Coś nowego, ale to samo
Polski mężczyzna podchodzi do ubrania praktycznie i generalnie nie lubi szwendać się po sklepach. Jeżeli już musi uzupełnić garderobę, to szuka tego samego, co już ma.
Wiedzą to marketingowcy i pewnie dlatego działy męskie umieszcza się zawsze najbliżej wejścia. Bo faceta na pierwsze czy drugie piętro trudno byłoby zaciągnąć. – Polak, gdy się przyzwyczai do marki, lubi do niej wracać – tłumaczy Monika Kapłan-Gerc z LPP.
W męskiej grupie badanych, takich, którzy chodziliby do sklepu raz na tydzień, nie ma prawie wcale. Co miesiąc robi zakupy jedna czwarta panów między 15. a 34. rokiem życia. Prawie połowa deklaruje zakupy kilka razy na pół roku. Panowie korzystają również z pomocy żon, które chętnie wyręczają ich w tej czynności.
Chociaż na rynku nie brak informacji o najnowszych trendach, dla mężczyzn nie mają one wielkiego znaczenia. Najbardziej liczy się, żeby dana rzecz im się podobała.
A jednak coraz więcej mężczyzn odważa się na więcej niż szare spodnie i niebieską koszulę. – Zaglądam na wystawę, patrzę na odważną kompozycję, wracam do swojego, ale coś we mnie zakiełkowało – tak opisuje zachowanie młodego mężczyzny Dariusz Zieliński, ekspert mody męskiej, konsultant multibrandu Van Graaf. – Jeszcze decyzji nie podejmuje, ale widzi szczegóły. Wystawa go ośmiela. Znam osoby, które kupują komplet z wystawy – dodaje.
Zdaniem Moniki Kapłan-Gerc wzorzec mężczyzny się zmienia.
Różnice w ubraniu między mężczyzną i kobietą, szczególnie w najmłodszym pokoleniu, się zacierają. Rurki, bluzy, T-shirty, trampki to stroje uniseks.
Gorzej ze starszymi. O ile elegancja polskich kobiet cieszy się dobrą opinią, o tyle mężczyzna uważany jest wciąż za niemodnego i zapuszczonego. – Rozmawiałam z Markiem Tungate, autorem książki „Fashion brands from Armani to Zara". Opisuje w niej między innymi nawyki ubraniowe różnych nacji w Europie. Według niego polscy mężczyźni są dużo bardziej zaniedbani niż kobiety – twierdzi Monika Kapłan-Gerc.
Zamożność Polaków rośnie. Takich, którzy zarabiają ponad 20 tys. miesięcznie, jest 50 tysięcy, ponad pół miliona ma dochód od 7 do 20 tysięcy.
Nasza siła nabywcza pozostaje jednak wciąż dwa razy mniejsza niż Irlandczyków i Szwedów, o jedną czwartą mniejsza niż Czechów. Ale i to wystarcza, żeby nieźle prosperowały u nas sklepy, w których ceny za konfekcję oscylują wokół kilkuset złotych, za płaszcz płaci się ponad tysiąc i więcej.
Kupują ci, dla których garnitur Ermenegildo Zegna czy sukienka Lanvin są jeszcze za drogie, ale którzy chcą pokazać się w czymś lepszym niż H&M i Zara. „Jakość za przystępną cenę" – to dewiza multibrandu Van Graaf, który otworzył pierwszy sklep we Wrocławiu w roku 2001, a obecnie ma wielkopowierzchniowe sklepy w Katowicach, Poznaniu, Warszawie, a w nich 200 marek.
W tym takie, które w Polsce uchodzą za szpanerskie, jak Tommy Hillfiger, Joop, Boss, Ralph Lauren. Niezłej jakości, o niezbyt ekstrawaganckiej stylistyce, z widocznym logiem niosą w sobie ładunek elegancji wystarczający dla zaspokojenia aspiracji wielkomiejskich 30-, 40- i 50-latków. Tych, którym po spłaceniu kredytu mieszkaniowego zostaje jeszcze nawis gotówki...
Skromny luksus
Szczególnym fenomenem jest Ralph Lauren. Koszula, polo, sweter czy choćby bejsbolówka z graczem w polo to symbol statusu może nawet bardziej w wydaniu męskim niż damskim. Lauren, alias Ralph Lifshitz, bystry biznesmen z Nowego Jorku, zrozumiał wcześniej niż inni, że moda nie polega już na tym, żeby wyglądać inaczej niż inni. Teraz trzeba wyglądać podobnie jak inni. Wyczuł gusty Amerykanów, którzy pragnęli elegancji europejskiej klasy wyższej. Wyposażeni w walizki z aligatora, ubrani w płaszcze z wielbłądziej wełny mieli poczuć się jak arystokraci z Mayflower. Tajemnicą sukcesu stało się połączenie dwóch stylów: amerykańskiego sportowego z wdzięcznie konserwatywnym „new england". Kraty, paski, tweedy, kwiatowe wzory liberty zmiękczyły funkcjonalizm sportowy made in USA. Marka, która ma prawie 20 linii, od najbardziej luksusowych po popularne, zawdzięcza sukces umiejętnemu marketingowi. Nie płaszcze z wielbłądziej wełny, ale koszule, bluzy i polo z charakterystycznym znaczkiem.
W Stanach Polacy chętnie kupują w outletach i sprzedają na Allegro. Wyszukiwarka znajduje ponad 9 tys. artykułów RL. Doganiamy Europę ubrani w amerykańskie ciuchy. – Tak jest na całym świecie – mówi Dariusz Zieliński, konsultant Van Graaf w Agencji Primum Public Relations.
Kupując markę, kupujemy styl życia. Ralph Lauren to marka bezpieczna i taka, która coś mówi innym. W Polsce mamy potrzebę emblematów. Nie było u nas klubów jak w Anglii ani uniwersytetów z ich akademickimi oznaczeniami – krawatami, swetrami – jak w Stanach. Teraz moda ten brak nadrabia.
Autorka jest dziennikarką i publicystką, zajmuje się modą i stylem życia