pierwsze, które pojawiły się w anglojęzycznej literaturze medycznej, pochodzą z lat 60. XX wieku. Dotyczyły modlitwy w Kościele protestanckim. Z czasem coraz więcej z nich poświęcano innym odłamom chrześcijaństwa, a także judaizmowi i buddyzmowi.

[srodtytul]W intencji in vitro[/srodtytul]

Za pioniera na tym polu uważa się Europejczyka, XIX-wiecznego angielskiego uczonego Francisa Galtona. Kuzyn Darwina założył, że skoro za zdrowie rodziny aktualnie panującego monarchy regularnie wznoszone są masowe modły, to powinna ona cieszyć się lepszą kondycją niż reszta społeczeństwa. Nie udało mu się jednak tego udowodnić.

Inaczej stało się w przypadku kontrowersyjnych badań sprzed kilku lat autorstwa dr Rogerio Lobo z Columbia University College. Dotyczyły one wpływu modlitwy na powodzenie... zapłodnienia in vitro. W eksperymencie wzięły udział osoby wyznania chrześcijańskiego (nie wiadomo, czy byli wśród nich katolicy, których Kościół potępia tego rodzaju procedurę). Pochodziły one ze Stanów Zjednoczonych, Kanady i Australii. Modliły się w intencji 100 kobiet, które w latach 1998 – 1999 poddawane były zabiegowi in vitro w jednym ze szpitali w Seulu. W efekcie u połowy pacjentek doszło do rozwoju ciąży. Na pierwszy rzut oka wynik ten nie wydaje się imponujący. Można jednak nazwać go sukcesem, kiedy weźmiemy pod uwagę, że w tzw. grupie kontrolnej, w skład której wchodziło 99 kobiet, za które się nie modlono, odsetek ciąż był niemal dwukrotnie niższy.

Autor badań ocenił ich wyniki jako niesamowite i zasugerował, że mogą być skutkiem „nieznanych biologicznych czynników”. Innych przyczyn nie udało się ustalić – mimo że uczeni kilka razy analizowali zgromadzone dane. Dr Lobo podkreślał, że zebrano je z zachowaniem metodologii naukowej. Nacisk na ten fakt kładą także autorzy innych eksperymentów poświęconych sile modlitwy. Widocznie zdają sobie sprawę, że zwiększa to szanse na poważne traktowanie ich pracy w naukowym środowisku.

Badania dr Rogerio Lobo były randomizowane, co oznacza, że kobiety zostały losowo przydzielone do poszczególnych grup. Wykonano je z zachowaniem zasady podwójnej ślepej próby, co oznacza, że ani pacjentki, ani inne osoby biorące w nich udział, nie posiadały informacji, które mogłyby wpłynąć na wyniki. Innymi słowy, kobiety nie wiedziały, że się w ich intencji modlono. A chętni, którzy to robili, nie mieli z nimi kontaktu. W ich posiadaniu było jedynie zdjęcie danej pacjentki. Modlitwę rozpoczynali w momencie poddania kobiety terapii hormonalnej, która miała stymulować jej organizm do produkcji komórek jajowych. I kontynuowali ją przez trzy tygodnie. Co ciekawe, robili to w trzech grupach. Pierwsza modliła się za powodzenie zabiegu. Druga za efektywność działań pierwszej grupy, a trzecia za dwie poprzednie. Ponoć tego rodzaju metoda jest najbardziej skuteczna.

Przeprowadzając eksperymenty poświęcone modlitwie uczeni starają się korzystać z obiektywnych narzędzi badawczych. I tak na przykład uczona, która prowadziła badania wśród mieszkańców Mozambiku, sięgnęła po audiometr, urządzenie do diagnostyki zaburzeń słuchu, oraz po tablice okulistyczne, jakich rutynowo używają lekarze tej specjalizacji. Tłumaczyła, że celowo wzięła pod lupę osoby z zaburzeniami wzroku i słuchu. Ich stan można bowiem obiektywnie zmierzyć.

