Europa może być mocarzem

Inwestorzy, politycy i zwykli obywatele wstrzymali pod koniec tygodnia oddech, czekając na wyniki szczytu UE, który miał uratować euro.

Publikacja: 09.12.2011 19:00

Kupować włoskie obligacje, inwestować teraz czy się wstrzymać? To pytania na dziś. Kryzys daje jednak okazję, by spojrzeć na europejski projekt w perspektywie nie dni, lecz dziesięcioleci. Jego fundamenty są słabe, geopolityka zaś prędzej czy później eliminuje kolosy na glinianych nogach, jak przydarzyło się to choćby Osmanom czy carskiej Rosji.

Potęga państw opierała się na trzech filarach: polityce, gospodarce i armii. Tak było od wieków i będzie nadal. Silna gospodarka daje środki na wojsko i machinę polityczną, ale bywa odwrotnie – brytyjska flota otworzyła Albionowi wrota eksportowe i przyspieszyła industrializację kraju, a wcześniej mongolscy jeźdźcy powołali rynek eurazjatycki. Unia chciała być jednak inna, jej spoiwem miała się stać koncyliacyjność, humanitarne wartości podparte wspólnym rynkiem. Ten miły obrazek właśnie rozpada się na kawałki.

Na Starym Kontynencie, jak wszędzie indziej, decyduje dziś siła, na zewnątrz zaś Unia emanuje słabością, jej przyciągająca sąsiadów „soft power" przestała działać. Najpierw Białoruś, a potem Ukraina zawróciły z drogi współpracy z UE, Turcja formalnie deklaruje chęć akcesji, faktycznie mości się na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Czas już właściwie włączyć dzwonki alarmowe.

1

Filary potęgi w wypadku UE mają się marnie. Ma wspólny rynek, nie dorobiła się jednak organów politycznych z prawdziwego zdarzenia. Zabiera głos w sprawach światowych, a nie posiada jednego ośrodka decyzyjnego ani narzędzi do uprawiania polityki międzynarodowej. Zmiany dokonane wraz z Lizboną – przewodniczący Rady Europejskiej, wzmocnienie roli europarlamentu, powołanie „ministra spraw zagranicznych", osobowość prawna – wcale nie poprawiły sytuacji. Unia nie może uprawiać polityki, bo nikt jej do tego nie upoważnił. Ten filar jest tak miękki, że w ogóle nie pełni już funkcji podpory.

2

Niewiele lepiej jest z armią. Gdyby zsumować potencjał militarny państw UE, miałaby ona siły zbrojne liczące ponad milion żołnierzy, z najnowocześniejszym po USA sprzętem na świecie i bronią nuklearną. Co z tego, skoro potencjał ten jest rozdrobniony, nie podlega jednemu dowództwu, ma różne systemy pozyskiwania zaopatrzenia, służy partykularnym interesom państw członkowskich? Nawet NATO nie jest wystarczającym zwornikiem, by uczynić z europejskich armii żelazną pięść europejskiej polityki. Mało tego, Europa w ramach łatania dziur budżetowych rozbraja się. Austria ogłosiła, że potnie na żyletki trzy czwarte czołgów i wozów bojowych. Wielka Brytania chce zlikwidować Armię Renu, która od drugiej wojny stała w Niemczech. Jej jednostki nie zostaną bynajmniej przerzucone w inne miejsca, lecz będą likwidowane. Armie redukują Niemcy i Francja, a Słowacja ogłosiła, że jej wojsko straciło zdolność bojową. Państwa europejskie nie potrafią nawet koordynować zakupów sprzętu, dublując prace badawcze i zamówienia.

3

W tej marnocie dobrze wypada tylko gospodarka, ale i ona jest na skraju recesji. Można by wręcz zapytać: czy Europa w ogóle jeszcze istnieje? Wyobraźmy sobie to pytanie zadane Turcji po wojnach bałkańskich. Odpowiedź brzmiałaby formalnie: tak, ale już tylko jako wydmuszka czekająca na pacnięcie, które ją skruszy.

Podobnie jest teraz. Pacnięcie nie przyjdzie jednak z zewnątrz, lecz ze strony społeczeństw europejskich, których najwyraźniej nie interesuje szersza perspektywa – wzrost potęg Chin, Indii i Brazylii, kurczenie się udziału Europy w PKB świata, rosnąca z roku na rok dysproporcja w dynamice wydatków zbrojeniowych Azji i Ameryki Południowej a naszymi.

Nie jest jednak tak, że Europie nieuchronnie grozi zapaść, Unia wciąż ma potencjał, by być jednym z trzech głównych ośrodków globalnej władzy. Potrzebuje jednak przeorania starych struktur, zdeptania szlachetnych złudzeń i tej części prawnego dorobku, która jest już tylko gorsetem.

Uratowanie euro to za mało. Dalszymi krokami powinny być: centralizacja decyzji politycznych, scalenie wysiłków obronnych, pobudzenie gospodarki poprzez liberalizację rynku pracy, wreszcie agresywna polityka prorozrodcza, by przełamać kryzys demograficzny. Ten cudak, Europa, ciągle ma zadatki na mocarza.

Kupować włoskie obligacje, inwestować teraz czy się wstrzymać? To pytania na dziś. Kryzys daje jednak okazję, by spojrzeć na europejski projekt w perspektywie nie dni, lecz dziesięcioleci. Jego fundamenty są słabe, geopolityka zaś prędzej czy później eliminuje kolosy na glinianych nogach, jak przydarzyło się to choćby Osmanom czy carskiej Rosji.

Potęga państw opierała się na trzech filarach: polityce, gospodarce i armii. Tak było od wieków i będzie nadal. Silna gospodarka daje środki na wojsko i machinę polityczną, ale bywa odwrotnie – brytyjska flota otworzyła Albionowi wrota eksportowe i przyspieszyła industrializację kraju, a wcześniej mongolscy jeźdźcy powołali rynek eurazjatycki. Unia chciała być jednak inna, jej spoiwem miała się stać koncyliacyjność, humanitarne wartości podparte wspólnym rynkiem. Ten miły obrazek właśnie rozpada się na kawałki.

Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji
Plus Minus
Władysław Kosiniak-Kamysz: Czterodniowy tydzień pracy? To byłoby uderzenie w rozwój Polski
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Jak Kaczyński został Tysonem