Raport o osiedlach tzw. kontenerów socjalnych

Powstaje u nas coraz więcej socjalnych osiedli kontenerowych, w których lokatorzy mają zostać na stałe. Rodzą się pytania o odpowiedzialność społeczną za najbiedniejszych i o ponoszenie konsekwencji własnych czynów

Publikacja: 10.12.2011 00:01

Kontenery socjalne w Poznaniu

Kontenery socjalne w Poznaniu

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

Powstaje u nas coraz więcej socjalnych osiedli kontenerowych, w których lokatorzy mają zostać na stałe. Rodzą się pytania o odpowiedzialność społeczną za najbiedniejszych i o ponoszenie konsekwencji własnych czynów.

W małym mieszkanku jak w saunie. Podłoga i meble lepią się od wilgoci, woda skrapla się i spływa po drzwiach i ścianach, wlewając się do kontaktów, przez co regularnie wysiadają korki. – Tu się nie da żyć – pani Beata załamuje ręce. – A najgorsze jest to, że nie mamy szans na cokolwiek lepszego, nie wierzę, żebyśmy się stąd jakoś wyrwali. Pokazuje rozrastające się na ścianach czarne plamy pleśni. Najgorzej jest w narożnikach pokoju, gdzie plamy ciągną się od podłogi do sufitu. – A przecież to było niedawno malowane, bez przerwy odgrzybiamy ściany, ale to beznadziejna sprawa – mówi pani Beata, zmieniając pieluchę dwuletniemu synowi i wyżymając ścierkę. – Ale u nas i tak nie jest najgorzej. Sąsiadom woda przecieka przez sufit i trzeba ją regularnie wylewać z kloszów lamp.

Pani Beata, obecnie bezrobotna konfekcjonerka kosmetyków, jest lokatorką kontenera socjalnego w podwarszawskim Józefowie. Od kilku lat takie kontenery coraz wyraźniej wpisują się w krajobraz polskich miast. W Józefowie mały, piętrowy budyneczek z blachy i płyt gipsowych powstał w kwietniu ubiegłego roku. Z zewnątrz przypomina pomieszczenie tymczasowe dla robotników budowlanych. Panią Beatę przeniesiono tu z dwójką dzieci rok temu, kiedy budynek socjalny, w którym mieszkali, został rozebrany ze względów technicznych. – W mieście mówią, że mieszka tu patologia, ale to nieprawda – zapewnia pani Beata. – Większość lokatorów normalnie pracuje, tu nie ma pijackich burd ani awantur. Rzeczywiście, mimo niedogodności mieszkańcy starają się utrzymywać kontener w czystości, a przed wejściami próbują hodować kwiatki.

Z?Iraku wprost do Skoczowa

Do józefowskiego kontenera trafili ci, których budynki socjalne rozebrano, kilka osób przeniesiono tu za niepłacenie czynszów. Jeszcze inni zostali przeniesieni na własne życzenie. Narzekają wszyscy. – Chcieliśmy tu zamieszkać, budynek z zewnątrz wyglądał całkiem ładnie, a czynsz jest niższy niż w poprzednim mieszkaniu socjalnym – mówi pan Tomasz, elektryk, sąsiad pani Beaty. – Nie wiedzieliśmy, na co się piszemy. Razem z żoną na wyprzódki wymieniają wszystkie wady kontenera: przez gipsowo-blaszane ściany woda nie chce odparowywać, przez co w środku jest wiecznie wilgotno i ściany zarastają pleśnią, a zimą trzeba skuwać lód z wewnętrznej strony drzwi i okien. Kontenery nie zapewniają minimum prywatności, bo przez ściany słychać każdą prowadzoną przez sąsiadów rozmowę. Kiedy pada, w niektórych mieszkaniach woda cieknie z sufitu. Budynek nie ma fundamentów, więc osiada i wypacza się, rozszczelniając okna i drzwi. Dozwolone jest tylko elektryczne ogrzewanie, przez co przychodzą astronomiczne rachunki za prąd. – Jeśli chcemy mieć cały czas ciepło, to zimą musimy płacić nawet 800 złotych miesięcznie – mówi pani Beata. – Ja mam małe dzieci, więc rozłożyłam sobie płatność na raty, byle tylko prądu nie odcięli, ale sąsiad nie miał z czego zapłacić i siedzi teraz całymi dniami opatulony w kożuchy i koce. Dobrze, że zima na razie łagodna.

Czynsz wynosi 170 złotych, ale prawie nikt nie płaci. Dlaczego? – Większość pieniędzy inwestujemy w remonty, uszczelnianie, odgrzybianie, malowanie i ogrzewanie – mówi pani Beata. – My się nie wywiązujemy z opłat, ale druga strona też nie dotrzymuje umowy. Kontener jest w strasznym stanie, a inspektorzy zbywają nas, mówiąc, że nie byłoby problemów, gdybyśmy lepiej wietrzyli.

Kontenery podobne do tego w Józefowie stoją już w kilkunastu miejscowościach w Polsce. Stawiają je kolejne gminy, władze wielu miast zastanawiają się właśnie nad ich kupnem. Są dwa podstawowe rodzaje osiedli kontenerowych: takie jak józefowskie, które mają stanowić substytut mieszkań socjalnych, i takie, które mają być miejscem zsyłki tzw. trudnych lokatorów, którzy uprzykrzają życie sąsiadom, demolując klatki schodowe i urządzając burdy.

Kontenery mieszkalne w dużej liczbie pierwszy raz stanęły w Polsce po powodzi w 1997 roku, kiedy dotknięte kataklizmem gminy budowały je, żeby zapewnić mieszkańcom zalanych domów dach nad głową. We Wrocławiu, Kłodzku czy Lubszy powodzianie mieszkali w nich ponad rok. Wtedy też zaczęły wychodzić na jaw wszystkie wady metalowych baraków, których kilkanaście lat później doświadczają mieszkańcy blaszaka w Józefowie. Powodzianie w końcu wyprowadzili się z tymczasowych lokali, ale po dziesięciu latach samorządowcy wrócili do pomysłu stawiania blaszanych osiedli.

W 2007 roku pierwsze kontenery socjalne stanęły w Goleniowie na Pomorzu i Skoczowie na Śląsku Cieszyńskim. – Skoro żołnierzom w Iraku starczają kontenery, to biedni mieszkańcy naszej gminy też powinni być z nich zadowoleni – mówiła wtedy Janina Żagań, burmistrz śląskiego miasteczka. Kontenery pierwotnie miały być rozwiązaniem tymczasowym, ale stały w miasteczku do października tego roku, kiedy strawił je pożar. Śladem Goleniowa i Skoczowa szybko poszły kolejne gminy i kontenery stanęły w małopolskim Sławkowie, w Żorach, w Gaci pod Słupskiem, w Józefowie, Bytomiu, Sosnowcu i Bydgoszczy.

Początkowo blaszane domki wydawały się dobrym rozwiązaniem. Ustawiały się do nich kolejki chętnych, którzy mieli dosyć czekania na mieszkanie socjalne, a nie wiedzieli jeszcze, jak wygląda życie w nowym lokalu. Trudności szybko wychodziły na jaw, a do wszystkich niewygód związanych z samą naturą kontenera dochodziły problemy związane z lokalizacją. Wszędzie, gdzie samorządy ogłaszały zamiar postawienia blaszanego osiedla, protestowali okoliczni mieszkańcy. Nikt nie chciał socjalnego osiedla biednych w swojej dzielnicy. Kontenery są więc lokowane z dala od centrów miast, na odludziach, do których nie dochodzi komunikacja miejska i z których trudno dostać się do śródmieścia bez samochodu. Prowadzi to do znanego w socjologii zjawiska tzw. niedopasowania przestrzennego. Ubodzy mieszkańcy biednych osiedli są odcięci od miejskiego życia, mają problemy z dotarciem do urzędów i szkół, nie wiedzą o tworzących się miejscach pracy i zamiera wśród nich chęć poprawy własnego losu.

– Lokowanie osiedli, w których umieszcza się ludzi przeżywających trudności często spowodowane złą sytuacją ekonomiczną z dala od centrów miast, sprawia, że ich mieszkańcy tracą jakąkolwiek szansę na reintegrację – mówi dr Agnieszka Golczyńska-Grondas, łódzka socjolog, która zajmuje się badaniem enklaw biedy. – Są zupełnie odcięci od pozytywnych wzorców, skazani na tkwienie w swoim środowisku.

Powstawanie osiedli kontenerowych wynika z długotrwałych zaniedbań w polityce społecznej i braku inwestycji w mieszkania socjalne. – Mamy tu 860 mieszkań socjalnych i około 900 rodzin, które czekają w kolejce na lokal – mówi Magda Marszałek, rzecznik Administracji Domów Miejskich w Bydgoszczy. – Realizujemy wprawdzie nowe inwestycje, jednak to nie spowoduje całkowitej likwidacji kolejki osób oczekujących na przydział lokalu socjalnego. W Bydgoszczy sytuacja i tak nie jest najgorsza. Według Instytutu Rozwoju Miast w Polsce brakuje około 75 tys. mieszkań socjalnych.

Styczniowy raport NIK wykazał z kolei, że wsparcie na budowę mieszkań socjalnych udzielane gminom z budżetu jest o jedną trzecią za małe, a urzędnicy samorządowi często nie potrafią z niego skorzystać. Są miasta takie jak Katowice, Łódź czy Wrocław, w których w ciągu ostatnich kilku lat liczba lokali socjalnych się zmniejszyła. Są domy, które przeszły w ręce prywatne, a nadal znajdują się w nich mieszkania socjalne. Sądy nakazują eksmisję ich lokatorów, ale ponieważ lokali socjalnych brakuje, mieszkańcy zostają w prywatnych budynkach, a gminy muszą wypłacać ich właścicielom odszkodowania. Samorządy starają się omijać nakaz albo zawierać ugody z właścicielami, ale ostatecznie muszą płacić. Same Katowice w ciągu trzech lat wydały na takie odszkodowania 4,5 mln zł.

Terapia szokowa

W tej sytuacji w balansujących na granicy dopuszczalnego zadłużenia polskich miastach narasta pokusa budowania tanich i łatwych do postawienia osiedli kontenerowych. – Mamy niewiele pieniędzy, a chcieliśmy jakoś zaspokoić choć część potrzeb lokalowych – tłumaczy Magda Marszałek. – Ale nie będziemy stawiać kolejnych kontenerów. Po dwóch latach okazało się, że to nie jest dobre rozwiązanie. Rzeczywiście, bydgoskie blaszaki funkcjonują jako przykład fatalnego sposobu na rozwiązywanie problemów lokalowych. Są wyjątkowo nieszczelne, w wyjątkowym natężeniu pojawia się w nich też grzyb. Trafili do nich ludzie czekający w kolejce na lokale socjalne, wśród nich rodziny z małymi dziećmi. Mieszkańcy szybko zaczęli chorować, bo nie stać ich było na opłacanie z góry elektrycznego ogrzewania w specjalnie zainstalowanych automatach. Miejscy urzędnicy przez wiele miesięcy nie chcieli przyjąć do wiadomości, że kontenery są wadliwe. – Początkowo myśleliśmy, że to wina mieszkańców, którzy nieprawidłowo eksploatują lokale – mówi Magda Marszałek. – Jednak w trakcie dalszego użytkowania ujawniły się konstrukcyjne wady techniczne, które będziemy próbowali usunąć. Miasto stara się teraz wymusić na producencie naprawę blaszaków, które są jeszcze na gwarancji.