[srodtytul]Kiedy rak znika[/srodtytul]

Czasami nie trzeba przeprowadzać badań. Dowodów w sprawie dostarcza samo życie. Andrzej Szczeklik, emerytowany profesor Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, dwukrotnie w swojej zawodowej karierze nie potrafił znaleźć czysto medycznego uzasadnienia dla uratowania zdrowia pacjenta. Uważa, że udało się to dzięki „wstawiennictwu naszego papieża”.

– Zdarzyło się to wiele lat temu, kiedy byłem kierownikiem kliniki anestezjologii i intensywnej terapii w Centrum Zdrowia Dziecka – wspomina z kolei prof. Tadeusz Szreter, dzisiaj konsultant tej kliniki. – Mieliśmy w tym czasie 68 przypadków dzieci z ciężką sepsą. Przeżyło tylko dwoje.

Jedno z nich, kilkuletnia dziewczynka, pochodziła z Drohiczyna. Była leczona w ten sam sposób jak reszta małych pacjentów. Jednocześnie za jej zdrowie modlili się mieszkańcy parafii, z której pochodziła. Zarządził to tamtejszy proboszcz, co wyszło na jaw po tym, jak dziecko zostało wypisane ze szpitala. Niedługo potem pojawili się w nim przedstawiciele komisji episkopatu. Mieli zbadać, czy modlitwa mieszkańców Drohiczyna przyczyniła się do uratowania życia dziewczynki.

– Przesłuchano nas, lekarzy, a zebrane materiały przekazano watykańskiej kongregacji zatwierdzającej cuda

– opowiada prof. Szreter. Niestety, nie zna dalszego biegu tej sprawy.

Czy istniało medyczne uzasadnienie, dla którego mała pacjentka przeżyła? – Tak – odpowiada lekarz. – Podobnie jak drugie dziecko, które również udało się uratować, nie miała uszkodzonych nadnerczy. Jest to o tyle ważne, że czym więcej narządów niszczy sepsa, tym istnieje większe ryzyko śmierci.

To, co dzieje się z ludzkim ciałem, bywa zupełnie nieprzewidywalne. W wydanej niedawno książce Magdaleny Bajer pt. „Jak wierzą uczeni” mówi o tym prof. Alicja Chybicka, prezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego. Wspomina ona przypadek chłopca z guzem śródpiersia. Chirurdzy po otworzeniu jego klatki piersiowej nie znaleźli śladu raka. „A na zdjęciu rentgenowskim był, żadna pomyłka nie wchodziła w grę (zdjęcie mamy do dzisiaj)” – przekonuje prof. Chybicka. Podobny przypadek w jej zawodowej karierze zdarzył się raz jeszcze. Czy można w jakikolwiek naukowy sposób to wytłumaczyć? „Istnieje zjawisko samoistnej regresji nowotworów – odpowiada lekarka. – Być może każdy z nas, kilkakrotnie w życiu zachorowuje na nowotwór, który nie zostaje wykryty, a nasza odporność zwalcza chorobę. Ale nie ma naukowej odpowiedzi, dlaczego u jednych odporność ta działa, u innych nie”.

Skoro nie znają jej sami lekarze, to trudno dziwić się zwykłym śmiertelnikom, że szukają w swojej sprawie wstawiennictwa u wyższej instancji. Ową przestrzeń niewiedzy naturalnie wypełnia religia. Gdzie indziej człowiek wierzący ma szukać odpowiedzi na pytanie o sens istnienia jak nie w modlitwie? – pyta retorycznie prof. Szczeklik.

Co trzeci Amerykanin „stosuje” ją jako uzupełnienie tradycyjnej opieki medycznej – wynika z sondażu przeprowadzonego przez naukowców z Harvard Medical School. Trzy czwarte z nich modli się w intencji zachowania dobrej kondycji, a 22 proc. w intencji konkretnych problemów zdrowotnych. Większość ocenia modlitwę jako bardzo pomocną. Najczęściej w tym celu sięgają po nią ludzie po 33. roku życia, kobiety, kończący swoją edukację na szkole średniej, cierpiący z powodu depresji, chronicznych bólów głowy lub kręgosłupa, z zaburzeniami trawienia i alergiami.

