Jakieś darmowe bilety za spokój?
Takie rzeczy nie działają. Nie wiem, jak w innych klubach, ale u nas nie. Postawię tezę, że się nie da.
Ile grup kibicowskich działa na stadionie?
Nie wiem. Wystarczy policzyć flagi.
17?
Raczej ze 30, każdy fanklub jest przecież grupą….
Bądźmy poważni. Nie pytam o fanklub uczniów z Wąbrzeźna, tylko o takich, z których zdaniem warto się liczyć? Czuje się pan przez nich akceptowany?
Nie wiem, czy to odpowiednie słowo. Zaangażowanych kibiców mam nie tylko na „Żylecie”, ale też na trybunie rodzinnej czy Wschodniej. Wydaje mi się, że mamy dobre kontakty, rozmawiamy. Przecież nam zależy na tym samym.
Dlatego wyciągnął pan rękę do Piotra Staruchowicza. „Staruch” prowadził doping na Legii jeszcze zanim pojawił się pan w klubie, później miał problemy z prawem…
Nie wyciągnąłem ręki, tylko go poznałem. Zaczęliśmy rozmawiać, megafajny gość. Zaraz pan zapyta, czy robi mi tatuaże… Niech pan da spokój, bo tatuaże to dość prywatna sprawa i jak będę miał chwilę wolnego, to zrobię sobie kolejny.
To „Staruch” krzyczał na trybunach: „Jeszcze jeden!”, kiedy zmarł Jan Wejchert, a klubem rządził Mariusz Walter.
Jestem w klubie od czterech lat. W wielu aspektach wiem jak trudne, skomplikowane i wielowymiarowe jest zarządzanie Legią. Mogę mówić o Piotrku od kiedy go poznałem. Reszta jest obarczona ryzykiem błędnej oceny, którą pan zna z przekazu z trzeciej ręki. Moja wypowiedź nic nie zmieni, o Legii mówi się źle, ale pociesza mnie to, że każdego dnia o wiele więcej gorszących historii pojawia się o polskiej polityce, niż o nas.
Jeszcze a propos tatuaży – ten z Donem Corleone ma jakieś głębsze znaczenie?
„Ojciec Chrzestny” to najlepszy film w historii. Obejrzałem go kilkaset razy, mama mnie na nim wychowała. Zresztą ciągle do niego wracam, wszystkie dialogi znam na pamięć, w razie czego mógłbym nagrać nową ścieżkę dubbingową.
To wzór zarządzania klubem piłkarskim?
W „Ojcu Chrzestnym” jest wiele wątków. Jeśli chodzi o płaszczyznę emocjonalną to rzeczywiście klub funkcjonuje, jak społeczność…
Jak mafia.
Jak społeczność włoska albo irlandzka w Nowym Jorku tamtych czasów, kiedy działały struktury ukształtowane bardziej przez codzienność, niż prawo. Począwszy od pierwszej drużyny, akademię, ludzi, którzy przychodzą na trybuny, kupują koszulki, oglądają mecze w telewizji, piszą o piłce artykuły, albo czytają komentarze.
Dostał pan już rybę w gazecie?
Nie. Ani nie wysłałem.
- rozmawiał Michał Kołodziejczyk
Redaktor Naczelny Serwisów Sportowych WP
Cała rozmowa w weekendowym Plusie Minusie