Ireneusz Janik: Mahler czyta Mickiewicza

Kompozytora i wieszcza połączyła pasja wielkiego polskiego magnata na cesarskim dworze w Wiedniu

Aktualizacja: 26.05.2023 10:09 Publikacja: 04.06.2011 01:01

Ireneusz Janik: Mahler czyta Mickiewicza

Foto: ROL

Kiedy w grudniu 1907 roku Gustaw Mahler opuszczał Wiedeń, był sławnym dyrygentem, lecz wciąż jedynie „ekscentrycznym" kompozytorem. Odchodził ze stanowiska dyrektora opery – jego dziesięć sezonów jest dziś legendą Wiener Staatsoper. Jednak wówczas gazety i wiedeński beau monde zadecydowały, że pochodzenie Mahlera nie pasuje już do tej sceny. W wyniku antysemickiej kampanii złożył dymisję i wyruszał do Ameryki, aby objąć kierownictwo nowojorskiej Metropolitan Opera.

Na pożegnalny koncert wybrał swoją II Symfonię, jakby chciał przypomnieć światu, który go odrzucił: Ja mistrz! Ja mistrz wyciągam dłonie! Wyciągam aż w niebiosa i kładę me dłonie, na gwiazdach jak na szklanych harmoniki kręgach... Nie jest to tylko licentia poetica, lecz słowa możliwe i uprawnione. Ponieważ Mahler pisał II Symfonię w zachwycie dla „Dziadów" Adama Mickiewicza.

Hotel Imperial jest legendą wiedeńskiego splendoru i splendorem wiedeńskiej legendy. Mam tu umówione spotkanie z Gilbertem Kaplanem, amerykańskim milionerem i dyrygentem. Kiedy Mahler zjeżdżał do Europy na wakacje, zatrzymywał się w Imperialu. Teraz jego apartament wynajął Gilbert Kaplan, który przylatuje z Moskwy po koncercie z Rosyjską Orkiestrą Narodową. To 37. orkiestra, z którą współpracuje. Występował już na wszystkich kontynentach świata. Zmienia kraje i muzyków, ale repertuar jest stały. Kaplan dyryguje wyłącznie jednym utworem – tylko II Symfonią Gustawa Mahlera.

Byle w górę – z getta!

Mahler przybył do Wiednia z małego, zniemczonego miasta Iglau (Jihlawa) na Morawach. Miał 15 lat, pustkę w głowie i pustkę w kieszeniach. Miał także talent muzyczny, na którym poznał się jego nauczyciel. To on skłonił Bernarda Mahlera, drobnego kupca żydowskiego, aby wysłał syna na dalsze nauki. Gustaw zamieszkał w Leopoldstadt, dzielnicy od 300 lat żydowskiej. Wcześniej wiedeńscy Żydzi zajmowali najstarszą część miasta. Śladem tej obecności jest Judenplatz położony w sąsiedztwie katedry św. Szczepana. Pogromy na przełomie średniowiecza i czasów nowożytnych wsparte antysemickimi dekretami cesarzy wyrzuciły mieszczan żydowskich za Kanał Dunajski, na przedmieście Leopoldstadt. Dziś na placu Żydowskim stoi świeżo wzniesiony pomnik Holokaustu, lecz na starej kamienicy obok widnieje pamiątka innej zagłady. W początkach XV wieku mieszkańcy placu i okolicznych ulic zostali wyrzuceni z domów, po czym żywcem spaleni przez chrześcijańskich sąsiadów. „Opuszczone" siedziby od razu zajęto. Nowy właściciel na frontonie żydowskiego domu ufundował płaskorzeźbę ze sceną chrztu Jezusa w Jordanie i inskrypcją po łacinie: „Przez wody Jordanu ciała oczyszczają się z brudu i diabła, a każda wina i każdy grzech są odpuszczone. Tak płomienie nienawiści i zbrodnie hebrajskich psów wznoszące się nad miastem w 1421 roku zostały odpłacone. Bo świat oczyszcza toń wód, a spustoszenie ognia czyni zadość wszystkim wyrokom".