[srodtytul]Pokłóceni z Bogiem[/srodtytul]

O stosunek do modlitwy i religijności naukowcy z University of Chicago spytali 2 tys. amerykańskich lekarzy różnych specjalności. Dwie trzecie z nich przyznało, że doświadczenie choroby często zwiększa zainteresowanie pacjentów kwestiami duchowymi. Znaczna większość uznała, że ma to pozytywny wpływ na stan zdrowia chorych. Częściej tego zdania byli lekarze, którzy określili siebie jako osoby religijne.

– Modlitwa pomaga choremu osiągnąć stan równowagi, co odgrywa niebagatelną rolę w procesie jego rekonwalescencji – przyznaje Jon Seskevich z Duke University Medical Center, zaangażowany w projekt MANTRA (dotyczy on oceny skuteczności pozamedycznych sposobów interwencji).

W podobnym duchu wypowiada się Mariola Kosowicz, psychoonkolog. – Obserwuję, jak wielu moich pacjentów wierzących w Boga czerpie siłę z wiary i modlitwy – opowiada. Zwłaszcza dotyczy to ludzi, których duchowość jest dojrzała. Nie obwiniają Stwórcy za wszystko, co dzieje się w ich życiu. Nie czekają na cud, nie wpadają w rozpacz, lecz sami biorą odpowiedzialność za swoje życie. Nie klepią bezmyślnie zdrowasiek. Modlą się o dobre myśli i rozsądne wybory, o siłę. Ale bywa i tak, że kłócą się z Bogiem. Mimo to, a może właśnie dlatego bliskie jest im poczucie ufności w sens życia. Wszystko to przekłada się na poprawę jego jakości i nierzadko na lepsze samopoczucie.

W swojej pracy spotyka ona również ludzi, którzy postrzegają Pana Boga, jako istotę, która za dobre wynagradza, a za złe karze. Gdy doświadczają choroby lub innej skrajnej sytuacji, mają żal, że tak dobrze i pobożnie żyli, a jednak spotkała ich taka wielka niesprawiedliwość. Inni szukają przyczyny w swoich grzechach i pogrążają się w poczuciu winy. Jeszcze inni nie otrzymując tego, o co tak żarliwie się modlą, odsuwają się od Boga. Podobna postawa nierzadko staje się źródłem lęku i depresji, a nawet może potęgować ból.

[srodtytul]Pacierz zamiast lekarstwa[/srodtytul]

Znaczenie czynnika psychologicznego potwierdzają wyniki badań dr Herberta Bensona z Mind/Body Medical Institute sfinansowane przez Fundację Templetona. Wzięło w nich udział prawie 2 tys. pacjentów z sześciu amerykańskich szpitali, którzy przeszli operację wszczepienia by-passów. Podzielono ich na trzy grupy. Za przydzielonych do pierwszej modlono się, ale pacjenci o tym nie wiedzieli. Członkowie drugiej grupy (kontrolnej) nie byli wspominani w modlitwach. Trzecią zaś tworzyli pacjenci, w intencji których wznoszono modły i byli oni tego świadomi.

Eksperyment odbywał się w trzech kościołach. Za każdym razem wypowiadano frazę: „i spraw, Panie, by zabieg u X zakończył się sukcesem, powrót do zdrowia nastąpił szybko i by nie wystąpiły żadne komplikacje”. Jakież było zdziwienie autorów badania, gdy okazało się, że częściej pojawiły się one u pacjentów, za których się modlono, i którzy o tym fakcie wiedzieli. Prawdopodobnie, jak przypuszczał jeden z członków zespołu, mogła wystąpić u nich reakcja lękowa wywołana obawą, że ich stan zdrowia jest aż tak zły, iż trzeba się za nich modlić.

