Miasto zbudowano w VII wieku jako stolicę szybko rozwijającego się tybetańskiego imperium. Jego legendarnym początkiem są najstarsze fragmenty pałacu Potala, najwyżej położonego – a do niedawna największego – zamieszkanego budynku świata. Twórcą tego gigantycznego kompleksu był legendarny król Soncen Gampo, który budował nową stolicę dla swojej młodej żony Wengchen, chińskiej księżniczki z dynastii Tang. Nie wiadomo, czy bał się pogoni, czy szukał miejsca najbliższego bogom. Wybrał południowe zbocze Marpo Ri, Czerwonej Skały, która wznosi się ponad doliną Lhasy.
Pałac wybudowano na wysokości 3700 m, najpierw jego część białą, Potrang Karpo, siedzibę władzy politycznej, potem Potrang Marpo, Pałac Czerwony, siedzibę władzy duchowej. Podział ten zresztą stracił swój głębszy sens tysiąc lat później, kiedy piąty dalajlama ostatecznie odebrał znaczenie władzy cywilnej, ustanawiając „boskie królestwo", najdoskonalszą teokrację świata.
Prawdziwe losy Tybetu były lustrzanym odbiciem dziejów Azji Środkowo-Wschodniej. To tu przewalały się hordy dzikich zdobywców i przynoszących – w swoim mniemaniu – porządek zaawansowanych cywilizacji. O Tybet konkurowali Chińczycy i Dżurdżeni, Mongołowie i nepalscy Ghurkowie, a w bliższych nam czasach Brytyjczycy i Rosjanie. Ostatecznie, po półtora tysiącu lat trwania kunsztownej i bogatej duchowo państwowości, kraj stał się autonomicznym regionem komunistycznych Chin.
Paradoksem mogło się wydawać, że sprawujące władzę zwierzchnią nad Tybetem przez stulecia Chiny, od których teoretycznie Tybet wyzwolił się po upadku w 1911 r. mandżurskiej dynastii Qing, po podpisaniu w 1951 r. traktatu o „reintegracji" zdecydowały się zadeklarować utrzymanie autonomii, dotychczasowego systemu politycznego i dać gwarancje bezpieczeństwa klasztorom. Jednak tylko przez chwilę. Ideologiczne szaleństwa komunistów musiały prędzej czy później znaleźć ujście również w rzekomo autonomicznym Tybecie i wyzwolić konflikt, który tybetańskiej cywilizacji niemal przyniósł zagładę. Zaczęło się od kolektywizacji rolnictwa, która natychmiast doprowadziła do powstania ludowego. W 1959 r. po kolejnej insurekcji z Tybetu musiał uciekać dalajlama, a reforma rolna, pozbawiająca klasztory ziemi, była jak wywrócenie do góry nogami całej struktury społecznej.
Najgorsze jednak miało dopiero nadejść. Prawdziwym dramatem okazała się zainicjowana w 1966 r. „rewolucja kulturalna", która zafundowała Tybetowi zniszczenie większości z 6 tysięcy klasztorów, masowe uwięzienia i egzekucje mnichów oraz próbę zatarcia tradycyjnej religii, czyli buddyzmu. W ciągu kilku miesięcy Tybet stał się jednym wielkim obozem zagłady. Z „boskiego królestwa" zrobiono wzorcowy marksistowski łagier. A jednak Tybet przetrwał. Po ukróceniu szaleństwa „rewolucji kulturalnej" chińskie władze udzieliły zgody na przywrócenie kultu, oddały część świątyń w ręce mnichów i stały się łaskawsze dla samego kultu.