Hania z monitora

Prezydent Warszawy jest przynajmniej w jednej dziedzinie niewątpliwą rekordzistką: bodaj żaden inny polski polityk współczesny nie stał się na taką skalę przedmiotem radosnej twórczości autorów memów i komentarzy internetowych.

Publikacja: 12.07.2013 14:11

Hania z monitora

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Gdyby jakiś przybysz z kosmosu chciał się dowiedzieć czegoś o Warszawie i miał w tym celu do dyspozycji tylko Internet, musiałby się zdziwić. Odkryłby bowiem, że stolicą Polski rządzi sepleniący, arogancki i bezczelny tyran, a w dodatku demon zdolny nawet do wywołania powodzi w mieście po to, by jak najbardziej utrudnić życie mieszkańców. Ile ma to wspólnego z prawdą?

„Hanna Ghonkiewicz-Waltz (właśc. Wanna Gronkowiec-Holtz, pseudonim „Bufetowa", „Gronkowiec", „Świnka Pigi", ur. 4 listopada 1952 w Wałszawie (...) – polska polityczka, żydówka, wynalazca i odkływca, choła od dziecka na złośliwą odmianę Kazimiełyzmu Szczukliwego. Hanna zapisała się do Platfołmy Obywatelskiej i była jednym z kątów w tłójcy: obok Łokity i Tuska, z któłymi, jak głosi plotka, spotkała się po łaz piełwszy u logopedy. Porzuciła też dotychczasowe życie pasożyta i stała się piełwszą damą polityki i biznesu" – tak zaczyna się notka biograficzna prezydent Warszawy w „Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru" i nie najgorzej odzwierciedla sposób (i poziom), w jaki internauci opisują Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Notka zawiera jednak pewne poważne braki, bo nie uwzględnia największego celu pani prezydent: szkodzenia Warszawie i jej mieszkańcom. Aby uzupełnić tę lukę w wiedzy, wystarczy jednak wpisać w internetową wyszukiwarkę trzy litery: HGW.

Klikając na link do filmu „Warsaw Wars" na YouTube, przybysz z kosmosu mógłby poznać historię tego, jak prezydent Warszawy doszła do władzy i jakich spustoszeń zdołała dokonać w stolicy. W towarzystwie muzyki Johna Williamsa w tle czytamy sunące po gwieździstym niebie napisy rodem ze wstępu do „Gwiezdnych Wojen": „Po krwawej batalii wojska Imperium pokonały armię klonów i przejęły władzę nad Republiką. Dowodząca Imperium Bufetowa przeszła na złą stronę mocy. W stolicy zniknęły demokracja, teatry i przedszkola i zastąpiły je arogancja władzy, wielkie korki, pękające domy i chaos. Tyrania Bufetowej zepchnęła mieszkańców republiki do podziemia".

Co to podziemie ma do powiedzenia na temat tyranii Bufetowej? Przeglądając internetowe obrazki i komentarze, szybko dowiemy się, że największe jak dotąd w dziedzinie szkodzenia mieszkańcom osiągnięcie Hanna Gronkiewicz-Waltz odnotowała 9 czerwca 2013 roku. Wtedy to w gorącą i pełną słońca niedzielę sprowadziła na Warszawę trzygodzinną ulewę, w efekcie której ulice stolicy znalazły się pod wodą, samochody na Trasie AK zamieniły się w łodzie podwodne, a miasto zostało kompletnie sparaliżowane. „Ruch w stolicy odbywa się płynnie" – mówiła roześmiana prezydent cytowana w memach i tweetach, zapewniając równocześnie, że „warszawiakom dobrze się powodzi".

Nie ma wśród internautów jednak zgody co do tego, jakimi motywami kierowała się Gronkiewicz-Waltz przy realizacji swego szatańskiego pomysłu.

Jedni przypuszczają, że chodziło jej o zrobienie z Warszawy „drugiej Wenecji", inni z kolei, że to część planu, by skłonić mieszkańców do przerzucenia się z komunikacji miejskiej na transport wodny. „Metro nie kursuje? Można pływać jachtem" – uśmiecha się prezydent z jednego z memów. Jeszcze inni donosili, że zalanie trasy AK to zagrywka Zarządu Transportu Miejskiego, by uruchomić nowe linie... łodzi podwodnych.

Wodowskaz

Podobnych osiągnięć rządząca stolicą polityk ma jednak więcej. Szczególnie widoczne są one na polu transportu. Od internautów dowiadujemy się, że podwyżki cen biletów – a za jej kadencji cztery – były konieczne ze względu na potrzebę sfinansowania premii dla mnożącej się armii stołecznych urzędników. „By żyło się lepiej... naszym" – tłumaczyła pani prezydent, „cytowana" na Twitterze. Przeciwko podwyżkom cen biletów protestował nawet sam papież Franciszek, będący przecież miłośnikiem komunikacji miejskiej. Franciszek siedząc w zatłoczonym autobusie, spogląda na nas ze srogą miną, oznajmiając swój protest wobec ucisku pasażerów.

Do innych osiągnięć pani prezydent należy też zalanie tunelu Wisłostrady zaledwie kilka godzin po jego ponownym otwarciu. Otwarciu – dodajmy – po tym, jak prawie rok temu ten sam tunel stanął pod wodą na skutek awarii na budowie metra. Na szczęście szybko znaleziono winnych. Okazało się, że był to sabotaż – akcja pod kryptonimem „Wenecja II" – a stał za nim arcywróg Gronkiewicz-Waltz, burmistrz Ursynowa Piotr Guział, który był również pomysłodawcą inicjatywy zorganizowania referendum w sprawie odwołania pani prezydent. „Tunel ponownie zatopiony przez komandosów Guziała" – oznajmia podpis pod jednym z obrazków, na których wyraźnie widać żołnierzy sił specjalnych brodzących w wodzie.

Wybuch kpin i krytyki to efekt kumulowania się niezadowolenia z nieudolnych rządów

Przy okazji zalania tunelu przekonaliśmy się również, jak blisko ten internetowy prześmiewczy świat bywa rzeczywistości. Zaraz po wspomnianej katastrofie znany, publikujący zmyślone newsy portal ASZdziennik donosił, że – zapewne wzorem premiera przeprowadzającego się do Sejmu – Hanna Gronkiewicz-Waltz ma zamiar zamieszkać w tunelu, by osobiście nadzorować jego funkcjonowanie. Przynajmniej do czasu referendum.

– Źródłem kłopotów tunelu był niewystarczający nadzór miasta nad tą inwestycją, moja przeprowadzka ma na celu to zmienić – mówiła pismu prezydent stolicy.

I choć to wypowiedź zupełnie zmyślona, w rzeczywistości niepozbawiona prawdy. Co prawda Gronkiewicz-Waltz nie przeniosła się do tunelu, ale zatrudniła człowieka, który zrobiłby to za nią, nadzorując funkcjonowanie czujnika przeciwpowodziowego.

Wrażliwa inaczej

Internet dostarcza nam też sporo informacji na temat charakteru pani prezydent Warszawy. Przede wszystkim daje się ona poznać jako twardo stąpająca po ziemi realistka. Kiedy na placu budowy drugiej linii metra doszło do poważnej awarii, zalania ulic, tunelów i stacji Powiśle, co oznaczało prawie roczną obsuwę w planach, mówiła do nas trzeźwo z obrazka: „J...ło to j...ło". Najczęściej jednak widzimy ją uśmiechniętą: śmieje się, kiedy oznajmia, że »budujemy metho, więc trzeba pociehpieć«, śmieje się, zapowiadając cięcia w komunikacji miejskiej i edukacji, w końcu zanosi się diabolicznym wręcz śmiechem na tle olbrzymich korków po tym, jak wyłączone zostały dwie stacje metra. Słowo „diaboliczny" to zresztą nie przypadek, bo przeglądając memy, widzimy ją raz jako demona, raz jako diabła. „Gdy człowiek się spieszy, to się diabeł cieszy" – głosi hasło na jednym z nich. W tle zakorkowana Warszawa, a na pierwszym planie uśmiechnięta pani prezydent.

Inną jej cechą są wrażliwość i tolerancja. „Bezdomni? Nie przeszkadzają mi" – deklaruje na jednym z obrazków. Na drugim zaś: „Wiem coś o problemach kobiet. Rozmawiam czasem z panią, która u mnie sprząta".

Z „Nonsensopedii" dowiemy się natomiast, że Hanna Gronkiewicz-Waltz jest szczodra, bo „każdy pracownik warszawskiego ratusza może liczyć u niej na podwyżkę". Inną jej cechą jest oszczędność. Ta dała o sobie znać podczas wizyty w pałacu w Wilanowie. Jak donosił „Nasz Dziennik", kiedy prezydent dowiedziała się, że za wstęp do przylegających do pałacu ogrodów trzeba dodatkowo zapłacić pięć złotych, zrobiła z tego awanturę i zażądała od pracownika muzeum wejścia bez biletu. Od tej pory w Internecie stała się „chytrą babą z Ratusza" (na wzór innej internetowej sensacji, „chytrej baby z Radomia", czyli kobiety, którą kamery uchwyciły łapczywie zgarniającą jedzenie ze stołu podczas wilii dla bezdomnych, urządzonej przez władze Radomia), a internauci zorganizowali akcję zbiórki pięciozłotówek po to, by wesprzeć finanse pani prezydent. „Kochane pieniążki przyślijcie Warszawiacy" – prosi w jednym z memów prezydent.