Idea eksperymentu została zanegowana przez Richarda Swinburne’a, teologa z Oksfordu. Tłumaczył, że Bóg odpowiada jedynie za modlitwy zanoszone w słusznej sprawie. „Natomiast modlenie się za kogoś tylko dlatego, że to na niego wskazał rzut kostką w eksperymencie prowadzonym metodą ślepej próby, taką słuszną sprawą nie jest i Bóg potrafi to przejrzeć” – w swojej słynnej książce pt. „Bóg urojony” cytuje go biolog i ateista Richard Dawkins.

Podobnemu sposobowi postrzegania modlitwy sprzeciwia się ks. Wojciech Mikulski. – Jej celem samym w sobie nie jest uzdrawianie – tłumaczy. Modlitwa stanowi narzędzie służące do rozmowy z Panem Bogiem. Może ona odbywać się na różne sposoby, począwszy od zwykłego Zdrowaś Mario po mówienie, co człowiekowi w sercu gra. A czy może uleczyć? Zdaniem duchownego, owszem. Ale na podobnej zasadzie jak rozmowa z drugim człowiekiem.

Mimo to w literaturze medycznej dość często można spotkać się z treściami typu: „Czy Bóg odpowiada na modlitwę? Tak – dowodzą naukowcy z Arizona State University”. To cytat z serwisu Eurekalert. W tak sensacyjny sposób informował on o wynikach metaanalizy 17 badań poświęconych wpływowi modlitwy na stan zdrowia osób z zaburzeniami psychicznymi. Autor pracy David R. Hodge stwierdził, że może ona nieść pozytywne skutki. Ale nie na tyle, by spełniać terapeutyczne standardy Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego. Dlatego chorzy z depresją powinni być leczeni tradycyjnymi sposobami. Modlitwa zaś może być wykorzystana wyłącznie jako metoda pomocnicza. Banał? Niekoniecznie. Lekarze wspominają o pojedynczych przypadkach, gdy chory odmówił przyjmowania leków, twierdząc, że uzdrowi go modlitwa.

– W przypadku niektórych rodziców chorych dzieci jest ona potrzebna chociażby do tego, by mieli oni poczucie, że zrobili wszystko dla dobra swojej pociechy – mówi prof. Tadeusz Szreter. W przeciwnym razie towarzyszy im poczucie winy, że czegoś nie dopilnowali.

W procesie leczenia na pierwszym miejscu zawsze jednak stoi wiedza medyczna. To dzięki jej rozwojowi udało się w ciągu ostatniego wieku znacznie wydłużyć ludzkie życie. Jak wyznał jeden z uczonych, tak jak nie potrzebujemy nauki do uzasadniania naszych duchowych przekonań, tak nigdy nie będziemy stosować wiary do potwierdzenia naszych naukowych danych.

Maryam jest jedną z kilkudziesięciu osób pochodzących z Mozambiku, za przyczyną których świat usłyszał ostatnio o leczniczym działaniu modlitwy. Starsza kobieta cierpiała z powodu zaburzeń wzroku. Były one na tyle poważne, że nie zauważała obiektów znajdujących się zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od jej oczu. Wystarczyła niespełna minuta modlitwy w intencji jej zdrowia, przy jednoczesnym położeniu dłoni osoby modlącej się na powiekach Maryam i przytulenie jej, by kobieta zaczęła lepiej widzieć. Na tyle, że była w stanie policzyć uniesione palce na wyciągniętej przed nią ręce.

Wbrew pozorom nie jest to przypowieść biblijna, ale informacja pochodząca z poważnego serwisu naukowego Eurekalert. Dotyczy wyników badań Candy Gunther Brown, profesor z Wydziału Religioznawstwa na Indiana University Bloomington. Analizowała ona działanie tzw. modlitwy wstawienniczej u 25 mieszkańców mozambijskich wsi – część dotknięta była zaburzeniami wzroku, a część słuchu. Jej pracę sfinansowała Fundacja Templetona. Ta sama, która przyznaje tzw. religijnego Nobla. Jest to nagroda wręczana za przerzucanie mostów pomiędzy nauką a religią (jej laureaci otrzymują 1,6 mln dolarów, więcej pieniędzy niż zwykli nobliści).

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą