Taki miał być sens lustracji i dekomunizacji: zważyć bezstronnie uczynki, jednych ukarać, innych nagrodzić. Bez miecza i bez obfitości.
Przeciwnicy lustracji mieli dziesiątki, często sprzecznych z sobą, argumentów. Jednym z nich było, że z komunistami współpracowali wszyscy: pielęgniarki, murarze, dziennikarze – wszyscy pracowali dla jedynego pracodawcy – PRL, więc wszyscy są tak samo winni.
Istniało jednak więcej niż 50 odcieni kolaboracji. Murarz Bryła, który stawiał komunistyczny MDM, czymś się jednak różni od Daniela Passenta.
Ten ostatni był ostatnio bohaterem miniafery. Robert Mazurek przeprowadził w „Rzeczpospolitej" wywiad z Patrykiem Pleskotem, w którym padło nazwisko Passenta. Mazurek pisze: „Pleskot mówił tam o przetrzebionych archiwach i o tym, że najmniej zachowało się wiadomości o dziennikarzach. W tym kontekście padło nazwisko Daniela Passenta, którego relacji z SB nie sposób teraz odtworzyć... Felietonista »Polityki«, który od lat toczy przegraną walkę o swe dobre imię, huknął. Przestraszony Pleskot napisał więc do niego list", w którym powołując się na swoją mamę, składał wyrazy uznania Passentowi i obsmarowywał Mazurka, że nie dał mu wywiadu do autoryzacji. Potem Mazurek to wszystko wyśmiał, a Pleskot przeprosił Mazurka i przyznał, że wywiad jednak autoryzował.
Najbardziej dziwi mnie, że Passent tak ostro zareagował na łagodny zwrot „relacje z UB". No bo przecież relacje miał. Wielu ludzi je miało, ja też i właśnie te relacje z UB łączą nas w jednym liście: Daniela Passenta i mnie. Ważne jednak, jakie to były relacje.
List jest z 10 maja 1981 roku i sam w sobie jest wspaniałą ilustracją tego, czym był PRL. Jest to list Daniela Passenta do tow. płk. Józefa Pechala, wicedyrektora Gabinetu Ministra Spraw Wewnętrznych, w którym Passent prosi o „pomoc w uzyskaniu wizy dla prof. Andrzeja Zabłudowskiego z Uniwersytetu Yale (USA). Prof. Zabłudowski zaproszony został przez UW do wygłoszenia kilku odczytów [z filozofii nauki i logiki – IL]... mogę poręczyć, że nie będzie prowadził w Polsce żadnej działalności poza naukową..."
List jest naprawdę sympatyczny. Ale smaczek PRL jest w tym, że Zabłudowskiego zaprosił (w lutym 1981) rektor UW – Henryk Samsonowicz, a zaproszenie poparła Rada Wydziału Filozofii UW. Podanie o wizę zostało odrzucone przez MSW, gdyż Zabłudowski był wpisany do „indeksu osób niepożądanych w PRL" jako „organizator wydarzeń marcowych w 1968". (Organizatorem nie był, ale udzielał swojego mieszkania na tajne spotkania, zbierał podpisy w sprawie Michnika, był jednym z nielicznych asystentów uczestniczących w strajkach studenckich. Aresztowany i przesłuchiwany przez kilka miesięcy odmawiał wszelkich zeznań, ale w celi skarżył się, że ci komandosi to straszni nudziarze). W sprawie wizy latały szyfrogramy między Warszawą i Nowym Jorkiem, i w końcu okazało się, że interwencja Daniela Passenta była dużo skuteczniejsza niż zaproszenie rektora. Nie ma to jak dobre relacje.
Tow. Pechal pisze odręcznie na liście Passenta: „– wydać na Zabłudowskiego; – żona nie. Współpracuje ze służbami specjalnymi, można powiedzieć Passentowi".