Przypomnienie lepszych czasów

Zmierzch starego świata. Wspomnienia 1900–1945" Romana Jasińskiego (Wydawnictwo Literackie 2007) jest książką, z którą obcuję od pięciu lat

Publikacja: 07.09.2012 12:01

Roman Jasiński (pierwszy z prawej): nienaganny krój

Roman Jasiński (pierwszy z prawej): nienaganny krój

Foto: NAC

Najpierw przeczytałem te 780 stron w ciągu kilku dni, niechętnie odrywając się do wystygłej zupy lub zaparzenia kawy. Jedyną jej wadą, dziś coraz bardziej pospolitą, jest ciężar – nie da się czytać w łóżku. Po pierwszej lekturze sięgam po nią, by chcąc powtórzyć którąś z setek anegdot, móc to uczynić w bezbłędnej wersji stylistycznej Jasińskiego. Słysząc o jakiejś osobie, patrzę do indeksu nazwisk – 39 stron. Wracając Alejami Ujazdowskimi ze spaceru do Łazienek, zaglądam dla opisów historii paru zachowanych kamienic na tej ulicy.

Roman Jasiński pochodzący z solidnego, kulturalnego mieszczaństwa warszawskiego po szczęśliwym dzieciństwie zapisał się na studia prawa. Prawo go jednak nudziło. Odnalazł w sobie zamiłowanie do muzyki i ćwiczył grę na fortepianie. Ukończył z powodzeniem Konserwatorium Warszawskie. Prowadził osobliwy tryb życia: kilka godzin fortepianu dzień w dzień, potem co wieczór do późnej nocy wesołe warszawskie towarzystwo, lokale, dancingi. Sen do jedenastej rano, czasem do południa. Podobny tryb życia prowadził podczas długich corocznych pobytów w Zakopanem. Znakomite portrety setek znajomych, przede wszystkim muzyków, zarówno niespełnionych, jak i wybitnych – Młynarscy, Artur Rubinstein, z którym był szczególnie zaprzyjaźniony. Pisarze od Lechonia do Iwaszkiewicza i Słonimskiego. Te przyjaźnie przetrwały kilkadziesiąt lat. Zrównoważony Jasiński zachował serdeczne stosunki z oboma ostatnimi, w czasach głębokiego między nimi rozdźwięku. Rzeźbiarz August Zamoyski. Arystokracja rodowa, ale i zakopiańska w rodzaju Wawrytków i Gąsieniców.

Wyjątkowe stosunki łączyły go ze starszym o 15 lat Witkacym. Mimo całej fascynacji i ogromnej ilości wspólnie spędzonego czasu akurat rozwichrzony geniusz nie miał na naszego autora wpływu.

Obok nich – postacie, o których nigdy dotąd nie słyszałem, jak pan Staś Lipkowski, pochodzący z zasiedziałej kiedyś na Ukrainie rodziny ziemiańskiej, który po swoim wuju Korwin-Milewskim odziedziczył wysepkę na Adriatyku.

Jasiński dążący niezmiennie do perfekcjonizmu, mimo paru bardzo dobrze przyjętych przez publiczność i krytykę występów zrezygnował z kariery wirtuoza przyjmując posadę w dziale muzycznym Polskiego Radia. To przejmujący przykład nazbyt chyba surowej oceny własnych talentów.

Po wojnie od 1945 do przejścia na emeryturę w roku 1969 był dyrektorem muzycznym Polskiego Radia. Poza nadzorem nad całością programu miał swoją cotygodniową audycję – „Rozmaitości muzyczne Romana Jasińskiego". Starałem się zawsze jej słuchać zarówno dla doboru nagrań, jak i klasy komentarza. Dziś gotów słuchać muzyki w Radiu Classic wyłączam aparat, gdy zaczyna mówić któryś z zatrudnionych tam pretensjonalnych grafomanów. Raz tylko wysłuchałem do końca wzruszającej skargi na męża, który odmawia żonie zakupu radia. „Gdybym miała radio – oświadczyła pani Krystyna Zachwatowicz – słuchałabym Radia Classic".

Miałem zresztą szczęście i przyjemność przez kilkanaście lat spotykać R.J. co niedziela. W ciągu tygodnia Jasiński spędzał czas w radiu, a potem w bibliotekach, przygotowując dwa tomy kronik „Muzyka w Warszawie 1910 – 1939" wydane w PIW, następnie w kawiarni u Marca na placu Trzech Krzyży przy stoliku Antoniego Słonimskiego, by potem odbywać w ich towarzystwie spacer Alejami Ujazdowskimi przez aleję Róż aż na Mokotowską. Słuchając i patrząc na nich, zapominałem, że istnieje PRL. R.J. powiada w „Zmierzchu": „Chcąc bywać w towarzystwie, nie można było sobie pozwolić na zaniedbaną garderobę. Człowiek źle ubrany automatycznie się deklasował". Ubrania szył mu z doskonałych bielskich materiałów krawiec z Tomaszowa – Pinkus Bełżycki. Brudny, zaniedbany, zdający się nie umieć zliczyć do trzech. Dzięki pewnemu bogatemu właścicielowi przędzalni, któremu skopiował garnitur angielski, nauczył się kroju i potrafił tak znakomicie szyć w stylu angielskim, że ubierała się u niego ówczesna elita warszawska.

Nie znając wówczas wspomnień pana Romana, nie mogłem też spytać, czy jego jasnoszare garnitury przetrwały z tamtych czasów.

Najpierw przeczytałem te 780 stron w ciągu kilku dni, niechętnie odrywając się do wystygłej zupy lub zaparzenia kawy. Jedyną jej wadą, dziś coraz bardziej pospolitą, jest ciężar – nie da się czytać w łóżku. Po pierwszej lekturze sięgam po nią, by chcąc powtórzyć którąś z setek anegdot, móc to uczynić w bezbłędnej wersji stylistycznej Jasińskiego. Słysząc o jakiejś osobie, patrzę do indeksu nazwisk – 39 stron. Wracając Alejami Ujazdowskimi ze spaceru do Łazienek, zaglądam dla opisów historii paru zachowanych kamienic na tej ulicy.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska