Najpierw przeczytałem te 780 stron w ciągu kilku dni, niechętnie odrywając się do wystygłej zupy lub zaparzenia kawy. Jedyną jej wadą, dziś coraz bardziej pospolitą, jest ciężar – nie da się czytać w łóżku. Po pierwszej lekturze sięgam po nią, by chcąc powtórzyć którąś z setek anegdot, móc to uczynić w bezbłędnej wersji stylistycznej Jasińskiego. Słysząc o jakiejś osobie, patrzę do indeksu nazwisk – 39 stron. Wracając Alejami Ujazdowskimi ze spaceru do Łazienek, zaglądam dla opisów historii paru zachowanych kamienic na tej ulicy.
Roman Jasiński pochodzący z solidnego, kulturalnego mieszczaństwa warszawskiego po szczęśliwym dzieciństwie zapisał się na studia prawa. Prawo go jednak nudziło. Odnalazł w sobie zamiłowanie do muzyki i ćwiczył grę na fortepianie. Ukończył z powodzeniem Konserwatorium Warszawskie. Prowadził osobliwy tryb życia: kilka godzin fortepianu dzień w dzień, potem co wieczór do późnej nocy wesołe warszawskie towarzystwo, lokale, dancingi. Sen do jedenastej rano, czasem do południa. Podobny tryb życia prowadził podczas długich corocznych pobytów w Zakopanem. Znakomite portrety setek znajomych, przede wszystkim muzyków, zarówno niespełnionych, jak i wybitnych – Młynarscy, Artur Rubinstein, z którym był szczególnie zaprzyjaźniony. Pisarze od Lechonia do Iwaszkiewicza i Słonimskiego. Te przyjaźnie przetrwały kilkadziesiąt lat. Zrównoważony Jasiński zachował serdeczne stosunki z oboma ostatnimi, w czasach głębokiego między nimi rozdźwięku. Rzeźbiarz August Zamoyski. Arystokracja rodowa, ale i zakopiańska w rodzaju Wawrytków i Gąsieniców.
Wyjątkowe stosunki łączyły go ze starszym o 15 lat Witkacym. Mimo całej fascynacji i ogromnej ilości wspólnie spędzonego czasu akurat rozwichrzony geniusz nie miał na naszego autora wpływu.
Obok nich – postacie, o których nigdy dotąd nie słyszałem, jak pan Staś Lipkowski, pochodzący z zasiedziałej kiedyś na Ukrainie rodziny ziemiańskiej, który po swoim wuju Korwin-Milewskim odziedziczył wysepkę na Adriatyku.
Jasiński dążący niezmiennie do perfekcjonizmu, mimo paru bardzo dobrze przyjętych przez publiczność i krytykę występów zrezygnował z kariery wirtuoza przyjmując posadę w dziale muzycznym Polskiego Radia. To przejmujący przykład nazbyt chyba surowej oceny własnych talentów.