To sedno wyroku warszawskiego Sądu Apelacyjnego (sygnatura akt I ACa 182/11).
Kwestia ta wynikła w sprawie, jaką wytoczył minister kultury – jako organ nadzorujący – stowarzyszeniu STOART – Związek Artystów Wykonawców, domagając się uchylenia uchwały jego zarządu o wykluczeniu dwóch jego członków. Zarząd miał im za złe, że podczas negocjacji z podobnym stowarzyszeniem dotyczących zarządzania tantiemami nie wsparli prezesa. Prezes proponował zaangażowanie do tych negocjacji prawników. Tymczasem dwaj członkowie stowarzyszenia napisali do ministra o nieprawidłowościach, a nawet złożyli doniesienie do prokuratury, która postępowanie umorzyła.
Zgodnie z art. 28 prawa o stowarzyszeniach w razie stwierdzenia, że działalność stowarzyszenia jest niezgodna z prawem lub narusza postanowienia statutu w sprawach, które obowiązkowo muszą być w nim zapisane, organ nadzorujący może wystąpić o ich usunięcie, udzielić ostrzeżenia władzom bądź wystąpić do sądu, który może w szczególności uchylić niezgodną z prawem lub statutem uchwałę stowarzyszenia. O to właśnie wystąpił minister.
Adwokat Wiesław Lubieński, pełnomocnik STOART, argumentował, że tak daleko nadzór ministra nie sięga, iż to władze stowarzyszenia potrafią najlepiej ocenić działania swego członka. To do ich wyłącznej kompetencji, a nie sądu, należą kwestie członkostwa: przyjęcia, wyłączenia.
Obecny na rozprawie Eugeniusz Czyblis, pianista, jeden z wykluczonych, mówił z kolei, że przeglądając dokumentację stowarzyszenia, odkrył nieprawidłowości, w każdym razie miał prawo tak sądzić. Ponieważ stowarzyszenie obraca dziesiątkami milionów złotych nie swoich pieniędzy (tantiemami), jego obowiązkiem było poinformować o tym odpowiednie organy.