Wyobraźmy sobie sytuację, że przychodzimy do sklepu warzywnego i tam prosimy o banana, a sympatyczny sprzedawca podaje nam jabłko. A gdy protestujemy, sugerując, że niezupełnie o taki owoc nam chodziło, sprzedawca zaczyna cierpliwie wyjaśniać, że nie wolno nam narzucać fundamentalistycznego postrzegania natury owoców, że w istocie to żenujące, by tak ograniczać jego wolność określania tożsamości owoców, a do tego dowodzi, że jesteśmy zwolennikami jakiegoś językowego szowinizmu, który odmawia innym dowolnego określania rzeczywistości...
I choć w pobliskim warzywniaku zapewne nas to nie spotka, to niestety z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia na co dzień w debacie publicznej. Pod słowa o ściśle określonym znaczeniu podkłada się nowe rozumienia, a każdego, kto przeciwko temu protestuje, określa się fundamentalistą, człowiekiem nierozumiejącym nowych wyzwań, a w najlepszym razie smutasem, który chce ograniczyć wolność innych.
Czy jedzenie czekolady, nawet jeśli jest ona uformowana w kształt orła, można nazwać patriotyzmem?
Z dokładnie takim zjawiskiem mieliśmy do czynienia w trakcie ostatniej debaty nad patriotyzmem, którą wywołała akcja piarowska producentów czekolady dla niepoznaki określona mianem „Orzeł może". Zwolennicy nazywania patriotyzmem objadania się białą (żeby choć jeszcze mleczną albo deserową) czekoladą przekonywali długo i namiętnie, że każdy, kto nie dostrzega patriotycznego wymiaru tej akcji, dowodzi w istocie jedynie własnego ponuractwa, bycia „nadętym smutasem" (copyright by Jarosław Kurski) albo ulegania mesjanizmowi.
Nowy patriotyzm ma być zaś „radosnym piknikiem" i zamykaniem „narodowego mesjanizmu i męczeństwa (...) na klucz w starej rekwizytorni". Polacy mają pokazywać radosne oblicze, cieszyć się z sukcesów i wyjątkowego „historycznego farta", jakim rzekomo mamy się cieszyć w ostatnich 25 latach. I choć można się zgodzić z tym, że warto manifestować radość i zadowolenie, to nie widać jakoś szczególnie powodów, by uczucia, o jakich mówią autorzy akcji, określać mianem patriotyzmu.
Trudno bowiem zgodzić się z profesorem Tomaszem Nałęczem, że jedzenie czekolady, nawet jeśli jest ona uformowana w kształt orła, jest już patriotyzmem. Nie wydaje się nim być także śmianie się z własnego godła, a taką właśnie wizję „nowoczesnego patriotyzmu" zaproponował młodym Polakom doradca prezydenta RP. – Moim zdaniem dziecko śmiejące się z orła z czekolady jest symbolem niepodległości. I chciałbym, aby dzieciaki, które przyjdą pod Pałac Prezydencki, mogły tego orła schrupać, bo wtedy poznałyby słodki smak wolności. Jesteśmy ukształtowani przez pokolenia w tradycyjnym modelu patriotyzmu. Przez wiele pokoleń to był taki patriotyzm walki i szacunku dla tej walki. I niektórzy wciąż uważają, że to obowiązujący model patriotyzmu. Ale powinniśmy być bardziej tolerancyjni dla tych, którzy chcą świętować w inny sposób – oznajmił Nałęcz.