Incydent w Łazienkach nie był zresztą ponoć jedynym takim ekscesem, bo jak doniósł ASZdziennik, podobna historia miała miejsce w Łazienkach Królewskich. „PILNE: HGW chciała wymusić gofra w Łazienkach. Groziła sprzedawczyni, że ją zwolni" – mogli się dowiedzieć użytkownicy Twittera.

Akronim prezydentowej

Hanna Gronkiewicz-Waltz znana jest w Internecie pod wieloma przezwiskami i skrótowcami. Dość powiedzieć, że prawdopodobnie najrzadziej używane – zapewne z racji długości – jest jej pełne imię i nazwisko. Powszechnie przyjęło się zwać ją „bufetową", choć mało kto tak naprawdę wie, skąd pochodzi to przezwisko. Na szczęście w Internecie znaleźć można wszystko, więc szybko możemy się dowiedzieć, że przydomek ten wiąże się z jej pracą w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie. Ponoć mimo wysokiego stanowiska wiceprezesa jej obowiązki nie należały do najbardziej odpowiedzialnych, a podlegała jej głównie administracja – w tym kwestie bufetu. Poza „bufetową" internauci nazywają ją też „Gronkowcem", „Hanką", a nawet „Wanną". Najczęściej jednak występuje pod skrótem HGW. Jest to o tyle niefortunne, że HGW to również internetowy akronim, który, jeśli omijać wulgaryzmy, można przełożyć jako retoryczne pytanie „któż to wie?"

Nasz wspomniany na początku przybysz z kosmosu musiałby pomyśleć, że to niemożliwe, by mieszkańcy stolicy wybrali na prezydenta tak potworną istotę. I rzeczywiście trudno się dziwić, że niektórzy sympatyzujący z Platformą Obywatelską publicyści – jak ostatnio Dominika Wielowieyska z „Gazety Wyborczej" – porównują obecną modę na kpiny z Hanny Gronkiewicz-Waltz do „przemysłu pogardy", którego ofiarą był m.in. jej poprzednik Lech Kaczyński. Tym bardziej że porównanie to – choć przesadzone – wydaje się mieć uzasadnienie. Czym różni się bowiem wyśmiewanie seplenienia „Bufetowej" od niskiego wzrostu „Kaczora". Inna rzecz, że prezydent Warszawy sama lubiła podobne żarty z „Kaczora" – tyle że tego drugiego. Po sieci krąży nagranie, na którym Gronkiewicz-Waltz „błyska" dowcipem: „Prezes Kaczyński nie ma prawa jazdy, nie ma konta, to może i nie kopie piłki?", po czym zanosi się gromkim śmiechem.

Krytycy rezygnują

Myliłby się jednak ktoś, kto myślałby że wśród tej – nomen omen – powodzi bardziej lub mniej udanych, inteligentnych lub żenujących (tych drugich jest jednak więcej) żartów nie moglibyśmy się niczego dowiedzieć o rządzącej stolicą „Hance". Gdy bowiem oderwiemy się na chwilę od memów i tweetów, a zajrzymy na internetowe fora i strony poświęcone lokalnej polityce, zobaczymy, że wybuch kpin i krytyki nie jest chwilową modą, spowodowaną pechową passą zalań i podtopień, lecz efektem kumulacji od dawna narastającej frustracji nieudolnym rządzeniem. Dokucza wszystko: polityka czynszowa, cięcia w komunikacji miejskiej, nagminne przedłużanie się budów i inwestycji, klęska śmieciowa. Przede wszystkim jednak oburza arogancja władzy. Dotyczy to nie tylko samej prezydent, ale i jej „dworu", który za jej kadencji rozrósł się do ogromnych rozmiarów. Prawie każdy mieszkaniec się z tym zetknął i prawie każdy ma swój własny powód, dla którego ma dość obecnie rządzącej ekipy.

„U mnie HGW i cały jej bufet ma przechlapane za podatek denny nałożony na były Port Czerniakowski, w wyniku czego musiałem pod koniec 2009 roku ewakuować żaglówkę na drugi brzeg Wisły, gdzie pazerne na kasę łapska bufetu jeszcze nie sięgają" – pisze na jednym z forów tomjani, internauta z Bielan, opisując sytuację, w której jeden z pełnomocników Gronkiewicz-Waltz żądał od pasjonatów żeglugi po Wiśle zapłacenia czynszu za użytkowanie zrujnowanego, nieużywanego portu, który wodniacy własnym kosztem wyremontowali.

