Striełkow i wojna grafomanów

Minister obrony donieckich separatystów zasłynął z sugestii, że zestrzelony malezyjski boeing transportował trupy oraz tajemnicze próbki krwi. Oprócz tego wiemy o nim niewiele: ?walczył „za Rosję i Słowiańszczyznę" od Bośni po Grozny, przedstawia się jako były agent FSB, ?a w dorobku ma kilka książek, w których grafomania miesza się z makabrą.

Publikacja: 08.08.2014 22:30

Igor Girkin (znany pod nazwiskiem Striełkow) – dowódca separatystów w Doniecku

Igor Girkin (znany pod nazwiskiem Striełkow) – dowódca separatystów w Doniecku

Foto: AFP, Bulent Kilic Bulent Kilic

Red

Nasz bohater wynurzył się z odmętu historii ruską wiosną roku 2014, gdy na wschodzie Ukrainy proklamowano separatystyczny parapaństwowy twór – Doniecką Republikę Ludową. Kiedy zakwitły jabłonie, DRL uzyskała już – w wyniku nielegalnego referendum – legitymizację, ogłosiła niezależność od Kijowa i poprosiła o przyłączenie do Federacji Rosyjskiej. Z Ługańską Republiką Ludową, ukonstytuowaną według tej samej recepty krymskiej, stworzyła konfederację pod muzealnym szyldem „Noworosja". To wtedy kamery pokazały twarze uzbrojonych mężczyzn w strojach paramilitarnych, którzy przejęli władzę w Donbasie, a wśród nich szczupłą, jeszcze młodą twarz o smutnych oczach i idealnie krągłym podbródku, z uformowanym w zagadkowy kształt niedzisiejszym wąsikiem.

Jej właścicielem był Igor Iwanowicz Striełkow, zwany też Strzelcem, minister obrony DRL i zwierzchnik sił zbrojnych Noworosji, prowadzący wojnę we wschodniej Ukrainie w porozumieniu z Moskwą i na ogół w jej interesie. Na Krymie przed aneksją widziano go w otoczeniu lidera tamtejszych separatystów Siergieja Aksjonowa; w Gorłówce miał uczestniczyć w mordzie na prokijowskim radnym Wołodymyrze Rybaku; w Słowiańsku śnił na jawie daremny sen o nowym Stalingradzie, a 17 lipca w pobliżu miasta Torez jego podkomendni zestrzelili malezyjskiego boeinga, myśląc, że celują w ukraińskiego antonowa, jednak sam Striełkow – sugeruje były doradca Władimira Putina Andriej Iłłarionow, autor tezy o rosyjskim zamachu na malezyjski samolot – raczej znał prawdziwy cel operacji.

Pułkownik GRU, ?sobowtór Suworowa

Według Służby Bezpieczeństwa Ukrainy jest pułkownikiem GRU; biuro prasowe DRL przedstawiało go jako pułkownika armii rosyjskiej; on sam podaje się za agenta FSB w stanie spoczynku. Kim jest? W opowieściach o nim fakty mieszają się z dezinformacją i elementami legendy budowanej w Rosji, gdzie wyrasta na największego bohatera, o ile nie świętego wojny ukraińskiej. Dopatrzono się go nawet w starych przepowiedniach bułgarskiej jasnowidzki Baby Wangi. Mówi się, że mógłby zagrozić Putinowi, gdyby ten zrezygnował z „Rusi Donieckiej". Sam również nie stroni od autokreacji, bo czy w przeciwnym razie stylizowałby się ze swym wąsikiem i fryzurą na księcia-generała Aleksandra Arkadiewicza Suworowa z portretu pruskiego malarza Franza Krügera?

Pod przybranym nazwiskiem Striełkow kryje się niejaki Igor Wsiewołodowicz Girkin, „rdzenny moskwicz"(w innej wersji pskowianin), urodzony w rodzinie wojskowej w roku 1970. Mój rówieśnik. Mógł być jednym z tych pionierów, którzy nam, dzieciom ze szkoły na Pradze, przysyłali w grudniu 1981 plastikowe budziki pełne cukierków, myśląc przy tym być może o dzielnym księciu, który w roku 1831 tłumił miatież w Warszawie. Podobno ma żonę i dwóch synów, ale według sąsiadów z moskiewskiego blokowiska, którego adres ujawniła Służba Bezpieczeństwa Ukrainy, „nie ułożyło im się" i pani Girkinowa z dziećmi wyjechała w nieznanym kierunku. Jedni sąsiedzi widywali go rzadko i w mundurze; inni twierdzą, że codziennie chodził do pracy w krawacie.

Spokojny i uprzejmy, nie zwracał na siebie uwagi. Kolegom ze szkoły średniej wydawał się trochę dziwny: na studiach w Instytucie Historyczno-Archiwalnym w Moskwie pochłaniała go bez reszty historia wojskowości, przebieg bitew, uzbrojenie i detale mundurów, a rozrywki szukał na wykopaliskach staroruskich w Pskowie (znowu Psków), jak Leonid Zurow, pisarz emigracyjny z kręgu Iwana Bunina, żołnierz Białej Armii. Ktoś powiedział, że gdyby nie rozpadł się Związek Radziecki, zostałby historykiem gabinetowym lub wykładowcą w wyższej szkole wojskowej im. Woroszyłowa, ale „największe nieszczęście geopolityczne XX wieku" sprawiło, że wybrał czyn: jako dwudziestodwulatek włożył mundur i walczył najpierw w Naddniestrzu, potem w Bośni (w oddziale rosyjskich ochotników i w brygadach Armii Republiki Serbskiej) oraz dwa razy w Czeczenii (za drugim razem w jednostce Specnazu). Te informacje podał w maju „Moskowskij Komsomolec" – część z nich zapewne jest prawdziwa. Choć niektórzy widywali go później w stroju moskiewskiego inteligenta z lat 80. – koszula, sweter, szare spodnie – Girkin już nie zdjął munduru, był to bowiem mundur mentalny, który wydobył się na powierzchnię, czyniąc zeń Striełkowa.

Na bałkańskim froncie

To Bośnia stała się dla niego właściwą wojenną inicjacją. Kolega z frontu Michaił Polikarpow napisał o ich bałkańskiej awanturze powieść „Rosyjskie wilki". Striełkow, zbzikowany na punkcie caratu i Białej Rosji, występuje w niej pod imieniem Monarchisty i z satysfakcją ostrzeliwuje z moździerza domy „Turków" (muzułmanów). Ostatnio media bośniackie ujawniły zdjęcie z tamtych lat, sugerując, że młody Girkin (na zdjęciu stoi z Bobanem Indiciem, współpracownikiem skazanego w Hadze Milana Lukicia) mógł brać udział w mordach i gwałtach w Višegradzie nad Driną.

Dowodów jednak brak, próżno ich szukać także w wydanym pod koniec lat 90. „Dzienniku bośniackim Igora G.", choć Višegrad i Boban przewijają się w tych zapiskach chłopca-mordercy na każdej stronie. Autor raczy nas za to opisem ekstazy na widok belgradzkiej cerkwi z czasów białej emigracji, upaja się pejzażem pola bitwy i swoją pogardą dla Serbów, którzy nie dorośli do pansłowiańskiego ideału. W Rosji lansowany jako abstynent, na Ukrainie uważany raczej za alkoholika, w „Rosyjskich wilkach" Striełkow-Monarchista na potrzeby łączności radiowej używa pseudonimu „Wódka" – podobno dla żartu. Polikarpow przypisuje mu inną głębię niż ta, która otwiera się na dnie stakana rakii. W powieści jest taka scena: siedząc w nocy przy stole, Monarchista otwiera konserwę, a obok niego w popielniczce pali się kartka. „Dlaczego to robisz?" – pyta towarzysz broni. „Palę stare wiersze" – odpowiada Monarchista. – „Tak jest lepiej dla twórczości [...] to daje natchnienie".

Ponieważ prawdziwa wojna nie trafia się co dzień, Girkin w przerwach koił się rekonstrukcją. Należał do moskiewskiego Klubu Markowcy (od nazwiska białego generała Markowa) i fascynował się historią pułku drozdowców i jego żołnierzy, z których wielu spoczywa dzisiaj na cmentarzu Białej Rosji w Sainte-Geneviève-des--Bois pod Paryżem. Generał Drozdowski, ich dowódca, tym się wsławił, że wiosną roku 1918 przyprowadził z frontu niemieckiego na pomoc armii Denikina tysiąc młodych oficerów, z którymi przeszedł całą Ukrainę – z Jass aż do Nowoczerkaska.

Striełkow miał w klubie swoją załogę cekaemu, z którą objeżdżał imprezy poświęcone wojnie domowej, ale też pierwszej światowej i wielkiej ojczyźnianej. Wybierał zawsze role niższych oficerów, jakby wcielał w życie sztabskapitański etos Iwana Sołoniewicza. W wyposażenie inwestował ponoć własne niemałe pieniądze: atrapa cekaemu Maksim kosztuje 130–150 tys. rubli (13–15 tys. zł), nie licząc stylowych detali od 5 tys. do 100 tys. rubli sztuka. (Zaczynamy rozumieć, dlaczego żona Striełkowa odeszła).

Powraca też temat alkoholu. Jak pisze „Moskowskij Komsomolec", kluby rekonstrukcyjne w Rosji słyną z ostrego picia przed, po i w trakcie imprez, ale Striełkow miał być wyjątkiem: nie pił i do swojej załogi rekrutował wyłącznie niepijących z wysokim morale. Podobno kiedy wypadło mu jechać na imprezę w towarzystwie pijanych rekonstruktorów, zmieniał środek transportu.

„Światło w oknie to pomoc dla wroga" – mówią dzisiaj koledzy z klubu, odmawiając informacji o Strzelcu. Był dla nich „prawdziwym białym oficerem"; podziwiali jego maniery i patriotyzm. Na forum internetowym „markowców" zamieszczał swoje wiersze wzywające do mglistych romantycznych „zrywów". W sieci krąży mnóstwo rekonstrukcyjnych zdjęć Striełkowa, które nakładają się na jego zdjęcia z Ukrainy, tworząc obłąkany palimpsest, w którym smutny żołnierz Białej Armii w carskim szynelu, smutny sołdat Stalina w burym waciaku i bezbrzeżnie smutny dowódca wojsk DRL w kamuflażu (wyglądający tak, jakby płakał do słuchawki, którą ma przy uchu: „Halo! Moskwa? Przyślijcie naboje!"), okazują się tą samą osobą: żyjącym w wieczności imperium bladym pierrotem-mordercą. Dlaczego więc nie pomyśleć, że w tej chwili w Donbasie zabijają dla Rosji tacy sami kryminaliści i wariaci jak ci, których bolszewicy wypuścili z więzień i klinik w roku 1917?

Paweł Ryżenko, zaprzyjaźniony z redakcją portalu Russkaja Wiesna malarz o sylwetce kulturysty, autor m.in. płócien o rosyjskiej wojnie domowej, na których realizm osiąga czasem kruchą, śmiertelną wzniosłość, poznał Striełkowa, kiedy pracował nad obrazem o bitwie nad rzeką Stochód w zachodniej Ukrainie i potrzebował konsultacji w sprawie mundurów lejbgwardii. Pomoc specjalisty wycenił hojnie, mianując go współautorem dzieła i uwieczniając na płótnie jako oficera elitarnego pułku Prieobrażeńskiego. Ryżenko, który podobnie jak Striełkow i Nikita Michałkow karkołomnie łączy miłość do Białej Rosji z miłością do Rosji Putina, zachwycił się „lekko smutnym spojrzeniem" konsultanta i jego „twarzą prawdziwego rosyjskiego oficera", a także sepleniącą mową bez matierszcziny (choć oficerowie carscy umieli zakląć trzypiętrowo).

Niedowojowany

W „Dzienniku bośniackim" Striełkow opowiada o „syndromie niedowojowania", który przywiózł z byłej Jugosławii. Czy to ten syndrom kazał mu jechać na Krym i do Donbasu, by organizować tam wojnę z „Ukrami"? Niewątpliwie, choć można też wskazać inne przyczyny: poczucie misji; zaproszenie od ukraińskich federalistów, którym wydawało się, że Rosja za darmo pomoże im uniezależnić się od Kijowa, a także – nie bądźmy dziećmi – rozkaz z Moskwy. Ale to nie wszystko. Są jeszcze marzenia, sny, urojenia – i owładnięcia. „Wydarzeń ukraińskich 2014 roku nie da się zrozumieć bez uwzględnienia jednego nieoczekiwanego i raczej strasznego faktu: jest to po większej części wojna literacka, rozpętana przez pisarzy. [...] Ta wojna została dawno przepowiedziana, szczegółowo opisana, zaplanowana, a w konsekwencji urzeczywistniona właśnie przez pisarzy" – stwierdził 8 lipca w „Nowoj Gazietie" Dmitrij Bykow.

Przy czym chodzi tu konkretnie o pisarzy trudniących się fantastyką, często grafomanów, bywalców charkowskiego festiwalu fantastów „Gwiezdny most". Festiwalowi temu przewodniczył w przeszłości Arsen Awakow, obecny minister spraw wewnętrznych Ukrainy, który już w roku 2009, po lekturze rosyjskich powieści fantastycznych, takich jak „Pole bitwy – Ukraina" Gieorgija Sawickiego, „Wojny rosyjsko-ukraińskie" Aleksandra Siewiera i „Front ukraiński" Fiodora Bieriezina, pytał na łamach „Ukraińskiej Prawdy": Czy Rosjanie chcą wojny?

Bieriezin, będąc pełnomocnym przedstawicielem Striełkowa w Donbasie, pozostaje autorem niezliczonych źle napisanych książek z gatunku fantazji militarnych. Akcję „Frontu ukraińskiego" umieścił w obwodach donieckim i ługańskim, osią fabuły czyniąc inwazję wojsk NATO na Ukrainę, która staje się poligonem wielkiej wojny między Rosją a Zachodem. W powieści jako postać pojawia się inny fantasta, Andriej Walentinow, autor prozy „Omega", w której NATO dokonuje desantu na Krymie.

Podobne osiągnięcia literackie mają na koncie także politolodzy rosyjscy, którzy dzisiaj fantazjują w mediach o Ukrainie i jej przyszłości, jak choćby laureat „Gwiezdnego mostu" Lew Wierszynin czy Jewgienij Gilbo, autor „Przygód kosmicznego rangera", których tematem jest obrona planety Gondor przed agresją Rozumu i wartości europejskich. Maksim Goriunow, pisarz-filozof z Uniwersytetu im. Łomonosowa, odkrył ostatnio, że również premier DRL Aleksandr Borodaj wzrastał w oparach fantastyki, będąc synem twórcy zaskakującej teorii antropogenezy. Według koncepcji Jurija Borodaja, wyłożonej w książce „Erotyka. Śmierć. Tabu. Tragedia ludzkiej świadomości" to nie praca przekształciła małpę w człowieka, tylko onanizm: małpy słabsze fizycznie, które pod groźbą śmierci były pozbawiane przez silniejsze dostępu do samic, musiały rozwijać wyobraźnię, by zaspokajać popęd wirtualnie, i z tych słabych małp z bogatą wyobraźnią wyłonił się człowiek.

Sam Striełkow jest autorem powieści „Detektyw Zamku Heldiborn", wydanej w grudniu 2013 roku, miesiąc po pierwszych protestach na Majdanie. Można ją kupić w Rosji i na Ukrainie, a także w księgarni Ozon.ru, gdzie uzyskała miano bestsellera. Czy jest to swobodna ekspresja autora czy może część rosyjskiej wojny nowego typu? Zapewne jedno i drugie – Striełkow wydaje się potrzebny Moskwie taki, jaki jest: razem ze swoim emploi i szaleństwem. Cały jest tej wojny narzędziem, nadbudową, twarzą i gadżetem. Jego pełna wyszukanych imion (Ekskluziw, Złydzień, Miłozłota, Talentinka) alegoria fantastyczna została napisana z myślą o dzieciach, i to myślą tak intensywną, że cytowany w „Nowoj Gazietie" anonimowy psychiatra z Doniecka dopatrzył się w niej pedofilii narzucającej się już w pierwszej scenie, kiedy Obrońca Zamku, dojrzały romantyk, zachwyca się urodą niedojrzałej dziewczynki, marząc o tym, by złożyć u jej stóp jakiś wielki czyn. Ta opinia lekarza to zresztą jedyny element erotyczny w wiadomościach o dzielnym Strzelcu, jeśli nie liczyć tipsiastych markietanek z otoczenia hersztów DRL, których zdjęcia publikują ukraińskie media.

Gospodarzami powieściowego Zamku – pisze Oleg Chlebnikow w „Nowoj Gazietie" z 26 maja – są waleczni rycerze Heldibornowie, którzy z wojskami Imperatora bronią najdalszych rubieży Imperium, a jeśli wielka wojna akurat się nie toczy, to walczą z sąsiadami w wojnach mniejszych albo tłumią bunty. Pomagają im krasnalowate istoty opiekuńcze ze słowiańskiej mitologii: wierni Ist-Limesowie. Wrogami Ist-Limesów są Piff-Paffowie, ich odpowiednicy z sąsiedniego zamku Buffenzig, zdrajcy i podlece, mimo że bracia, podobnie zresztą jak ich państwo, którzy od zawsze nienawidzą Heldibornów.

Analogia jest czytelna: Piff-Paffowie to zbuntowani Słowianie, najpewniej Ukraińcy. Celem nadrzędnym jest obrona Dawnej Twierdzy – Rusi, Rosji lub Związku Radzieckiego. W skład czarodziejskiej drużyny Obrońcy Zamku prócz skrzatów domowych wchodzą też istoty mające status gościa. Wojna jest tu jedynym zajęciem godnym człowieka szlachetnego, a jej umiłowanie jest równoznaczne z miłością ojczyzny. Istotom tej samej krwi, nawet jeśli nie mieszkają w Zamku, ufa się ślepo i wspiera się je zbrojnie. Zamek jest największą świętością, której broni się do ostatniej kropli krwi. Czy bajania Aleksandra Dugina o świętej wojnie Cywilizacji Ziemi z Cywilizacją Morza nie należą przypadkiem do tego samego gatunku fantastyki, co prosta jak cep alegoria Striełkowa?

Fantazmaty o krwi

Najnowszym wykwitem wyobraźni Striełkowa są opowieści o zestrzelonym malezyjskim boeingu. W wywiadzie dla „Russkoj Wiesny" z 18 lipca utrzymuje on, że samolot z Amsterdamu wiózł trupy (motyw, jak odkryli internauci, wzięty z serialu „Lost") oraz podejrzane próbki krwi i leki (o podróżujących boeingiem badaczach AIDS Obrońca Zamku nie wie). Krew jest dla niego ważna, przykuwa uwagę, hipnotyzuje. Ciała niektórych ofiar miały być jej pozbawione i cuchnąć rozkładem, natomiast kabina pilotów była krwią „dosłownie zalana", co dowodzi, że za sterami siedzieli jednak ludzie „całkowicie (?) żywi".

Dystansując się od teorii spiskowych, Striełkow zarazem sugeruje, że ów samolot ze stolicy Eurosodomy, który wróg z rozmysłem skierował nad terytorium DRL, wiózł Zarazę, niczym statek Drakuli. Te makabryczne rojenia, trochę cyniczne, a trochę paranoiczne, pokazują, że Rosjanie, którzy od czasu pieriestrojki nieco się do nas przybliżyli, teraz znów żyją w innej galaktyce, skąd Amsterdam wydaje się fantastyczną krainą, o której można opowiadać bzdury i nikogo to nie zdziwi.

Dmitrij Bykow, publicysta „Nowoj Gaziety", uznaje Striełkowa i innych zamieszanych w tę wojnę pisarzy-fantastów za idealistów-dewiantów, którzy marzą o sprawiedliwym świecie. Sądzi też, że gdyby poważni pisarze uprawiający poważną literaturę przestali estetyzować i zajęli się historią, społeczeństwem i polityką, wtedy ciekawi przyszłości i pragnący ją modelować grafomani pokroju Striełkowa czy Bieriezina nie znaleźliby dla siebie miejsca na scenie teatru historii. Skoro jednak tak się nie stało – pisze Bykow – „cała rzeczywistość – rosyjska, ukraińska, a w pierwszym rzędzie doniecko-ługańska – zaczyna przypominać krwawy koszmar łaknącego prawdy grafomana".

Mimo że znamy szczegóły biografii Igora Striełkowa, jego wizja świata pozostaje dla nas zagadką, jego doświadczenia – groteskową mieszaniną. Kreuje się na „białego oficera", choć nie stroni od doświadczeń sutenera. Głowę ma – można by rzec – w chmurach, a nogi już po kolana w prawdziwej krwi.

Za plecami ma trupy leżące na ulicach Ługańska, zbiorowe mogiły w Słowiańsku, szczątki ciał dziecięcych rozrzucone na polu w Grabowie, a jeszcze dalej w tyle – naddniestrzański Tyraspol, bośniacki Višegrad, Grozny, popiół, wiatr. Jego rodzina już dawno rozwiała się jak dym.

Wykorzeniony Striełkow należy do tych oderwanych od Źródła, którzy wymyślają sobie religie i mity, tak jak wymyśla się sztuczny język lub bolszewizm, lub powieść fantastyczną. Dlatego będzie brnął w fikcje swego umysłu, póki krew nie sięgnie mu krtani, nie wleje mu się przez usta, nos i uszy, i nie zatopi go razem z wymyśloną przezeń Białą Armią, i Zamkiem Heldibornem i Zarazą. Ale kiedyś jego smutna twarz pobielona mąką wynurzy się znów w innym miejscu dziejów i moskiewski pierrot znów zacznie nas mordować dla tej czy innej lolitki, w imię Dawnej Twierdzy.

Autorka jest pisarką i tłumaczką, pracuje nad książką o Iwanie Buninie

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą