Czyściec Jarosława Iwaszkiewicza

Publikacja: 06.01.2012 19:00

Czyściec Jarosława Iwaszkiewicza

Foto: EAST NEWS, Andrzej Szypowski

Co mi utrud­nia nie­co pi­sa­nie te­go dzien­ni­ka i co mnie po­zba­wia ocho­ty do częst­sze­go no­to­wa­nia, to brak wia­ry w waż­ność te­go, co za­pi­su­ję. (...) Od­czy­ty­wa­łem nie­daw­no frag­men­ty te­go dzien­ni­ka i tro­chę by­łem roz­cza­ro­wa­ny. W su­mie to jest nud­na­we. Cią­głe na­rze­ka­nie na sa­mot­ność i opusz­cze­nie" – kon­sta­tu­je Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz w ostat­nim to­mie dia­ry­stycz­ne­go tryp­ty­ku obej­mu­ją­cym la­ta 1964 – 1980. Ow­szem, nie­re­gu­lar­ne wpi­sy ce­chu­ją me­lan­cho­lia (ską­di­nąd sym­bol je­go pió­ra) oraz ego­tyzm (wy­róż­nik cha­rak­te­ro­lo­gicz­ny), nie­mniej w tek­ście peł­no per­so­na­liów i fak­tów: kul­tu­ral­nych, po­li­tycz­nych, ro­dzin­nych, nie­rzad­ko pi­kant­nych...

„Ma­ry­sia wy­nio­sła się dziś z do­mu do swe­go no­we­go ko­chan­ka. Trud­no zro­zu­mieć ten sze­reg głupstw, któ­re po­peł­nia­ją mo­je cór­ki. (...) Przed ty­go­dniem po­je­cha­łem do War­sza­wy, aby od­krę­cić kur­ki ga­zo­we. Ta­kie usła­łem so­bie ślicz­ne gniaz­decz­ko w ku­chen­ce, aby w nim za­snąć i spać, spać, spać. Ale po­tem za­te­le­fo­no­wał Szy­mek i Ha­nia i zro­bi­ło mi się ich żal, pie­sków tak­że".

„Wspo­mnia­ny wy­żej Szy­mon Pio­trow­ski, pia­stu­ją­cy w Sta­wi­sku nie­ja­ko funk­cję ma­jor­do­mu­sa, to­wa­rzy­szył »pa­nu« w Wa­ty­ka­nie.

Nie mam bar­dzo ja­sne­go wspo­mnie­nia z tej wi­zy­ty u pa­pie­ża. (...) Mó­wił coś o mo­ich utwo­rach, ale męt­nie. I po­plą­tał »Czer­wo­ne tar­cze« ze »Sła­wą i chwa­łą«. (...) By­li­śmy we tro­je. Ja, Ma­ry­sia i Szy­mek. [Eu­ge­niu­sza] Ka­bat­ca nie moż­na by­ło wkrę­cić, choć Szy­mek usi­ło­wał to uczy­nić. Ale nie uda­ło się mi­mo wy­sił­ków. Pra­wo­sław­ny, par­tyj­ny – to nie­waż­ne, ale wy­gląd ma ube­ka, cho­ciaż przy­się­gał się, że nic z tą spra­wą nie ma wspól­ne­go"– stresz­czał au­dien­cję u Ja­na Paw­ła II.

Po­ni­żej pa­sa

In­ne­go du­chow­ne­go z ar­ty­stycz­nym do­rob­kiem, księ­dza Ka­zi­mie­rza Orze­chow­skie­go, cha­rak­te­ry­zo­wał na­stę­pu­ją­co: „... spo­ra por­cja te­go, co ja na­zy­wam gra­ali­zmem, to zna­czy mi­łość do męż­czyzn, ale bez ero­ty­zmu. To nie jest ho­mo­sek­su­alizm, ale ten ro­dzaj uczu­cia, któ­ry łą­czył ry­ce­rzy Gra­ala. Uczu­cie Gierm­ka i Ry­ce­rza, po­wią­za­nia dwóch męż­czyzn, ale bez łóż­ka i bez żad­nych piesz­czot. (...) Spo­tka­nie za­czę­ło się od te­go, że ks. Orze­chow­ski buch­nął mnie w ła­pę (...), ja je­stem dla nich czymś w ro­dza­ju pa­pie­ża czy ar­cy­ka­pła­na (...). To sa­mo by­ło z księ­dzem Twar­dow­skim".

Orze­chow­ski za­grał po­tem ka­pła­na w ekra­ni­za­cji „Pa­nien z Wil­ka", któ­rej re­ali­za­cja i od­biór zaj­mu­ją w za­pi­skach nie­ma­ło miej­sca, po­dob­nie zresz­tą jak w przy­pad­ku ada­pta­cji fil­mo­wej „Brze­zi­ny". Sma­ko­wit­sza wy­da­ła mi się jed­nak „re­cen­zja" Iwasz­kie­wi­cza z oglą­da­ne­go w Rzy­mie skan­da­li­zu­ją­ce­go oby­cza­jo­wo ob­ra­zu „Po­za do­brem i złem" w reż. Li­lia­ny Ca­va­ni: „Sta­ry chę­do­ży, ale naj­go­rzej na tym wy­cho­dzi Lou Sa­lo­me, któ­ra po­ka­za­na jest jak ostat­nia kur­wa. Nie ma to jak ko­bie­ty, te do­pie­ro ma­ją po­my­sły, jak we­zmą się do por­no­gra­fii. »Ostat­nie tan­go« wy­sia­da, i »Em­ma­nu­el­le« też. Do­tych­czas nie wi­dzia­łem na ekra­nie mę­skich człon­ków w sta­nie erek­cji".

Dzien­nik od cza­su do cza­su in­kru­stu­ją ne­kro­lo­gi wy­cię­te z „Ży­cia War­sza­wy". Nie­rzad­ko opa­trzo­ne ko­men­ta­rzem jak w przy­pad­ku klep­sy­dry Wa­cła­wa M. „Dla mnie za­wsze dwu­dzie­stocz­te­ro­let­ni, chło­piec, nie­spe­cjal­nie pięk­ny, ale bar­dzo przy­stoj­ny, o prze­pięk­nym cie­le, któ­ry ode­grał w mo­im ży­ciu spo­rą ro­lę. Był bar­dzo mę­ski, bar­dzo do­bry, uczyn­ny, nic mnie nie kosz­to­wał, lu­bił mi­łość. I był (...) nad­zwy­czaj­nym ko­chan­kiem". Po tak in­tym­nym wy­zna­niu nie dzi­wi oba­wa: „My­ślę, że mo­gą mnie zajść od stro­ny oby­cza­jo­wej. Ta świ­nia Ryś Do­bro­wol­ski coś tam o tym prze­bą­ku­je". O in­nych twór­cach dia­ry­sta też zresz­tą nie miał naj­lep­sze­go zda­nia. „Uwa­żam ją za jed­ną za naj­szko­dliw­szych osób w na­szej kul­tu­rze?" – pod­su­mo­wał Ire­nę Szy­mań­ską. „Zgnę­bi­ła mnie re­cen­zja Przy­bo­sia z mo­ich opo­wia­dań, co za świ­nia!"

3 ty­sią­ce ru­bli

W stycz­niu 1978 ro­ku Ko­mi­tet Fron­tu Jed­no­ści Na­ro­du po­pro­sił go o zło­że­nie ży­czeń uro­dzi­no­wych Edwar­do­wi Gier­ko­wi. „... ży­czy­łem zdro­wia, szczę­ścia, po­myśl­no­ści i speł­nie­nia ma­rzeń, a po­tem wy­kła­da­łem każ­de z tych ży­czeń. (...) Po­tem za­mie­ni­łem pa­rę słów pry­wat­nie z pa­nem Edwar­dem i na koń­cu po­wie­dzia­łem, że w po­nie­dzia­łek spóź­nię się na kon­fe­ren­cję par­tyj­ną, bo mam ba­da­nie le­kar­skie (...). Na to Gie­rek: »Szko­da, że nie wie­dzie­li­śmy o tym, bo mo­że by­śmy ina­czej uło­ży­li go­dzi­ny po­sie­dzeń«. Wszy­scy się za­śmie­li. I na tym się skoń­czy­ło, ale mnie jak­by ktoś w twarz dał, oczy­wi­sta drwi­na. (...) By­ło mi bar­dzo przy­kro – i otwo­rzy­ła się na­gle mię­dzy mną a Gier­kiem głę­bo­ka prze­paść. Zro­zu­mia­łem do­bit­nie, że je­stem tyl­ko po­trzeb­ny im do­raź­nie, w kom­bi­na­cjach po­li­tycz­nych, i że ja­ko oso­ba, ja­ko pi­sarz, dla nich nic nie zna­czę. Na­ucz­ka dla mnie aż nad­to wy­raź­na".

Choć już 14 lat wcze­śniej miał po­dob­ne obiek­cje. Ty­le że z bar­dziej przy­ziem­nych po­wo­dów. Po­byt w Mo­skwie wy­dał mu się – „uciąż­li­wy i jak zwy­kle tro­chę upo­ka­rza­ją­cy. Ra­czy­li wy­pła­cić za książ­ki oko­ło 300 ty­się­cy ru­bli. Trze­ba by­ło wy­dać to w dwa dni. (...) Nie­prak­tycz­ne ta­kie ku­po­wa­nie, jak gdy­by te pie­nią­dze mi się nie na­le­ża­ły". Z póź­niej­sze­go wy­jaz­du do ZSRR przy­po­mi­na in­cy­dent z Breż­nie­wem: „Jak mu po­wie­dzia­łem: »U was dwa zo­ło­tych me­dal­ja, a u mie­nia ich tri«, to zba­ra­niał (...), zdę­biał ze zgro­zy".

Ko­niak za No­bla

A po po­wro­cie do Pol­ski „za­czę­ły się bzdu­ry z (...) Ko­mi­te­tem Obro­ny Ro­bot­ni­ków. Tak, jak­by pol­ski ro­bot­nik (wspa­nia­ły i ro­zu­mie­ją­cy) nie umiał dać so­bie ra­dy i po­trze­bo­wał opie­ki sta­re­go dur­nia i pi­ja­ni­cy An­drze­jew­skie­go (...), znów Za­chód bę­dzie twier­dził, że to je­dy­na Pol­ska, ten za­pi­ja­czo­ny pe­de­ra­sta (An­drze­jew­ski), Ka­rol Mo­dze­lew­ski (...) i tym po­dob­ne cha­ziaj­stwo. (...) An­drze­jew­skie­go za­wsze uzna­wa­łem za ścier­wo, a on wy­rósł na bo­ha­te­ra na­ro­do­we­go, wo­bec któ­re­go nie wol­no nic po­wie­dzieć".

Ce­nił za to je­go do­ro­bek li­te­rac­ki, co zda­je się su­ge­ro­wać wpis w ro­ku 1977: „Za­ło­ży­łem się z Ozgą­-Mi­chal­skim o bu­tel­kę ko­nia­ku, że An­drze­jew­ski bę­dzie miał w tym ro­ku Na­gro­dę No­bla". Ów­cze­sny pre­zes Związ­ku Li­te­ra­tów Pol­skich, jak wieść nie­sie, wła­sne szan­se na ten laur po­grze­bał przy­ję­ciem Mię­dzy­na­ro­do­wej Na­gro­dy Le­ni­now­skiej zwień­czo­nym ca­łu­sa­mi z Le­oni­dem Ilji­czem, co po­tem wy­kpił w po­ema­cie „Ca­ry­ca i zwier­cia­dło" Ja­nusz Szpo­tań­ski.

