Krąży ulicami, wreszcie trafia na cmentarz. Dobry, uczynny to był sąsiad, zawsze pomógł, porozmawiał... Nie zdaje sobie sprawy, że to ON jest nieboszczykiem, który żałuje, że nie był na swoim pogrzebie.
Potem wchodzi do mieszkania, w kuchni czeka na niego żona, ale jakaś inna. Idzie piętro wyżej. Klucz pasuje. Wita go żona, ale znów nie jego. „Poszedłem sobie na Parkową, rozglądam się, to w lewo popatrzę, to w prawo. Ulica jak ulica, domy jak domy, nieduże, ogrodzone parkanami. I sklep jeden mały na rogu. Tyle. Ulica jak każda inna w tej dzielnicy. Zwyczajna. Z takich, co to chodzić po nich całkiem nie ma po co. Obok sklepu skręciłem, tak jak, zdaje się, powinno być w stronę Kościuszki, patrzę na tabliczkę. Parkowa". Sąsiad krąży ulicami, wszystkie nazywają się Parkowa, za nic nie może trafić do domu. Pod numerem drugim mieszka staruszka, wpatruje się w sąsiada wytrzeszczonymi oczami: „Taki sąsiad uczynny, dalej powiada. Każdego dnia cały różaniec za spokój duszy sąsiada mówię, mówi i rękę z różańcem podnosi. Co za dzień!".