Odkrywam na początek, że wśród dziesięciu założycieli/sygnatariuszy Koalicji Europejskiej połowa to byli członkowie partii komunistycznej i jej przybudówek (PZPR, SD i ZSL). Proporcje prawie jak w rozmowach Okrągłego Stołu, ale lepsze niż w kontraktowym Sejmie wybranym 30 lat temu. Informacja o przynależności do PZPR nie jest oczywiście specjalnie widoczna w życiorysach zamieszczanych przez kandydatów. Cimoszewicz na przykład jest politykiem, prawnikiem, ministrem, wiceministrem, premierem, przewodniczącym, marszałkiem, posłem, senatorem, absolwentem takiego liceum, innego wydziału, asystentem, adiunktem, wykładowcą, działaczem organizacji młodzieżowych (po prostu jak prezydent Obama, który zaczynał od bycia „community organizer") i dopiero wówczas pojawiają się ZMS, ZSP i 19 lat w PZPR.
W tym natłoku służby publicznej, działalności naukowej i sukcesów politycznych pojawia się też skromna na pozór informacja, że „od 1980 do 1981 był stypendystą Fundacji Fulbrighta na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku". Niby nic takiego, gdyby nie to, że byle kto na takie stypendia nie wyjeżdżał i że przed wyjazdem do USA Cimoszewicz został zarejestrowany jako kontakt operacyjny „Carex" (nr ew. 13613) i odbył dwie „rozmowy pozyskaniowe" w Domu Chłopa i Pod Retmanem. Wedle kapitana Janusza Zielińskiego Cimoszewicz „bez wahania wyraził zgodę na współpracę". W Nowym Jorku, już jako „Carex", skontaktował się z agentem rezydentury PRL „Żaltisem", który potwierdził, że Cimoszewicz będzie realizował powierzone mu jeszcze w Polsce zadanie „podjęcia prób nawiązania kontaktu z czołową przedstawicielką najnowszej emigracji politycznej, Ireną Lasotą-Zabłudowską (pion »E«, sprawa krypt. »Saba«), by w ten sposób uzyskać możliwości rozpoznania przejawów działalności wrogiej emigracji wobec Polski w kontekście obecnej sytuacji w Polsce [co za styl!!! – IL]. Podczas rozmowy pokazałem »Carexovi« fotografię »Saby« – relacjonował Żaltis zadanie powierzone Cimoszewiczowi" (cytat za: Dorota Kania, Jerzy Targalski, Maciej Marosz, „Resortowe dzieci. Politycy", Wydawnictwo Fronda, Warszawa 2016).
Z zachowanych raportów, a w każdym razie z tego, co można było do tej pory znaleźć, wynika, że Cimoszewicz nie sprawdził się na misji w Nowym Jorku. Wypadł jako mało energiczna ciamajda, i to w dodatku obserwowana przez FBI. Ja nie pamiętam żadnych z nim kontaktów, nie pamiętam ani twarzy, ani imienia, ani nazwiska, ale ci, którzy mnie znają, wiedzą, że to o niczym nie świadczy. Kilka miesięcy po powrocie Cimoszewicza do Polski skontaktowała się jednak ze mną bardzo miła pani z FBI, Susan, i powiedziała, że po powstaniu Solidarności jakaś liczba pracowników konsulatu PRL uciekła czy też poprosiła o azyl, a może po prostu przekazywała dokumenty, i że z nich wynikało, iż jestem na liście osób, którymi interesuje się wywiad PRL. Nie było jednak na mój temat raportów, z wyjątkiem jednego. Agent, niezidentyfikowany jeszcze wówczas przez FBI, doniósł, że na jakimś przyjęciu mówiłam, iż Józef Światło, pracownik UB, który uciekł na Zachód w 1953 roku, mieszka w Brooklynie i pod zmienionym nazwiskiem prowadzi tam pralnię albo delikatesy. Niestety, tę opowieść – prawdziwą czy nie – usłyszałam od Zbigniewa Brzezińskiego i powtarzałam na różnych przyjęciach, więc nie można było ustalić, kim jest ten sprytny agent.
W 2001 roku sąd uznał za prawdziwe oświadczenie Cimoszewicza, że nie był tajnym współpracownikiem, a w 2019 roku na spotkaniu wyborczym Cimoszewicz opowiadał, jak było miło w latach 70., bo można było pojechać (sobie) na Zachód, i jak to on, nie wspominając, że był pierwszym sekretarzem PZPR na UW, zacząć podróżować. I myślę, że teraz ten sam Cimoszewicz pojedzie do Brukseli, chyba że przejedzie na białych pasach – parafrazując jego kolegę Adama Michnika, koautora wspólnego artykułu „O prawdę i pojednanie" – rowerzystkę w Hajnówce.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
tel. 800 12 01 95