Minister sprawiedliwości zachował się jak trzeba. Zareagował tak, jak powinien zareagować w sytuacji, kiedy doszło do odkrycia nieprawidłowości - powiedział premier na wtorkowej konferencji prasowej. Podkreślił też, że nie musiał wiedzieć o wszystkich brudach, które kryły się w jego resorcie.
Od momentu ujawnienia afery hejterskiej w ministerstwie sprawiedliwości - premier milczał, podobnie jak większość polityków PiS. Reparacje wojenne, lokalna kampania wyborcza - Morawiecki przez te dni sprawiał wrażenie jakby sprawa nie dotyczyła członka jego rządu. Wydawało się, że los Ziobry wisi na włosku, a premier znalazł w końcu doskonałą okazję, aby pozbyć się kłopotliwego partnera z ambicjami, na starcie kampanii wyborczej.
Dziś widać, że tak się nie stało i można jedynie spekulować ile było w tym woli samego premiera, ile Nowogrodzkiej. We wtorek rano aktywniej w obronę ministra sprawiedliwości zaangażował się Stanisław Karczewski, marszałek Senatu, udzielając wywiadu w TVN24.
Od kilku dni afera hejterska jednak przygasła. W mediach nie pojawiły się żadne rewelacje odsłaniające dalsze kulisy tej sprawy. Nie pojawił się też żaden dowód, który wskazywałby, że Ziobro wiedział i akceptował zorganizowany sędziowski hejt. Ten dodatkowo zachował się bardzo przytomnie. Szybko odciął się od skompromitowanych współpracowników i uciekł do przodu domagając się dyscyplinarek dla hejterów. Nie bez znaczenia były też sondaże. Wynikało z nich, że twardy elektorat prawicy, który nie ufa sędziom, stoi murem za Ziobro, i nie widzi powodów przez które minister miałby odejść. W kierownictwie PiS świetnie zdawano sobie też sprawę, że jego dymisja może doprowadzić do wewnątrznych napięć w zjednoczonej prawicy, co na starcie kampanii wyborczej nie było dobrą perspektywą.
Wszystko wskazuje więc na to, że Zbigniew Ziobro ocalił skórę i jeżeli nie pojawią się w mediach kolejne rewelacje na temat afery i jego zaangażowania -może spać spokojnie. Inną sprawą jest, że dziś pozycja ministra w rządzie została nadwyrężona, a cała historia potwierdziła tylko po raz kolejny jego status jako kłopotliwego partnera dla Jarosława Kaczyńskiego.