Co mi utrudnia nieco pisanie tego dziennika i co mnie pozbawia ochoty do częstszego notowania, to brak wiary w ważność tego, co zapisuję. (...) Odczytywałem niedawno fragmenty tego dziennika i trochę byłem rozczarowany. W sumie to jest nudnawe. Ciągłe narzekanie na samotność i opuszczenie" – konstatuje Jarosław Iwaszkiewicz w ostatnim tomie diarystycznego tryptyku obejmującym lata 1964 – 1980. Owszem, nieregularne wpisy cechują melancholia (skądinąd symbol jego pióra) oraz egotyzm (wyróżnik charakterologiczny), niemniej w tekście pełno personaliów i faktów: kulturalnych, politycznych, rodzinnych, nierzadko pikantnych...
„Marysia wyniosła się dziś z domu do swego nowego kochanka. Trudno zrozumieć ten szereg głupstw, które popełniają moje córki. (...) Przed tygodniem pojechałem do Warszawy, aby odkręcić kurki gazowe. Takie usłałem sobie śliczne gniazdeczko w kuchence, aby w nim zasnąć i spać, spać, spać. Ale potem zatelefonował Szymek i Hania i zrobiło mi się ich żal, piesków także".
„Wspomniany wyżej Szymon Piotrowski, piastujący w Stawisku niejako funkcję majordomusa, towarzyszył »panu« w Watykanie.
Nie mam bardzo jasnego wspomnienia z tej wizyty u papieża. (...) Mówił coś o moich utworach, ale mętnie. I poplątał »Czerwone tarcze« ze »Sławą i chwałą«. (...) Byliśmy we troje. Ja, Marysia i Szymek. [Eugeniusza] Kabatca nie można było wkręcić, choć Szymek usiłował to uczynić. Ale nie udało się mimo wysiłków. Prawosławny, partyjny – to nieważne, ale wygląd ma ubeka, chociaż przysięgał się, że nic z tą sprawą nie ma wspólnego"– streszczał audiencję u Jana Pawła II.
Poniżej pasa
Innego duchownego z artystycznym dorobkiem, księdza Kazimierza Orzechowskiego, charakteryzował następująco: „... spora porcja tego, co ja nazywam graalizmem, to znaczy miłość do mężczyzn, ale bez erotyzmu. To nie jest homoseksualizm, ale ten rodzaj uczucia, który łączył rycerzy Graala. Uczucie Giermka i Rycerza, powiązania dwóch mężczyzn, ale bez łóżka i bez żadnych pieszczot. (...) Spotkanie zaczęło się od tego, że ks. Orzechowski buchnął mnie w łapę (...), ja jestem dla nich czymś w rodzaju papieża czy arcykapłana (...). To samo było z księdzem Twardowskim".