Inny powód frustracji to niespełnione obietnice, których – walcząc o głosy mieszkańców – Gronkiewicz-Waltz nie szczędziła. Tu w rozliczaniu wielkie zasługi miał portal HGW Watch, który przez sześć lat na bieżąco informował o wpadkach władz i stopniu realizacji obietnic. Twórca portalu wyciągnął nawet z archiwów skasowaną zaraz po wyborach w 2006 roku stronę internetową, na której zapisany był program wyborczy urzędującej prezydent. Lektura niektórych obietnic pozwala zrozumieć, jak duży zawód przeżyli jej wyborcy. „Poprawa infrastruktury komunikacyjnej w okolicach miasta (autostrady, szybka kolej, lotnisko) (...). Utworzymy Centrum Współpracy Naukowej Europy Centralnej, (...) szybkie i rozsądne zbudowanie sieci obwodnic Warszawy, (...) doprowadzimy do budowy wielofunkcyjnej hali sportowej (...), doprowadzimy metro na Bemowo, a po drugiej stronie Wisły na Gocław i Targówek. (...) zostanie zwiększona częstotliwość kursowania w soboty oraz w godzinach wieczornych".

Lista ciągnie się w nieskończoność. Co znamienne, w 2011 r. twórca HGW Watch Michał Pretm skończył swoją działalność zniechęcony brakiem efektów. „Kopanie się z koniem, który od 5 lat, z roku na rok, jest silniejszy, przy obojętnej publice, przestało być zajęciem ciekawym. Żaden tekst, żaden news, żadne rozliczanie nie sprawi, że ta władza w Warszawie zmieni chociaż trochę swój sposób działania" – napisał na pożegnanie.

HGW musi odejść

Bardziej skuteczne okazały się memy. Pałeczkę po HGW Watch przejął – czyniąc to samo, lecz w bardziej atrakcyjnej formie – profil „HGW musi odejść" działający od kilku tygodni na Facebooku. Jego twórcy codziennie publikują nowe obrazki ze zgryźliwymi komentarzami. Na nich – obok typowych dla memów haseł w rodzaju „Warszawa – nie dla idiotów"– całkiem konkretne zarzuty. „Warszawa wśród 7 procent gmin, które nie poradziły sobie ze śmieciami", „Hanna Gronkiewicz-Waltz straciła 11 mln zł na niezrealizowany projekt Muzeum Sztuki Nowoczesnej". „Od 2010 r. Warszawa wydała na ochronę przeciwpowodziową ok. 40 mln zł – to mniej niż w ciągu roku warszawscy urzędnicy otrzymują w ramach premii i nagród". „21 pełnomocników zatrudnia Hanna Gronkiewicz-Waltz. To o połowę więcej niż Kraków, Poznań i Wrocław razem wzięte!". Czytając o kwotach trwonionych przez ratusz, łatwiej jest zrozumieć chęć mieszkańców do wydania 3 milionów złotych na organizację referendum w sprawie jej odwołania. Jak deklaruje jeden z memów, parodiując znaną reklamę: „Nagrody dla kolegów – 48 milionów. Koncert Madonny – 6 milionów. Koszt referendum – 3 miliony. Odwołanie HGW: bezcenne!".

Gdyby jakiś przybysz z kosmosu chciał się dowiedzieć czegoś o Warszawie i miał w tym celu do dyspozycji tylko Internet, musiałby się zdziwić. Odkryłby bowiem, że stolicą Polski rządzi sepleniący, arogancki i bezczelny tyran, a w dodatku demon zdolny nawet do wywołania powodzi w mieście po to, by jak najbardziej utrudnić życie mieszkańców. Ile ma to wspólnego z prawdą?

„Hanna Ghonkiewicz-Waltz (właśc. Wanna Gronkowiec-Holtz, pseudonim „Bufetowa", „Gronkowiec", „Świnka Pigi", ur. 4 listopada 1952 w Wałszawie (...) – polska polityczka, żydówka, wynalazca i odkływca, choła od dziecka na złośliwą odmianę Kazimiełyzmu Szczukliwego. Hanna zapisała się do Platfołmy Obywatelskiej i była jednym z kątów w tłójcy: obok Łokity i Tuska, z któłymi, jak głosi plotka, spotkała się po łaz piełwszy u logopedy. Porzuciła też dotychczasowe życie pasożyta i stała się piełwszą damą polityki i biznesu" – tak zaczyna się notka biograficzna prezydent Warszawy w „Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru" i nie najgorzej odzwierciedla sposób (i poziom), w jaki internauci opisują Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Notka zawiera jednak pewne poważne braki, bo nie uwzględnia największego celu pani prezydent: szkodzenia Warszawie i jej mieszkańcom. Aby uzupełnić tę lukę w wiedzy, wystarczy jednak wpisać w internetową wyszukiwarkę trzy litery: HGW.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska