Panna Elza Mittenberg: szczupłe palce i kostki nóg, popielate, lekko kręcone włosy. Ojciec, Jan, mebluje ryskich notariuszy i internistów, nie wahając się łączyć brzozy karelskiej z rudym i czekoladowym fornirem, i stać go na wysłanie pierworodnej córki na studia do Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie. W pracowni rzeźby Eduard, rodak sięgający głową pod sufit, o szerokich ramionach i smutno opadających brwiach: zdążą zaręczyć się jeszcze przed wybuchem wojny. Listy z frontów, ołówkowe szkice rozmazane palcem cenzora, duma obojga z Gieorgijewskowo Kriesta i awansu na oficera.
W maju 1919 roku dowodzony przez Eduarda oddział strzelców musi wycofać się z Rygi pod naporem Niemców. Narzeczony miał kwadrans, by zajrzeć. „Sięgnęłam po zawiniątko, w której zmieściła się para skarpetek i chusteczki do nosa, pożegnałam się z ojcem i z siostrą i wyszłam". Para dzieciaków pod ołowianym wachlarzem serii z cekaemu: komiśniak na weselne gody, konie pasące się w kwitnących sadach. „Kiedy całkiem podarły mi się pantofle, jeden ze strzelców z oddziału męża podarował mi uszyte przez siebie półbuciki". Dopiero jesienią 1920 roku osiedli w Moskwie, w Domu Kominternu. „Byłam szczęśliwa, że dostaliśmy ogromny pokój z wychodzącym na podwórze balkonem, na którym mogłam suszyć pieluszki. Marzyłam w swojej naiwności: skończyła się wojna, Eduard zacznie malować... Ale stało się inaczej: dostał państwową posadę".
Czasem jeszcze sięgał po pędzel. „W sypialni rodziców wisiał obraz taty: czerwone i białe róże na ciemnym tle – wspominała córka Mirdza. – Najweselszy w całym mieszkaniu był pokój mój i Pietii, gdzie tata namalował scenki z życia dzieci: dziewczynka z naręczem jabłek, chłopczyk myjący się w miednicy". Kilka pejzaży – niebieskawy łuk rzeki, wolnej od lodów przez kwartał – zawisło w willi w Magadanie. W najniższej szufladzie biurka, po którym czasem buszowali brat i siostra – tuby farb olejnych. Nie było już na nie czasu: kiedy ojciec wracał po dwunastu godzinach nadzorowania prac w siodle, w saniach albo z siedzenia terenowego rolls-royce'a, słuchał czasem płyt Czajkowskiego, Schuberta lub Griega. Popielatoróżowe cienie na śniegu, smukłe igły wejmutki już na zawsze nienazwane. To Elza, mimo wspólnego odrabiania lekcji, gry na pianinie z córką („W oczekiwaniu na tatę ćwiczyłam jego ukochaną »Elegię« Masseneta" – pisze Mirdza) i troski o usypane na wiecznej zmarzlinie rabaty znajduje czas, żeby patrzeć. Jej śmiało kadrowane zdjęcia – ciemne plamy w słonecznych dokach, wyraziste twarze wozaków – trafiają na okładki miejscowego tygodnika.
19 grudnia 1937 roku władca i naczelnik kołymskiego Dalstroju Eduard Berzin, władca miliona kilometrów kwadratowych i dwustu tysięcy zeków został aresztowany; rozstrzelano go w sierpniu 1938. Aresztowana tego samego dnia co mąż Elza została, jako „członek rodziny zdrajcy", skazana na osiem lat łagru: Karagandę opuściła w 1946 roku. Na starość, jako emerytka, zamieszkała w Rydze. Sprawiła sobie nawet telewizor, ale rzadko zeń korzystała: szczególnie kreskówki uważała za wulgarne.
Fragmenty relacji Elzy i Mirdzy Bierzinych pochodzą z książki „Souczastniki. Archiv N.V. Kozlova", Moskwa, 2012