Splen­do­ry nie­wąt­pli­wie łech­ta­ły próż­ność au­to­ra „Ple­jad". W 1964 r. z oka­zji 70. uro­dzin i na­cią­gnię­tych 55 lat pra­cy pi­sar­skiej prze­wod­ni­czą­cy Ra­dy Pań­stwa Alek­san­der Za­wadz­ki wrę­czył mu Or­der Bu­dow­ni­czych Pol­ski Lu­do­wej (uli­ca kpi­ła: „ja­ka bu­dow­la – ta­ki bu­dow­ni­czy"), a Wła­dy­sław Go­muł­ka w oko­licz­no­ścio­wym to­a­ście stwier­dził, że „oby­wa­tel Iwasz­kie­wicz do par­tii nie na­le­ży", lecz „re­ali­zu­je to, co po­win­ni pi­sa­rze czy­nić".

W roku 1965 na re­ci­ta­lu Świa­to­sła­wa Rich­te­ra po­znał Iwasz­kie­wicz Mie­czy­sła­wa Mo­cza­ra: „Po­do­bał mi się, bar­dzo chy­ba nie­bez­piecz­ny typ, przy­po­mi­na Bol­ka Pia­sec­kie­go. Mó­wi­li­śmy o wstą­pie­niu je­go do Związ­ku Li­te­ra­tów Pol­skich, a po­tem o mu­zy­ce, ści­ślej o pia­ni­stach i ich ko­lej­no­ści. Mó­wi­łem du­żo o Ru­bin­ste­inie. Et po­ur cau­se!".

Waż­ny rok 1968, wi­dzia­ny zresz­tą w du­żej mie­rze z wło­skiej per­spek­ty­wy, pod­su­mo­wał na­stę­pu­ją­co: „Mo­je wy­jaz­dy oczy­wi­ście wstrzy­ma­ne (...), przy­kro mi tyl­ko, że nie bę­dę mógł so­bie ku­pić wo­dy ko­loń­skiej Eli­sa­beth Ar­den for men".

„Mój czy­ściec po­śmiert­ny bę­dzie bar­dzo głę­bo­ki" – an­ty­cy­po­wał u kre­su dro­gi. Te­mu wła­śnie słu­ży druk dzien­ni­ka opa­trzo­ne­go przez Agniesz­kę i Ro­ber­ta Pa­pie­skich oraz Ra­do­sła­wa Ro­ma­niu­ka wni­kli­wy­mi przy­pi­sa­mi. Do­brze, że cór­ki pi­sa­rza wy­ra­zi­ły zgo­dę na pu­bli­ka­cję tych, mo­men­ta­mi bar­dzo oso­bi­stych, no­ta­tek.

Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz, „Dzien­ni­ki" (re­dak­cja An­drzej Gron­czew­ski), Czy­tel­nik, War­sza­wa 2011

Co mi utrud­nia nie­co pi­sa­nie te­go dzien­ni­ka i co mnie po­zba­wia ocho­ty do częst­sze­go no­to­wa­nia, to brak wia­ry w waż­ność te­go, co za­pi­su­ję. (...) Od­czy­ty­wa­łem nie­daw­no frag­men­ty te­go dzien­ni­ka i tro­chę by­łem roz­cza­ro­wa­ny. W su­mie to jest nud­na­we. Cią­głe na­rze­ka­nie na sa­mot­ność i opusz­cze­nie" – kon­sta­tu­je Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz w ostat­nim to­mie dia­ry­stycz­ne­go tryp­ty­ku obej­mu­ją­cym la­ta 1964 – 1980. Ow­szem, nie­re­gu­lar­ne wpi­sy ce­chu­ją me­lan­cho­lia (ską­di­nąd sym­bol je­go pió­ra) oraz ego­tyzm (wy­róż­nik cha­rak­te­ro­lo­gicz­ny), nie­mniej w tek­ście peł­no per­so­na­liów i fak­tów: kul­tu­ral­nych, po­li­tycz­nych, ro­dzin­nych, nie­rzad­ko pi­kant­nych...

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał