Pracuje kredkami i ołówkiem, kolory zmieniają się – raz są stonowane, wyciszone, innym razem wibrują światłem w samo południe. Artysta chce nam opowiedzieć o swoich rodzicach, o Ethel i Erneście, a właściwie o ich trwającym ponad 40 lat małżeństwie. On był mleczarzem, codziennie pędzącym na rowerze i pozdrawiającym służącą wychylającą się z okna. Tak się zaczęło.
Ethel i Ernest wzięli ślub i przez resztę życia ofiarowywali sobie miłość, wierność i wzajemny szacunek. Aż do końca. Tak przynajmniej wynika z opowieści ich syna, zresztą niby dlaczego miałby kłamać? To byli prości ludzie, ona pracowała w domu, a potem w biurze, on został pakowaczem w jakiejś fabryce. Żyli, wychowywali syna. Wybucha II wojna, Ernest w ogrodzie buduje schron, a dziecko wywozi na wieś. Ich dom zostaje częściowo zniszczony, wywalone drzwi i szyby. Gdy pewnego dnia z synkiem (zdążył wrócić) pije herbatę na łące, nadlatuje V1: dziecko znowu trafi na wieś. Powiedzmy otwarcie – choć życie małżonków do bólu przypomina losy tysięcy brytyjskich rodzin, siła kreacji Briggsa, czyli kolejne znakomite rysunki, udowadniają po raz kolejny, że w istocie nie potrzebujemy fantastyki, bo najlepsze historie pisze życie. Trzeba tylko umieć o nich opowiedzieć. A Briggs, rysując losy swych rodziców, robi to z czułością i maestrią. A ile tu szczegółów! Żeliwny kocioł, wiadra, konewki, imbryki, puszki na herbatę, meble, kominek. Każdy rysunek wykonany z niezwykłym pietyzmem.
Autor zasłynął jako wzięty rysownik książek dla dzieci. Jego rodzice byli zresztą przerażeni, że został artystą. Najsłynniejszą jego kreacją jest Snowman, którego animowana ekranizacja zdobyła Oscara. Dziś to już klasyk, który w każde Boże Narodzenie emitowany jest w brytyjskiej telewizji. Rysunki Raymonda Briggsa nie przyciągają wzroku tylko kolorem, tu naprawdę wiele się dzieje. Ernest jest socjalistą i laburzystą, z czego łagodnie kpi Ethel, Ernest nie może zrozumieć, dlaczego komunista Stalin skumał się z Hitlerem i nie dziwimy się, że jest to poza jego możliwościami. Choć – dodajmy – komunistą ani stalinowcem nigdy nie był. To po prostu ubogi angielski robotnik, słuchający BBC i liczący na poprawę swojego losu.
Znakomite są ostatnie strony komiksu. Ethel jest bardzo chora, ma demencję, leży w szpitalu. Nie poznaje już nikogo. W jaki sposób można kolorowymi kredkami narysować śmierć swojej matki, a potem ojca (obie zdarzyły się w tym samym roku) i nie popaść przy tym w kicz ani w patos? Nie wiem, ale tak właśnie dzieje się w opowieści Raymonda Briggsa: jest ból i strata, jest prawda o umieraniu, nie ma nic ze zbędnej otoczki. Bo jest to historia prawdziwa. I może dlatego rysowane książki tego autora tak bardzo cenione są w jego kraju, a „Ethel & Ernest" otrzymała British Book Awards w kategorii „Najlepsza książka ilustrowana".