III RP jako szmonces

Publikacja: 25.02.2012 00:01

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Literatura III RP – pseudomodernizm, jak będą o niej pisać przyszłe podręczniki – w znacznym stopniu bazuje na mechanizmie szmoncesu. To nie znaczy bynajmniej, że w jakikolwiek sposób dorównuje błyskotliwości i lekkości point Słonimskiego, Tuwima czy Hemara. Podobieństwo dotyczy tylko mechanizmu funkcjonowania i zdobywania popularności.

Szmonces, charakterystyczny humor postżydowski, który z perspektywy lat wygląda na znak rozpoznawczy dwudziestolecia, a już z całą pewnością międzywojennego kabaretu, był skutkiem asymilacji polskich Żydów i wchodzenia przez nich w szeregi polskiej inteligencji. Bardzo licznego wchodzenia – w niektórych inteligenckich zawodach odsetek zasymilowanych Żydów sięgał 30, 40 procent. Tacy zasymilowani Żydzi, choć często zakorzeniali się w polskości głębiej niż wychowankowie ziemiańskich dworków, mieli ze swym dziedzictwem psychologiczny problem. Kpina z Żyda niezasymilowanego, z jego żargonu, geszeftów, cwaniackich konceptów, służyła zdrowemu rozładowaniu tego napięcia – śmieję się z Aprikosenkranza i Rappaporta niepotrafiących zrozumieć, co to „sęk", więc to jasne, że nie mam z nimi nic wspólnego. Co więcej, na jednej widowni ze mną śmieją się z nich hrabia Dobromirski i generał Leliwa-Przecherski, bo dla gojów żydki i ich geszefty są równie wdzięcznym tematem szyderstwa. A więc skoro bawię się tu w kabarecie, to dowód, że nie tylko nie mam nic wspólnego z chałaciarzami, ale też, że mam coś wspólnego z hrabią i generałem!

Szmonces wytwarzał taki właśnie, pożądany przez dużą część ówczesnej elity, podział. Na scenie – skazani na śmietnik historii starozakonni, a na widowni zbratani uciekinierzy z żydostwa z czystej krwi Polakami.

Analogiczny podział produkuje pseudomodernizm. Na widowni zasiadają „nowocześni" Polacy, wyzwalający się za przewodem proroków michnikowszczyzny z „zaściankowości", „ciasnego katolicyzmu" i „smoleńskich oparów", a na scenę, jak na wybieg panopticum, usłużny pisarz wyprowadza im „Polaków B", prezentując ich ksenofobię, nietolerancję, ciasnotę i patriarchalizm. Jest tylko ta różnica, że asymilujący Żydzi dziedziczyli inteligencję i mądrość chasydzkich anegdot, więc traktując swych zacofanych współbraci z humorem i ironią, tworzyli coś urzekającego. Przechrzta III RP, który dopiero co uciekł z prowincji do dużego miasta, zdobył papier nadający status „wykształconego" i chce zademonstrować swą wyższość nad polskim chamstwem, może użyć tylko dziedziczonej po tymże chamstwie agresji i pogardy.

Stąd postpeerelowski pseudomodernizm w swym ulubionym wątku „bycia w sporze z Polską", jak to ujął zapomniany dziś wielki autorytet moralny Salonu i zasłużony TW, jest prymitywny, plakatowy, bliższy socrealistycznym satyrom na kułaków i „londyńskich bankrutów". Miejscowej publice to nie przeszkadza – nie potrzebuje artyzmu, potrzebuje rozładowania kompleksu słomy w butach. Ale ogólnie mizerny poziom ich nieustannego donosu na rodaków sprawia, że pseudomoderniści doczekać się nie mogą spełnienia największego snu. Tego, aby na symbolicznej widowni ramię w ramię z nimi zasiedli prawdziwi Europejczycy i swą obecnością oraz wspólnymi oklaskami zaświadczyli, że ich awans kulturowy i klasowy dokonał się w pełni.

Na portalu pewnej najbardziej dotowanej organizacji w Polsce poczytać można – jeśli ktoś ma czas na zmarnowanie – jak młodzi jej sympatycy dyskutują, co zrobić, by pisać tak naprawdę po europejsku. Żeby Tamci chcieli nas wziąć do ręki, przeczytać, zauważyć przynajmniej, jeśli nie docenić. I zgodnie dochodzą do wniosku: polska literatura jest wciąż jeszcze zbyt zaściankowa, wciąż zbyt polska, wciąż w niej za wiele „literackich półproduktów na temat Smoleńska i powstania warszawskiego"!

Cały problem w tym, że o ile Europejczyk może kupić, powiedzmy, afrykańską maskę, o tyle wydłubana przez Murzyna miniaturka wieży Eiffla jest mu całkiem na nic. I z tego powodu śmieszność pseudomodernizmu jest zupełnie inna od śmieszności szmoncesów.

Literatura III RP – pseudomodernizm, jak będą o niej pisać przyszłe podręczniki – w znacznym stopniu bazuje na mechanizmie szmoncesu. To nie znaczy bynajmniej, że w jakikolwiek sposób dorównuje błyskotliwości i lekkości point Słonimskiego, Tuwima czy Hemara. Podobieństwo dotyczy tylko mechanizmu funkcjonowania i zdobywania popularności.

Szmonces, charakterystyczny humor postżydowski, który z perspektywy lat wygląda na znak rozpoznawczy dwudziestolecia, a już z całą pewnością międzywojennego kabaretu, był skutkiem asymilacji polskich Żydów i wchodzenia przez nich w szeregi polskiej inteligencji. Bardzo licznego wchodzenia – w niektórych inteligenckich zawodach odsetek zasymilowanych Żydów sięgał 30, 40 procent. Tacy zasymilowani Żydzi, choć często zakorzeniali się w polskości głębiej niż wychowankowie ziemiańskich dworków, mieli ze swym dziedzictwem psychologiczny problem. Kpina z Żyda niezasymilowanego, z jego żargonu, geszeftów, cwaniackich konceptów, służyła zdrowemu rozładowaniu tego napięcia – śmieję się z Aprikosenkranza i Rappaporta niepotrafiących zrozumieć, co to „sęk", więc to jasne, że nie mam z nimi nic wspólnego. Co więcej, na jednej widowni ze mną śmieją się z nich hrabia Dobromirski i generał Leliwa-Przecherski, bo dla gojów żydki i ich geszefty są równie wdzięcznym tematem szyderstwa. A więc skoro bawię się tu w kabarecie, to dowód, że nie tylko nie mam nic wspólnego z chałaciarzami, ale też, że mam coś wspólnego z hrabią i generałem!

Szmonces wytwarzał taki właśnie, pożądany przez dużą część ówczesnej elity, podział. Na scenie – skazani na śmietnik historii starozakonni, a na widowni zbratani uciekinierzy z żydostwa z czystej krwi Polakami.

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał