Niby więc z tą pisowsko-kaczystowską Jaruzelską wszystko w porządku, ale przecież nic w porządku nie jest. Drażni i w oczy kłuje nazwiskiem, i nie da się nikomu wmówić, że to nie od Ślepowrona. Trwa to od lat i, bądźmy szczerzy, nie idzie ku dobremu, celebrytką została, w politykę idzie. W tej sytuacji musimy sobie powiedzieć wprost: tak dalej być nie może, trzeba zdobyć się na kroki radykalne. Trzeba wydać Jaruzelską za mąż. Naturalnym kandydatem byłby – nikt nie mówił mościa panno, że będzie łatwo – młody Wałęsowicz, którykolwiek akurat nie jest skazany. Ale ta sprawa rypła się ostatecznie. Zresztą takie historie zdarzają się tylko w komediach romantycznych i w moim miasteczku, w którym koleżanka z klasy, córka sekretarza partii, ochrzciła się, wyszła za mąż za syna szefa lokalnej Solidarności i została katechetką. Ale tego manewru powtórzyć się nie da, choć na katechezę do Jaruzelskiej waliłyby zapewne tłumy.