Plus Minus: Dwanaście lat temu istniejąca od 1991 roku Fundacja Muzyka Kresów zorganizowała debatę: „Czy Polacy potrzebują tradycji?". A jak dziś odpowiedziałby pan na to pytanie?
Od tamtego czasu dużo się zmieniło. W miastach pojawili się potomkowie imigrantów ze wsi, którzy przyglądają się swoim korzeniom już bez wstydu, chociaż wstyd związany z miejscem pochodzenia często towarzyszył ich dziadkom czy pradziadkom. Część z nich zaczęła interesować się muzyką tradycyjną. Kiedy wraz z Moniką Mamińską zakładaliśmy Fundację Muzyka Kresów, od kultury ludowej były skanseny i muzea. Istniały zespoły Śląsk czy Mazowsze i każda uczelnia też taki „ludowy" zespół „pieśni i tańca" miała, a na wsiach, często przy kołach gospodyń, funkcjonowały zespoły wiejskie. Pamiętajmy, że dawniej na wsi „zespół" powstawał zazwyczaj w ten sposób, że kilka dziewczyn pod wieczór, po obrządku siadało na ławeczce przed domem, śpiewało i czekało, aż pojawią się chłopcy. Kilkanaście domów dalej, na kolejnej ławeczce mógł być inny wiejski „zespół". Ich muzyka pokazywała zarówno codzienność, jak i głębszy wymiar wspólnoty, dotykała świata, którego na co dzień się nie dotykało i nie mówiło o nim.
Pan zaczął interesować się pieśniami tradycyjnymi jeszcze jako członek zespołu teatralnego Gardzienice, który organizował ekspedycje badawcze na wieś. Dlaczego?
Ja kultury wiejskiej nie znałem. Pochodzę z Dolnego Śląska, tamtejsze wsie i miasteczka są specyficzne, bo zaludnione przez repatriantów, trudno tam zatem o ciągłość tradycji. Poznałem ją dopiero w Gardzienicach. Pierwszym programem, jaki sformułował Włodzimierz Staniewski, inicjując powołanie tej grupy teatralnej, był „Program wiejski". Spisywałem więc stare pieśni, śpiewałem dużo ludowych rzeczy, choć pisałem też muzykę do Leśmiana. Niemniej czegoś mi brakowało. Dopiero kilka lat później, kiedy pierwszy raz usłyszałem ukraiński zespół Drewo, poczułem, jak pieśń bezpośrednio może oddziaływać na ciało. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Kaskady dźwięków przenikały mnie. Patrzyłem na usta śpiewaków. Były ledwo otwarte. Kiedy następnego dnia powiedziałem o wszystkim szefowi zespołu Jewhenowi Jefremowowi, odparł: „To technika, która pozwala na specjalną emisję dźwięku". O technice śpiewu nikt w Polsce nie mówi, a już zwłaszcza jeśli chodzi o śpiew ludowy. Okazuje się, że oprócz tekstu i melodii trzecim elementem pieśni jest brzmienie, czasem ważniejszym niż tekst, który ulegał zmianom. Adresatem dźwięku jest z jednej strony własne ciało śpiewającego, z drugiej wspólnota, a z trzeciej zaświaty.
Polskie pieśni są jednogłosowe. Dlaczego?