Reżyser nędznego filmu stworzył dzieło, po którym tłum na Bliskim Wschodzie ruszył na amerykańskie ambasady. Płomienny głos chińskiego spikera telewizyjnego wyciągnął tysiące na ulice chińskich miast i podpalił japońskie fabryki.
Przypadkowi liderzy pojawiają się i gasną. Paula Revere, który poderwał do walki amerykańskich rewolucjonistów przeciwko brytyjskim wojskom, nikt dziś nie nazywa ojcem amerykańskiej niepodległości. A ksiądz Ignacy Skorupka, który poderwał polskich żołnierzy w Bitwie Warszawskiej, nie pozostał nam w pamięci jako sprawca Cudu nad Wisłą.
Podobnie mało to pamięta imię Scotta E. Fahlmana, wykładowcę Carnegie Mellon University, który 19 września 1982 r. opatrzył liścik z zaproszeniem na lunch lat znaczkiem Smily czyli śmieszka – emotikonu :)
Ikona, która obiegła świat. Drobna, niepozorna rozładowuje atmosferę już przez trzy dekady. Ale to coś więcej. Znak czasów – jednego z najbardziej fascynujących okresów w historii od czasów wielkiej rewolucji przemysłowej. Śmieszek to symbol globalizacji. Gospodarczej, przemysłowej, cywilizacyjnej konwergencji narodów. Tak szybkiej, że nie nadążającej ze szlifowaniem języków. Porozumiewającej się łamaną angielszczyzną i szukającej na gwałt skrótów myślowych pozwalających przekazywać emocje, kiedy brakuje słów.
Na długo przed ikonograficzną inwencją Fahlmana Władimir Nabokow na durne pytanie odpowiadał: „w takich chwilach chciałbym, żeby w słowniku był jakiś okrągły znaczek ilustrujący uśmieszek, którego nie wyrażą słowa". To nie przypadek, że pojawił się dopiero 40 lat później i niepotrzebny był do tego mistrz opisywania emocji.