W studenckich czasach Mahlera (1875 – 1879) Wiedeń liczył nieco ponad 700 tysięcy mieszkańców, z czego ludności żydowskiej było 73 tysiące, a więc ponad 10 proc. populacji. Wiedeń był wtedy miastem wybitnie „młodym". Ponad połowę społeczności stanowili ludzie poniżej 25. roku życia i aż 30 proc. mieszkańców nie urodziło się tutaj, lecz w Czechach, na Morawach, na Śląsku lub w Galicji. Mahler obracał się wśród podobnych mu ambitnych, młodych ludzi – często pochodzenia żydowskiego – którzy pragnęli realizować swe aspiracje w ramach kultury niemieckiej. Panowała zasada: „Byle w górę – z getta!".

Jednak ta „góra" miała dość nisko położony „sufit". Próby objęcia posady państwowej oznaczały kwestionariusz z nieuchronną rubryką „wyznanie", w której adnotacja „jüdisch" z miejsca dyskwalifikowała kandydata. Rzecz jasna, sprzyjało to postawom oportunistycznym. Dlatego 22-letni Otto Weininger, autor słynnego dzieła „Płeć i charakter", stał się protestantem, z kolei wielki pisarz Hermann Broch – rzymskim katolikiem, tak samo jak Gustaw Mahler, który ochrzcił się w 1897 roku tuż przed zgłoszeniem kandydatury na stanowisko dyrektora opery. Zygmuntowi Freudowi, zdeklarowanemu ateiście, darowano żydostwo i w końcu otrzymał tytuł privatdozenta, ponieważ uniwersytet cieszył się sporą autonomią, no i gdyby stosowano kryterium rasowe zbyt wielu wybitnych uczonych musiałoby opuścić jego mury. Wiedeń nie był jeszcze na to gotowy.

Niespełna 50 lat później taka operacja zostanie przeprowadzona. Po drodze do hotelu Imperial, idąc z kierunku ulicy Servitengasse, bez trudu odnaleźć można miejsca, gdzie powstały kadry pamiętnych fotografii z 1938 roku, na których wiedeńscy Żydzi szorują bruk uliczny tuż przed deportacjami do obozów koncentracyjnych. Otacza ich zawsze tłum uśmiechniętych przechodniów. Mahler – gdyby dożył – zapewne uniknąłby tego losu i zdążył wyjechać, jak Arnold Schönberg, Zygmund Freud, Bruno Walter czy Joseph Roth. Po Anschlussie wyrzucono z Wiednia ponad 150 tysięcy Żydów, z czego 70 tysięcy zostało zgładzonych.

Symfonia przeznaczenia

Carnegie Hall jest najsłynniejszą salą koncertową w Nowym Jorku. Wznosi się na Manhattanie u zbiegu 7 Alei i 52 Ulicy Zachodniej. Tradycją Carnegie są otwarte dla publiczności próby przed koncertami. Cieszą się dużą popularnością – dają możliwość ujrzenia artystów przy pracy, zrozumienia, jak rodzi się interpretacja utworu. W pewien kwietniowy dzień 1965 roku na jedną z takich prób trafił 24-letni Gilbert Kaplan, początkujący makler giełdowy z Wall Street. Koncert przygotowywał wówczas Leopold Stokowski, wielki z największych mistrzów batuty, który takt po takcie „uczył" orkiestrę New York Philharmonic swego odczytania II Symfonii Gustawa Mahlera.

Dwie godziny później, wzdłuż 7 Alei w stronę parku Centralnego słońce wiosennego popołudnia wciąż tak samo muskało przejeżdżające samochody, lecz dla Gilberta Kaplana stojącego przed Carnegie Hall świat nie był już tym samym światem. Czuł wewnętrzne szczęście, trzęsienie ziemi, trąbę powietrzną, przerażenie i niebiański spokój równocześnie. Wszystko za sprawą dzieła, które usłyszał po raz pierwszy w życiu. Wówczas przysiągł sobie, że pozna każdą jego nutę. Nie wiedział, kiedy i w jaki sposób to nastąpi, ale był pewien, że II Symfonia Mahlera jest jego przeznaczeniem.

Herr Thaddaeus i Todtenfeier

Młody Mahler w Wiedniu – pośród idei ważnych i nieważnych, książek, wystaw, artyzmu i fałszu – miałby kłopoty z odnalezieniem się w tym świecie, gdyby nie przyjaźń z filozofem i poetą Zygfrydem Lipinerem. Cztery lata starszy od muzyka stał się jego mentorem i Mahler zawdzięczał mu swój światopogląd.

Lipiner urodził się w 1856 roku w galicyjskim Jarosławiu, lecz pierwsze nauki pobierał w Tarnowie. Kiedy rodzina przeniosła się do Wiednia, został uczniem Miejskiego Gimnazjum w dzielnicy Leopoldstadt. Był rówieśnikiem Zygmunta Freuda, który chodził do tej samej szkoły. Już wtedy Lipiner objawił nieprzeciętne uzdolnienia, pisząc traktat filozoficzny o Schopenhauerze. Swój młodzieńczy poemat „Der Entfesselte Prometheus" (Prometeusz rozpętany) wydał drukiem i ofiarował w hołdzie Fryderykowi Nietzschemu. Na Uniwersytecie Wiedeńskim w latach 1875 – 1878 studiował filozofię, historię literatury, religioznawstwo i nauki przyrodnicze. W 1880 roku opublikował tom wierszy „Buch der Freude" (Księga radości), które odegrały istotną rolę w powstaniu III Symfonii Mahlera.

W tym czasie Lipiner objął posadę w bibliotece Rady Państwa, gdzie pracował do końca życia. Stopień doktora filozofii uzyskał na podstawie rozprawy o „Fauście" Goethego. Pisał dramaty poetyckie i prowadził intensywne życie towarzysko-uczuciowe. Był barwną postacią wiedeńskiego środowiska literackiego. W 1904 roku na łamach krakowskiej „Krytyki" ogłosił obszerne studium pt. „Widzenie księdza Piotra w III części Dziadów" z ciekawą interpretacją słynnych słów „A imię jego czterdzieści i cztery". Wspólny przyjaciel Mahlera i Lipinera, wybitny dyrygent Bruno Walter zauważa we wspomnieniach, że o ile własne utwory Lipinera popadły w zapomnienie, to „zawsze żyć będzie jego wspaniałe opanowanie języka niemieckiego w przekładach „Pana Tadeusza" i „Dziadów" – dzieł wielkiego polskiego poety Adama Mickiewicza". Tłumaczenia Lipinera wydała prestiżowa niemiecka oficyna Breitkopf und Härtel w Lipsku – „Herr Thaddäus" ukazał się w 1882 roku, a „Todtenfeier (Dziady)" w 1887 roku. Kunszt tych przekładów wciąż nie ma sobie równych. Jednak zaczynem tej pracy nie był pomysł tłumacza i nie Lipiner był „producentem" tego niezwykłego projektu.

Pasje hrabiego Lanckorońskiego

W jakiś sprzyjający dzień, około roku 1880, hrabia Karol Lanckoroński – zakończywszy obowiązki w Hofburgu na dworze cesarza Franciszka Józefa, po drodze do swego pałacu przy ulicy Riemergasse (zaraz obok parku Wiedeńskiego) – postanowił zajść do biblioteki Rady Państwa, aby specjalnie rozmówić się z Herr Oberbibliothekar, panem Siegfriedem Lipinerem.

Karol Lanckoroński – prawdziwy grand seigneur – wywodził się ze starego polskiego rodu magnackiego i miał dobra we wschodniej Galicji, Królestwie Polskim i Styrii. Był dziedzicznym członkiem Izby Panów w austriackiej Radzie Państwa, wielkim ochmistrzem dworu cesarskiego, kawalerem Orderu Złotego Runa i Wielkiej Wstęgi Orderu Polonia Restituta. Lista jego badań naukowych (m. in. ekspedycje archeologiczne do Azji Mniejszej), doktoratów uniwersyteckich (w Wiedniu, Berlinie i Krakowie), inicjatyw (stworzył nowoczesną służbę ochrony zabytków i zapoczątkował prace konserwatorskie na Wawelu) i zasług (nadzór nad rewindykacją zbiorów i archiwów byłego zaboru austriackiego) – jest długa i pouczająca.

Sam Lanckoroński wyróżniał dwie spośród swoich pasji: słynną kolekcję dzieł sztuki, dla której zbudował w Wiedniu pałac, otwarty do zwiedzania – i pasję drugą, którą była miłość do poezji Adama Mickiewicza. Ponieważ geniusz Mickiewicza zasłaniała światu bariera języka, Lanckoroński postanowił ją usunąć. Wiedeński krytyk Richard Kralik von Meyerswalden z podziwem notuje we wspomnieniach, że „Graf Lanckoronsky", zlecając i finansując Lipinerowskie przekłady Mickiewicza, ofiarował potomności dar wieczysty i nieśmiertelny. To ciekawa scena – warta zapamiętania – gdy obok siebie, bez żadnych uprzedzeń, stoją wielki polski magnat i utalentowany polski Żyd, aby zawiązać entente cordial w sprawie arcydzieł narodowego wieszcza.

Krzyk Konrada

Pierwszy milion dolarów Gilbert Kaplan zarobił, nim dekada lat 60. dobiegła końca. Wymyślił i rozkręcił pismo, które połączyło bankierów, analityków i graczy giełdowych, stając się instrumentem komunikacji dla wielkiej finansjery. Miesięcznik „Institutional Investor" szybko osiągnął liczbę 150 000 subskrybentów w 140 krajach świata. W 1982 roku 40-letni Kaplan sprzedał pismo za 72 miliony dolarów i pożegnał się ze współpracownikami.

Nigdy wcześniej nie uczył się muzyki. Teraz zaczął uczęszczać na kursy w Juilliard School of Music – najlepszej uczelni muzycznej w Stanach – i na konsultacje u sławnych dyrygentów: Georga Soltiego oraz Leonarda Bernsteina. Wreszcie nadszedł dzień, gdy Gilbert Kaplan stanął na podium w nowojorskim Lincoln Center, aby z Amerykańską Orkiestrą Symfoniczną (wynajętą za 100 000 dolarów!) poprowadzić wykonanie II Symfonii Gustawa Mahlera. Koncert wywołał entuzjazm publiczności. Kiedy rok później Kaplan wystąpił w Carnegie Hall – miejscu młodzieńczej iluminacji – także krytycy byli pełni uznania. Nagranie II Symfonii, które zrealizował w 1988 roku z Londyńską Orkiestrą Symfoniczną, osiągnęło rekordową ilość sprzedanych egzemplarzy, konkurując z płytami muzyki pop.

Ludzie z branży klasycznej nadali mu przydomek Mahler aficionado. Kiedy o tym wspominam, Kaplan lekko się uśmiecha. Rozmawiamy w hotelu Imperial, mając za plecami gmach Wiedeńskiego Towarzystwa Muzycznego. To siedziba słynnej i najlepszej w Europie orkiestry. Kaplan nie kryje, że chciałby z nią kiedyś wystąpić. Na razie omawiamy plany jego koncertu w Polsce. Zwykle powściągliwy ożywia się, gdy rozmowa schodzi na Mickiewiczowski kontekst II Symfonii. Jest świetnie przygotowany – przywiózł najnowszą pracę na ten temat, maszynopis rozprawy prof. Stephena Heflinga z Cleveland. Czyta mi list Mahlera z 1909 roku. Znam ten list. Mahler z Ameryki zwierzał się przyjacielowi: Zawsze jestem silnie poruszony dziełami, którymi dyryguję. (...) Marsz żałobny i następujący po nim wybuch burzy zawsze oznaczają dla mnie płomienne oskarżenie adresowane do Stwórcy, i wciąż od nowa słyszę w każdym kolejnym utworze rodzący się krzyk: „dass du ihr Vater nicht, dass du ihr, Zar". Ostatni cytat jest niemieckim brzmieniem zakończenia Wielkiej Improwizacji Konrada z III części „Dziadów": „Krzyknę, żeś Ty nie ojcem świata, ale... Carem!". Gustaw Mahler znał więc „Dziady" Adama Mickiewicza i przechowywał je w swojej pamięci!

Mickiewiczowskie allegro

Staraniem Karola Lanckorońskiego „Dziady" z niemieckim tytułem „Todtenfeier"  ujrzały światło dzienne w Lipsku w 1887 roku. W tym samym czasie Mahler był tu drugim dyrygentem w Teatrze Miejskim. Lipiner, przyjaciel i tłumacz dzieła, zapewne od razu pochwalił się książką. Dla Mahlera lektura musiała być wstrząsem – magia Mickiewiczowskich zaklęć i obrzędów, zmaganie się z Bogiem o wielkość i o miłość, szaleństwo ludzi uwikłanych w historię... „Gustavus obiit – hic natus est Conradus"...

Mahler dopiero co ukończył I Symfonię, a jednak z miejsca rozpoczyna nowy utwór, tytułując go: „Todtenfeier" – Symfonia c-moll. Komponuje szybko. Już w lecie 1888 roku obszerna część wstępna allegro maestoso otrzymuje pełną orkiestrację. Niestety przerywa prace w związku z objęciem stanowiska dyrektora opery w Budapeszcie. Do nowej symfonii powróci dopiero w 1891 roku, aby po trzech latach ją ukończyć. W ostatecznej wersji II Symfonię c-moll ponownie otwiera dawne „Mickiewiczowskie allegro" (z małymi skrótami), które w manuskrypcie partytury wciąż nosi tytuł: Todtenfeier, czyli Dziady. Jednak swe przesłanie i nazwę „Zmartwychwstanie" Symfonia odnalazła w ostatniej, chorałowej części wykorzystującej tekst ody poety niemieckiego F. G. Klopstocka. Kwestia, które wątki „Dziadów" są w dziele Mahlera zaklęte – część II, a może część IV? – to jedynie obszar spekulacji. Gilbert Kaplan nie ma wyrobionego zdania na ten temat. Gdy mówię, że lubię czasami słuchać allegra Todtenfeier, deklamując od 254 taktu Wielką Improwizację, obiecuje to sprawdzić. Milczymy. Obaj wiemy, że II Symfonia nie potrzebuje scenariusza. Pozostaje czysta i klarowna, nawet w rozedrganych przeciwieństwach, i wspaniale podniosła w swej końcowej nadziei. Niezwykła – pośród najbardziej poruszających dzieł, jakie kiedykolwiek powstały.

***

Premierowe wykonanie II Symfonii odbyło się w Berlinie w 1895 roku. Mahler zapożyczył się u przyjaciół, aby wynająć salę i orkiestrę. Aplauz, którym publiczność przyjęła dzieło, był jego pierwszym triumfem kompozytorskim.

Zygfryd Lipiner swój ostatni utwór napisał na 50. rocznicę urodzin Mahlera. Było to w 1910 roku, a wiersz nosił tytuł „Muzyk mówi". Rok później obaj odeszli ze świata.

Gilbert Kaplan nie wystąpił w Polsce, ponieważ żadna z polskich orkiestr nie chciała go zaprosić. Wystąpił ze słynną orkiestrą Filharmoników Wiedeńskich i nagrał z nią nową interpretację II Symfonii Gustawa Mahlera.

Pałac Karola Lanckorońskiego spłonął doszczętnie w 1945 roku podczas zajmowania Wiednia przez Armię Czerwoną. Bezcenną kolekcję dzieł sztuki zdołano wcześniej ukryć w Szwajcarii. W 1994 roku profesor Karolina Lanckorońska, córka hrabiego, przekazała ją wolnej Polsce. Jest to najcenniejszy prywatny dar dla narodu w naszej historii.

Ireneusz Janik jest autorem esejów, artykułów i recenzji, audycji radiowych oraz scenariuszy filmowych z zakresu muzyki klasycznej i sztuki. Laureat nagrody kulturalnej prezydenta Łodzi, współlaureat nagrody „Europa nostra" za nadzór nad rekonstrukcją willi farbrykanta Herbsta w Łodzi.

Kiedy w grudniu 1907 roku Gustaw Mahler opuszczał Wiedeń, był sławnym dyrygentem, lecz wciąż jedynie „ekscentrycznym" kompozytorem. Odchodził ze stanowiska dyrektora opery – jego dziesięć sezonów jest dziś legendą Wiener Staatsoper. Jednak wówczas gazety i wiedeński beau monde zadecydowały, że pochodzenie Mahlera nie pasuje już do tej sceny. W wyniku antysemickiej kampanii złożył dymisję i wyruszał do Ameryki, aby objąć kierownictwo nowojorskiej Metropolitan Opera.

Na pożegnalny koncert wybrał swoją II Symfonię, jakby chciał przypomnieć światu, który go odrzucił: Ja mistrz! Ja mistrz wyciągam dłonie! Wyciągam aż w niebiosa i kładę me dłonie, na gwiazdach jak na szklanych harmoniki kręgach... Nie jest to tylko licentia poetica, lecz słowa możliwe i uprawnione. Ponieważ Mahler pisał II Symfonię w zachwycie dla „Dziadów" Adama Mickiewicza.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami