Za dwa lata będę musiał wyjechać z Hiszpanii – żali się w rozmowie z „Plusem Minusem" Hermann Tertsch, jeden z czołowych konserwatywnych publicystów w Madrycie. Wkrótce do hiszpańskich księgarń trafi jego najnowsza książka „Czas gniewu, czas płaczu". A w niej dość przerażający scenariusz objęcia władzy przez nowe populistyczne ugrupowanie Podemos (Możemy). Scenariusz tym bardziej prawdopodobny, że dziesięć miesięcy przed wyborami do Kortezów Podemos ma już poparcie prawie 30-procent głosujących, największe ze wszystkich ugrupowań kraju.
– To będzie koniec nie tylko Hiszpanii, ale także Unii Europejskiej. Jesteśmy zbyt dużym krajem, aby Niemcy mogły się z nami bawić jak z Grecją – dodaje Tertsch.
Z leninowskiego ducha
Prawie 92 proc. Hiszpanów poparło 6 grudnia 1978 r. w referendum nową konstytucję. Cały kraj stanął murem za rozwiązaniem kompromisowym: rządzący wcześniej frankiści rezygnują z użycia siły w zamian za amnestię i pełnoprawny udział w demokratycznym hiszpańskim eksperymencie. W ten sposób zaczął się trwający trzy dekady okres nieprzerwanego, szybkiego wzrostu gospodarczego.
– To były najlepsze lata w całej naszej historii. Osiągnęliśmy niezwykłą poprawę poziomu życia, dzięki decentralizacji rozwiązaliśmy problem nacjonalizmu, wojsko wróciło do koszar, doszło do kompromisu między Kościołem a współczesną obyczajowością, wprowadziliśmy równe prawa dla homoseksualistów – wylicza w rozmowie z "Plusem Minusem" Jose Ignacio Torreblanca, dyrektor madryckiego oddziału European Council on Foreign Relations i autor konkurencyjnej książki o Podemosie „Podbić nieba", która się ukaże w kwietniu.