We wrześniu 1940 roku stolica neutralnej Portugalii odgrywała taką rolę jak Stambuł, mistrzowsko ukazywany nam podczas każdych wakacji w jednym z odcinków „Stawki większej niż życie". Z tą tylko różnicą, że pracującemu dla Moskwy agentowi J-23 nad Tagiem działać byłoby zapewne trudniej niż w Café Rose nad Bosforem, rządzona przez Antónia de Oliveira Salazara Portugalia nie utrzymywała bowiem stosunków ze Związkiem Sowieckim.
W tym czasie w Lizbonie życie toczyło się spokojnie tylko na pozór. W rzeczywistości miasto przypominało scenerię z powieści szpiegowskiej. Roiło się w nim od tajemniczych postaci, kwitł czarny rynek, zawierano spowite mrokiem transakcje, tajne służby różnych krajów mocowały się ze sobą, zatrudniając ludzi, którzy zjawiali się nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak znikali. Policja portugalska, choć miała uczestników tych rozgrywek na oku, starała się nie wchodzić, jak wyrażają się znawcy, między ostrza potężnych szermierzy. A byli nimi przede wszystkim ambasada brytyjska i niemiecka. Pierwsza występowała, jak się zdawało, w imieniu „imperium, które może przegrać kilka bitew, ale nie może przegrać wojny". Druga gotowa była napełniać pieniędzmi garście „każdego, kto chciałby dla niej pracować" – wspominał major Zdzisław Żórawski. Ten uczestnik kampanii wrześniowej (jego „Dziennik obrońcy Warszawy" ukazał się właśnie w wydawnictwie RYTM) od jesieni 1939 do czerwca 1940 roku był kierownikiem placówki Polskiej Agencji Telegraficznej (PAT) w Paryżu, a zarazem oficerem Oddziału II Sztabu Głównego. Do stolicy Portugalii major przybył we wrześniu 1940 roku z Madrytu, gdzie pracował jako korespondent prasy południowoamerykańskiej. Jego sporządzone po hiszpańsku zapiski lizbońskie odkrył niedawno dla świata, dzięki Michałowi Żórawskiemu, bratankowi autora wspomnień, profesor Tomasz Szarota.
Major Żórawski naciskany przez swych latynoskich mocodawców miał za wszelką cenę wydostać „dla publikacji" pamiętniki Eleny Lupescu. W Lizbonie, w placówce polskiego wywiadu, major Żórawski spodziewał się otrzymać niezbędne wsparcie.
Miłość niczym błyskawica
Pani Lupescu, dla najbliższych Magda, była przyjaciółką i ukochaną króla Rumunii Karola II.
Przyszła na świat w rodzinie kupieckiej w rumuńskim mieście Jassy prawdopodobnie w roku 1895, 1896, a może w 1902. Jak podają źródła, jej rodzice byli Żydami, pochodząca z Austrii matka przeszła na katolicyzm, ojciec – na prawosławie. Prawdopodobnie prawdziwe nazwisko jej taty brzmiało Grünberg lub Wolff (Wolf), a godność Lupescu (lup – wilk) stanowiła jego rumuńską formę. Z Karolem, wówczas jeszcze następcą tronu, poznali się prawdopodobnie w 1923 roku, prawdopodobnie na torze wyścigów automobilowych.
Jak pisze major Żórawski, połączyła ich „miłość niczym błyskawica". Nie był to przelotny flirt, jakich książę, wcześniej zresztą już także żonaty, przeżył bez liku.
Dla Magdy w 1925 roku Karol zrzekł się tronu na rzecz czteroletniego syna Michała i rozwiódł z księżniczką Heleną z Grecji. Wyjechał z kraju z zamiarem pozostania na obczyźnie na zawsze. Niespodziewanie zmienił jednak zdanie i zjawił się w Rumunii w roku 1930.
Pod strażą gdzieś na prowincji
W Bukareszcie powitano go serdecznie. Parlament ogłosił, że zrzeczenie się przez Karola prawa do tronu było nieważne. Książę objął więc władzę jako król Karol II. Zasiadał na tronie do 1940 roku, kiedy marszałek Ion Antonescu zmusił go do abdykacji na rzecz księcia Michała i do opuszczenia ojczyzny.
Karol nie robił tajemnicy ze swego związku z Magdą, którą według badaczy nazywał swą Duduią (Panią), choć w okolicznościach oficjalnych raczej nie występowali wspólnie. Na wygnanie udali się razem, na zachód przez Jugosławię, Włochy i Francję. Po drodze, w Timiszoarze, przed granicą z Jugosławią, bojowcy skrajnie nacjonalistycznej Żelaznej Gwardii urządzili zasadzkę i ostrzelali ich królewski biały pociąg specjalny – pisał we wspomnieniach podpułkownik Jan Kowalewski, w latach 1933 – 1937 attaché wojskowy w Rumunii („Cykl rumuński", „Zeszyty historyczne" VI/1964). Zamachowcy zamierzali zabić Karola, ponieważ za jego rządów Gwardia została zakazana, a jej przywódcy trafili do więzienia, gdzie niektórzy z nich zginęli.
Wszystkie kraje, przez które tułacze przejeżdżali, pośpiesznie wyprawiały pociąg królewski dalej, „aby nie narazić się Niemcom, aż wreszcie dojechał on do Hiszpanii, skąd króla już dalej Niemcy i rząd Antonescu nie chcieli puścić do Portugalii i do wolności". Berlin nie życzył sobie utworzenia kolejnego rządu antyniemieckiego, dlatego naciskał na Hiszpanię, by rumuńskiego władcę „unieruchomić pod strażą gdzieś na prowincji". Woli Niemców stało się zadość, Karol II i Magda znaleźli się w hotelu w Sewilli pod opieką żandarmerii i tajniaków. Opieka była tak troskliwa, że unieruchomiony na dobre władca nie mógł się udać w dalszą drogę. Ale też i nie bardzo miał dokąd, nikt bowiem się nie kwapił, by go przyjąć.
Tylko Niemcy zapraszali króla tułacza w gościnę do jednego ze swych zamków na południu, tego jednak „panicznie" bała się pani Lupescu.