Dla Polaków Warszawa była symbolem oporu. Poza tym polskie dowództwo do końca liczyło na to, że zachodni alianci wreszcie się ruszą i Niemcy odstąpią od Warszawy, żeby przerzucić oddziały na front zachodni. Spór o tę sprawę przypomina debatę o powstaniu warszawskim. Czasem liczy się coś więcej niż tylko chłodna kalkulacja szans na zwycięstwo.
Niemcy w 1939 roku usprawiedliwiali brutalne postępowanie „wymordowaniem przez Polaków 50 tysięcy przedstawicieli mniejszości niemieckiej".
To była gruba przesada. Zginęło wówczas około 5 tysięcy Niemców. Cyfrę tę pomnożono dziesięć razy w celach propagandowych. Rzeczywiście jednak, gdy niemieccy żołnierze wkraczali do takich miast, jak Bydgoszcz, gdzie zastali ciała pomordowanych rodaków, miało to na nich olbrzymi wpływ. Wywołało gniew i chęć odwetu. Zbrodnie Wehrmachtu nie zaczęły się jednak od wejścia do Bydgoszczy, ale od pierwszego dnia wojny. Zabójstwa Niemców mogły więc tylko jeszcze bardziej nakręcić spiralę przemocy, ale na pewno jej nie zapoczątkowały.
Czy rzeczywiście podczas krwawej niedzieli w Bydgoszczy – wbrew temu, co twierdzono przez lata w PRL – do polskiej armii nikt nie strzelał zza węgła?
Nie ma dowodów na to, żeby ktokolwiek strzelał, ale nie ma również dowodów na to, że strzały nie padły. Nie rozstrzygniemy tego zapewne już nigdy. Zakładam jednak, że w Bydgoszczy mógł zadziałać ten sam mechanizm, co wśród żołnierzy Wehrmachtu w pierwszych dniach wojny. Polscy żołnierze byli zmęczeni i zdenerwowani. Panicznie bali się ataku niemieckich dywersantów. Wystarczyła jakaś pomyłka, aby wywiązała się bezładna strzelanina. Potem zaś o atak obwiniono niemieckich mieszkańców miasta.
Dlaczego Polacy tak bardzo bali się niemieckich dywersantów?
Jeszcze przed wybuchem wojny niemieckie służby specjalne werbowały członków mniejszości niemieckiej w Polsce. Dawały im potajemnie broń i tworzyły z nich jednostki dywersyjne. Jednostki te dokonywały często nieudolnych zamachów lub po prostu były wykrywane. Wśród Polaków powstała psychoza V kolumny. Gdy wybuchła wojna, w każdym obywatelu niemieckiego pochodzenia widziano potencjalnego sabotażystę. Niestety, jak to zwykle bywa, represje spadły w zdecydowanej większości na zwykłych ludzi, a nie na prawdziwych dywersantów.
Czyli Niemcy sami narazili swoich rodaków w Polsce na niebezpieczeństwo?
Tak, to było bardzo nieodpowiedzialne. Istnieją raporty konsulów niemieckich z wiosny 1939 roku, którzy apelują o zaprzestanie podobnej aktywności. Uważali, że może ona mieć katastrofalne konsekwencje dla całej mniejszości. Berlin jednak nie reagował. Wygląda więc na to, że robiono to świadomie. Narażano własnych obywateli na polskie represje, żeby móc potem wykorzystać to propagandowo.
Jak Wehrmacht traktował jeńców?
Oficerowie szli do oflagów i przeżyli tam do końca wojny. Szeregowcom, jeżeli trafili do obozów jenieckich, także na ogół nie działa się krzywda. Jednak w 1939 roku podczas brania jeńców zdarzały się przypadki rozstrzeliwania.
Dlaczego to robiono?
Również wypływało to z obawy przed polskimi partyzantami czy – szerzej – „polską wojną podjazdową". Niemieccy żołnierze traktowali często Polaków jako gorszego, niehonorowego przeciwnika, wobec którego nie obowiązują żadne zasady. Aby uwiarygodnić te twierdzenia, mówili na przykład, że polscy strzelcy ukrywają się za kępami trawy czy wzniesieniami, zamiast stawiać im czoła na otwartym polu.
Przecież to nie były wojny napoleońskie! Niemcy też strzelali zza rozmaitych zasłon.
Oczywiście. To było zupełnie nielogiczne – „tego, co wolno nam, nie wolno wrogowi". Znany jest przypadek masakry pod Ciepielowem. Polacy strzelali do Niemców z drzew. Gdy dostali się do niewoli, niemiecki oficer stwierdził, że w jego oczach nie są już żołnierzami, tylko partyzantami. Kazał im zdjąć mundury i – to bardzo symboliczne – kazał ich rozstrzelać w samych koszulach.
Jak Niemcy traktowali Żydów?
Zarówno żołnierze, jak i policjanci byli przekonani, że przemoc wobec Żydów nie jest w ogóle przestępstwem. Można ich bezkarnie rabować i zabijać. Ludzie w Trzeciej Rzeszy byli niezwykle mocno indoktrynowani antysemicką propagandą. Gdy wkroczyli do Polski i zetknęli się z Ostjuden, czyli biednymi polskimi Żydami, których znali tylko z propagandowych plakatów, zaczęli wcielać w życie narodowosocjalistyczne fobie.
Co robili?
Dokonywali grabieży, bili, a nawet mordowali. Podobnie jak w przypadku Polaków żołnierze Wehrmachtu robili to niejako spontanicznie, a SS-mani wypełniali rozkazy. Oczywiście w tym drugim przypadku nie było wówczas mowy o planowym wymordowaniu wszystkich Żydów. Widziano w nich jednak wrogów, których trzeba się pozbyć. Nie przez przypadek SS dokonała największej liczby pogromów w pobliżu terenów okupowanych przez Sowietów. Chciano zastraszyć resztę Żydów i zmusić ich do ucieczki do sowieckiej strefy okupacyjnej.
Dowództwo Wehrmachtu nie protestowało przeciwko aktom przemocy?
Wielu członków korpusu oficerskiego Wehrmachtu było zniesmaczonych i przerażonych tym, co się wyrabia w Polsce. Słali do władz niezliczone raporty i protesty. Wehrmacht dokumentował niektóre mordy na polskich i żydowskich cywilach. Co jednak ciekawe, wszystkie te raporty dotyczyły tylko zbrodni SS i policji. Ani jeden – zbrodni Wehrmachtu. Te im najwyraźniej nie przeszkadzały. Był więc w tym sprzeciwie oczywiście element moralnej niezgody, ale i element rywalizacji między Wehrmachtem a nielubianym przez niego SS.
Czy stawiano winnych popełnienia zbrodni przed sądami wojennymi?
Tak, ale były to przypadki nieliczne. Podczas kampanii 1939 roku nikt za zbrodnie na cywilach nie został skazany na śmierć. Dopiero po zakończeniu działań wojennych zdarzały się wyroki śmierci, ale za drobniejsze wykroczenia – na przykład kradzież Polakom srebrnych sztućców. Dowództwo Wehrmachtu uznało najwyraźniej, że podczas działań bojowych należy pewne normy zawiesić. Za zbrodnie wymierzano więc na ogół karę więzienia. Ale 4 października Hitler ogłosił amnestię dla wszystkich, którzy w Polsce „pod wpływem wieści o mordowaniu przedstawicieli niemieckiej mniejszości dopuścili się nadużyć".
Czy okupacja Polski była tak brutalna dlatego, że na polach bitew w 1939 roku dokonano tylu zbrodni?
Bez wątpienia. Jeżeli od pierwszego dnia wojny ludzie dokonywali tak brutalnych czynów, a reżim nie robił nic, żeby to ukrócić, to trudno było wrócić do normalności. Naturalnym następstwem zbrodni podczas kampanii 1939 roku były Intelligenzaktion, Akcja AB i Auschwitz. Pokazano wówczas, że Polacy to śmiertelny wróg, którego trzeba traktować bezwzględnie. Że na Wschodzie wszystko wolno. Niezwykła brutalność przyszłej wojny niemiecko-sowieckiej również wynikała m.in. z września 1939 roku.
Jakie były dalekosiężne skutki tych zbrodni?
Odwrotne od zamierzonych. Ludność okupowanej Polski, Serbii i innych krajów Europy Wschodniej – została doprowadzona do ostateczności. Mogła albo całkowicie skapitulować, albo rzucić się do walki na śmierć i życie. Tworzyć podziemne armie i dokonywać ataków na siły okupacyjne. Niemcy swoimi bezmyślnymi represjami prowokowali ogromy opór, z jakim się spotkali w Europie. Terror wywoływał kontrterror. Zbrodnie popełnione w 1939 roku stały się więc zalążkiem klęski Trzeciej Rzeszy. Już wtedy Niemcy przypieczętowali swój los.
Dr Jochen Böhler, niemiecki historyk, wieloletni pracownik Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Obecnie pracuje na Uniwersytecie w Jenie. Jest m. in. autorem książki „Zbrodnie Wehrmachtu w Polsce", właśnie nakładem wydawnictwa Znak ukazał się „Najazd 1939".