Niektóre z zapisów w projektach ustaw są nieprecyzyjne i nie odzwierciedlają założeń, które legły u ich podstaw. Być może dlatego, że prawo jest pisane przez osoby, które – choć z pewnością są dobrymi fachowcami od legislacji – stoją dosyć daleko od zagadnień, z którymi przyszło im się zmierzyć. Należałoby rozważyć bliższą rzeczywistą współpracę legislatorów z osobami merytorycznie odpowiedzialnymi za wprowadzenie określonych zmian. Obecnie, jak sądzę, współpraca ta ma charakter bardziej formalny i sprowadza się do przesłania przez Ministerstwo Finansów wykazu koniecznych zmian. Oczywiście teoretycznie MF ma prawo wprowadzić pewne zmiany czy zaproponować korekty tego, co przygotuje Rządowe Centrum Legislacji. Czy jednak ktoś podważa propozycje, skoro przygotowali je legislatorzy, którzy – jak się zakłada – na tworzeniu prawa się znają? Co ciekawe, w trakcie prac nad projektami ustaw w parlamencie to właśnie przedstawiciele MF wyjaśniają charakter dokonywanych zmian i konkretne przepisy. Gdy więc nie mają rzeczywistego, ostatecznego wpływu na kształt ustawy, trudno im tłumaczyć konkretne zmiany lub nawet odpowiadać za to, co znalazło się w ustawie.
[b]Mam wrażenie, że MF zostało niejako ubezwłasnowolnione. Owszem, urzędnicy przygotowują założenia, ale ktoś inny zajmuje się ich przełożeniem na przepisy prawa...[/b]
To jest z całą pewnością słuszna uwaga i można ją odnieść do innych ministerstw.
[b]Pamiętam nieporozumienia przy zmianach dotyczących przyznania ministrowi finansów prawa do przetwarzania danych z PIT. Generalny inspektor ochrony danych osobowych stwierdził, że są niezgodne z dyrektywą unijną i naszą konstytucją. Nie otrzymał też projektu ustawy do konsultacji. Potem się okazało, że projektu, owszem, nie dostał, ale nie zgłosił żadnych uwag do założeń. Jaki jest zatem sens konsultowania założeń, gdy nie ma się wpływu na kształt przepisu?[/b]
Rzeczywiście, obecnie konsultowane są jedynie założenia projektowanych zmian. Ani ministerstwa, ani rząd nie czują się natomiast zobowiązani do konsultacji gotowego projektu i konkretnych przepisów. Niestety, na przykładzie ustaw podatkowych najlepiej widać, że poważne wątpliwości związane z takim, a nie innym sformułowaniem czy wprowadzeniem pewnych warunków pojawiają się na poziomie konkretnych zapisów. Mam na myśli przepis wprowadzający od 1 stycznia 2011 r. zwolnienie od podatku dla zagranicznych funduszy inwestycyjnych. Wymusza je Komisja Europejska, zarzucając nam dyskryminowanie zagranicznych funduszy, bo obecne zwolnienie dotyczy tylko polskich podmiotów. W związku z tym opisanie tej zmiany na etapie założeń wraz z uzasadnieniem nie było kontrowersyjne i nie budziło zastrzeżeń. Zresztą na poziomie założeń niewiele można było o niej powiedzieć. Dopiero przepisy, w zasadzie – z powodu braku czasu – niekonsultowane szeroko, wzbudziły wątpliwości. Określają one szczegółowo warunki uprawniające do zwolnienia. Idę o zakład, że w dalszym ciągu będą istnieć fundusze zagraniczne, które, choć bardzo podobne do polskich, nie będą objęte zwolnieniem. W efekcie za rok lub dwa znów zaczniemy otrzymywać monity z Komisji Europejskiej, a rząd będzie zmuszony zacząć prace nad poprawą tych przepisów. To klasyczna sytuacja, której można było uniknąć, gdyby projekt konkretnych przepisów był znany wcześniej i gdyby w toku prac je zmieniono. A ponieważ nie jest to zagadnienie, które interesowałoby szeroką grupę podatników, nikt wcześniej nie zwrócił na nie uwagi i przepisy przyjęto w pierwotnym kształcie.
[b]Mam wrażenie, że dziś konsultacje społeczne to fikcja. Kiedyś nie było założeń, ale projekty ustaw trafiały do partnerów społecznych i zainteresowanych środowisk. Fakt, że bardzo często trzy dni przed upływem terminu na przedstawienie opinii, ale jednak. Dziś jest pod tym względem chyba zdecydowanie gorzej...[/b]