Kiedy Bydgoszcz czy Józefów stawiają kontenery, żeby częściowo zaspokoić popyt na mieszkania socjalne, miasta takie jak Poznań przyjmują inną strategię. W styczniu do nowo powstałego osiedla kontenerowego przy ulicy Średzkiej urzędnicy chcą przenieść tzw. trudnych lokatorów. – Mamy już gotową listę ludzi, którzy nie tylko zalegają z czynszami, ale też regularnie uprzykrzają życie sąsiadom – mówi Jarosław Pucek, dyrektor poznańskiego Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych. – Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie wielokrotnie oferował im różne kursy czy leczenie z alkoholizmu, ale zawsze spotykaliśmy się z odmową. Mamy nadzieję, że perspektywa przeniesienia do kontenera sprawi, że ci ludzie otrzeźwieją i zechcą skorzystać z oferowanej im pomocy.

Takiej terapii szokowej próbowały kilkanaście lat temu władze Łodzi. W 1993 roku na obrzeżach miasta powstało osiedle kontenerowe dla kilkudziesięciu osób, które nie płaciły czynszów za mieszkania komunalne. – Ten projekt skończył się całkowitą porażką, bo lokatorzy szybko rozmontowali kontenery – mówi Jan Olczyk, ekspert od rynku nieruchomości, który zarządzał osiedlem. – Wszystkie metalowe elementy zostały sprzedane na złom, więc po kilkunastu miesiącach blaszane baraki do niczego się nie nadawały i miasto zlikwidowało osiedle, a jego mieszkańcy trafili do lokali socjalnych albo przenieśli się do swoich rodzin. W Poznaniu urzędnicy przygotowują się na taką ewentualność. – Zastanawiamy się, czy miasto ma obowiązek zapewnić kolejny lokal człowiekowi, który z rozmysłem zniszczył udostępnione mu mieszkanie – mówi Pucek. – Nie wiem, czy tak jest, ale będziemy tę kwestię analizować.

Nigdy nie wyjdą z tej puszki

Poznań jest pierwszym miastem, w którym protesty wywołała nie lokalizacja blaszanego osiedla, ale sam pomysł stawiania go. Z sondaży wynika, że popiera go większość mieszkańców, ale przeciwko kontenerom głośno protestują organizacje społeczne, środowiska akademickie i poznańscy anarchiści, którzy regularnie organizują protesty i pikiety. Dyskusja obraca się wokół pytania, czy lepszym sposobem na ignorujących normy współżycia społecznego lokatorów jest karanie ich czy próba reintegracji.

– Miasto najpierw przez wiele lat zaniedbywało politykę społeczną, a teraz chce nam tu postawić fawele dla biednych – mówi psycholog Tomasz Sadowski, prezes Fundacji Pomocy Wzajemnej Barka, która zajmuje się realizowaniem programów socjalno-edukacyjnych i tworzeniem miejsc pracy dla długotrwale bezrobotnych. – Zamiast się zastanowić, jak doprowadzić do reintegracji tych ludzi ze społeczeństwem, przywrócić ich na rynek pracy, przenosi się ich do puszek, z których już nigdy nie wyjdą.

Poznańscy urzędnicy wysuwają jeszcze jeden argument: sama dyskusja o postawieniu kontenerów połączona z eksmisjami niepłacących czynszu lokatorów sprawiła, że część mieszkańców, którzy od lat zalegali z czynszami, zaczęła płacić należności. Lokatorzy mieszkań socjalnych i komunalnych zalegają miastu 80 mln złotych. Podobne zjawisko zaobserwowali urzędnicy w Łodzi, w której trwa właśnie debata nad postawieniem osiedla kontenerowego. – Straszenie ludzi wysiedleniem do kontenera może przynieść doraźny efekt, bo lokatorzy się przestraszą i zaczną płacić zaległe czynsze – mówi dr Golczyńska-Grondas. – Ale na dłuższą metę tworzenie takich osiedli to droga donikąd, te miejsca zamienią się w getta.

Działacze społeczni ze wszystkich miast są zgodni, że samorządy źle prowadzą politykę społeczną i przeznaczają na nią za mało pieniędzy, więc odpowiedzialność za nią muszą przejmować organizacje pozarządowe i wolontariusze. – W całej Polsce są rodziny z problemami, które odwiedzają osobno pracownik socjalny, kurator sądowy, pielęgniarka środowiskowa i dzielnicowy – mówi dr Golczyńska-Grondas. – Ci wszyscy ludzie na ogół nie koordynują swoich działań, każdy prowadzi swój program, przez co ich skuteczność jest znacznie ograniczona. Powstało wiele opracowań na temat skupiania w jednym miejscu ludzi ubogich. Wnioski są jednoznaczne: powstają obszary skrajnego ubóstwa, w których rośnie przestępczość i bezrobocie, a ludzie nie wykształcają w sobie mechanizmów odpowiedzialności za własny los. W Polsce znane są badania dr Elżbiety Tarkowskiej na temat utrwalania się i dziedziczenia biedy. Debata na temat osiedli kontenerowych toczy się w Polsce głównie w mediach lokalnych, w tych regionach, w których samorządy planują postawienie blaszaków. Lansują je urzędnicy samorządowi, ale trudno znaleźć socjologa czy specjalistę od polityki społecznej, który widziałby pozytywne efekty przenoszenia ludzi do kontenerów. Wszyscy są zgodni, że trzeba znaleźć sposób na egzekwowanie czynszów od lokatorów mieszkań socjalnych i znaleźć skuteczne sposoby przywracania ich na rynek pracy. Rozwiązania trzeba znaleźć szybko, bo nad postawieniem osiedli kontenerowych zastanawiają się kolejne miasta. Debata na ten temat trwa właśnie w Łodzi.

– Obyśmy za kilkanaście lat nie obudzili się z gettami biedoty na przedmieściach – mówi Tomasz Sadowski. – Każdy może być kowalem własnego losu, ale niektórych trzeba tego najpierw nauczyć. Nie sądzę, żeby było to możliwe w kontenerze socjalnym.

Imiona mieszkańców kontenerów zostały zmienione na ich prośbę

Powstaje u nas coraz więcej socjalnych osiedli kontenerowych, w których lokatorzy mają zostać na stałe. Rodzą się pytania o odpowiedzialność społeczną za najbiedniejszych i o ponoszenie konsekwencji własnych czynów.

W małym mieszkanku jak w saunie. Podłoga i meble lepią się od wilgoci, woda skrapla się i spływa po drzwiach i ścianach, wlewając się do kontaktów, przez co regularnie wysiadają korki. – Tu się nie da żyć – pani Beata załamuje ręce. – A najgorsze jest to, że nie mamy szans na cokolwiek lepszego, nie wierzę, żebyśmy się stąd jakoś wyrwali. Pokazuje rozrastające się na ścianach czarne plamy pleśni. Najgorzej jest w narożnikach pokoju, gdzie plamy ciągną się od podłogi do sufitu. – A przecież to było niedawno malowane, bez przerwy odgrzybiamy ściany, ale to beznadziejna sprawa – mówi pani Beata, zmieniając pieluchę dwuletniemu synowi i wyżymając ścierkę. – Ale u nas i tak nie jest najgorzej. Sąsiadom woda przecieka przez sufit i trzeba ją regularnie wylewać z kloszów lamp.

Pani Beata, obecnie bezrobotna konfekcjonerka kosmetyków, jest lokatorką kontenera socjalnego w podwarszawskim Józefowie. Od kilku lat takie kontenery coraz wyraźniej wpisują się w krajobraz polskich miast. W Józefowie mały, piętrowy budyneczek z blachy i płyt gipsowych powstał w kwietniu ubiegłego roku. Z zewnątrz przypomina pomieszczenie tymczasowe dla robotników budowlanych. Panią Beatę przeniesiono tu z dwójką dzieci rok temu, kiedy budynek socjalny, w którym mieszkali, został rozebrany ze względów technicznych. – W mieście mówią, że mieszka tu patologia, ale to nieprawda – zapewnia pani Beata. – Większość lokatorów normalnie pracuje, tu nie ma pijackich burd ani awantur. Rzeczywiście, mimo niedogodności mieszkańcy starają się utrzymywać kontener w czystości, a przed wejściami próbują hodować kwiatki.

Pozostało 87% artykułu
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?