Przypadająca 24 lutego sześćdziesiąta piąta rocznica śmierci generała Fieldorfa-Nila, zamordowanego w mokotowskim więzieniu na podstawie wyroku Sądu Wojewódzkiego dla m.st. Warszawy z 16 kwietnia 1952 r. i wyroku Sądu Najwyższego z 20 października 1952 r., jak i obchodzony 1 marca Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych są z pewnością znakomitą okazją do refleksji nad niełatwą najnowszą historią. Te rocznice mogą być jednak także impulsem do uświadomienia sobie, że w majestacie obecnego prawa o tym mordzie sądowym przez najbliższe lata nie dowiemy się niczego więcej.
Nie dlatego jednak, że nie zachowały się źródła albo temat ten nie budzi zainteresowania badaczy. Ustawodawca skutecznie zablokował znakomitą część prac nad historią polskiego wymiaru sprawiedliwości ostatnich 70 lat, a przez to nad historią jego funkcjonariuszy i ofiar, a także tych, którzy doczekali się sprawiedliwego rozstrzygnięcia.
Bez echa przeszła nowelizacja ustawy z 14 lipca 1983 r. o narodowym zasobie archiwalnym i archiwach dokonana na podstawie ustawy z 25 lutego 2016 r. o ponownym wykorzystywaniu informacji sektora publicznego, której mocą ustanawiano bezwzględne czasowe ograniczenia w udostępnianiu pewnych kategorii materiałów archiwalnych. I tak oto, ustawodawca zdecydował, że akta spraw sądowych udostępnione być mogą dopiero po 70 latach od prawomocnego zakończenia postępowania (art. 16b ust. 2 pkt 3 ustawy archiwalnej).
Od zasady tej nie przewidziano wyjątków (poza oczywiście dostępem do akt stron postępowania), w tym dla dziennikarzy i naukowców. Ustawa, na podstawie której dokonano tak drastycznego ograniczenia dostępu do akt, stanowi implementację tzw. dyrektywy re-use, która miała doprowadzić do szerszego dostępu obywateli do materiałów wytworzonych przez władze publiczne. Zamiast tego jednak, w polskich warunkach, jeszcze na etapie prac przedsejmowych dokonano wrzutki legislacyjnej, niezwiązanej zupełnie z celem ustawy, której intencją było jak najszersze ograniczenie dostępu do materiałów archiwalnych. Dotyczy to nie tylko akt spraw sądowych, ale dokumentacji medycznej (udostępnianej po stu latach od wytworzenia), aktów notarialnych i dokumentacji ksiąg wieczystych (udostępnianych po 70 latach), dokumentacji osobowej i płacowej pracodawców (udostępnianej po 50 latach) ewidencji ludności (udostępnianych po 30 latach). Do czasu niezbyt udanej implementacji dyrektywy okres ten był jednolity i wynosił 30 lat. Ponadto dla celów nauki i kultury materiały te mogły być udostępniane wcześniej.
O ile intencja ochrony prywatności na pierwszy rzut oka wydaje się szczytna, o tyle dziwi, dlaczego ustawodawcy tak zależy na ochronie prywatności gauleitera Prus Wschodnich Ericha Kocha (którego akta będą dostępne dopiero w 2029 r.), dowódcy SS i Policji w Warszawie Arpada Wiganda (którego akta będą dostępne już w 2020 r.) i setek innych niemieckich zbrodniarzy sądzonych po wojnie. Z tych samych powodów ustawodawca nie pozwala na zainteresowanie procesem wspomnianego na początku generała Nila (dostęp do akt będzie możliwy dopiero w 2022 r.), tysięcy żołnierzy podziemia niepodległościowego skazanych po wojnie, działaczy opozycji w PRL, rzeczywistych lub urojonych wrogów władzy ludowej oraz pospolitych kryminalistów. Jest to tym bardziej dziwne, że w tym samym czasie na podstawie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej dziennikarzom lub naukowcom udostępnia się akta operacyjne służb specjalnych zawierające dużo bardziej wrażliwe dane, dotyczące choćby spraw rodzinnych i intymnych, a pochodzące nie z lat 40. lub 50., ale nawet z końca lat 80. XX wieku.