A ponad dekadę później Rada Miejska Nowego Jorku przyjęła uchwałę zakazującą używania tego słowa w mieście. Dziś ten, kto w Stanach Zjednoczonych publicznie wypowie słowo na „n", jest skazany na infamię. To szaleństwo dotarło już na Stary Kontynent – w minioną środę prezydium Parlamentu Europejskiego za użycie w debacie słowa „nigger" nałożyło na Janusza Korwin-Mikkego karę 3 tys. euro.
A przecież, gdyby spojrzeć na etymologię, słowo to oznacza po prostu człowieka czarnoskórego. Opisuje jego dominującą cechę, widoczną na pierwszy rzut oka. Tyle że – jak twierdzą rycerze politpoprawności – przez wieki było synonimem niewolnika, a z czasem zaczęto tak nazywać człowieka głupiego. W ten sposób słowo „nigger" stało się wyzwiskiem. Choć warto pamiętać, że dziś określenie to jest w powszechnym użyciu wśród czarnoskórych zamieszkujących murzyńskie getta w USA – w tamtych kręgach nazwanie kogoś w ten sposób jest raczej komplementem niż obrazą.
Nadgorliwcy się domagają, aby podobnie postąpić ze słowem „Murzyn" w języku polskim – wykreślić ze słowników i zakazać. Co jest absurdalne, bo w Polsce, której nie dotknęło zjawisko niewolnictwa, słowo to nie ma negatywnych konotacji, w najgorszym wypadku oznacza ghostwritera – czyli tego, kto pisze książkę za kogoś innego. A w dodatku – według słownika Brücknera – pochodzi od staropolskiego słowa „Maur", nie ma więc bezpośredniego związku z kolorem skóry.
Skutki tej nadgorliwości bywają zabawne. Starająca się nadążać za wymogami politycznej poprawności „Gazeta Wyborcza" była bezradna, gdy prezydentem został Barack Obama. Napisać „pierwszy murzyński prezydent USA" byłoby niepoprawnie, „pierwszy czarnoskóry prezydent USA" – jeszcze gorzej. Powołano więc do życia językowego potworka: „pierwszy niebiały prezydent USA". Podobnych zasad stara się trzymać też Google. Po wpisaniu do przeglądarki hasła „Murzyn" jako pierwszy wynik wyświetla się... „czarna odmiana człowieka".
Nas w Polsce bardziej pewnie dotyczy słowo na „C". No bo rzeczywiście: mówimy „ocyganić" – czyli oszukać. Czasem samym słowem „Cygan" określamy oszusta, krętacza. I to znaczenie jest bardzo głęboko zakorzenione w polszczyźnie, używane nawet przez przedstawicieli kulturowej elity. Nie tak dawno Bogdan Loebl, legendarny autor wielu świetnych tekstów piosenek, opowiadając w „Plusie Minusie" o swoim pobycie w Rzeszowie, przypomniał, że był tam w komitecie wojewódzkim PZPR sekretarz propagandy Cygan, i dorzucił: „Swoją drogą nazwisko odpowiednie do funkcji".