Lubimy nawiązania do prawa rzymskiego i chętnie posługujemy się językiem Kwirytów, lecz nie każde łacińskie słowo, prawnicze wyrażenie lub sentencja pochodzi z Rzymu. Średniowiecze, ale i czasy nowożytne wypracowały siatkę pojęć, której uniwersalizm zapewniły konstrukcje czerpiące z rzymskiej tradycji oraz język techniczny, jakim stała się łacina dla praw kontynentalnej Europy. Prawa kanonicznego jeszcze w latach 80. XX w. nauczano po łacinie, a i dziś nie tylko wykład prawa rzymskiego, lecz i filozofii prawa czy np. prawa międzynarodowego prywatnego trudno poprowadzić z pożytkiem dla słuchaczy, gdy się porzuci łacińską terminologię. Jeśli w wypowiedzi używa się słów, warto się orientować zarówno co do ich znaczenia, jak i formy. Myślę w szczególności o dość powszechnych błędach, popełnianych przy powołaniu się na ratio legis oraz vacatio legis. Przypominam więc: rzeczowniki, które kończą się na -io są rodzaju żeńskiego. Przykładowo: nowa vacatio legis bywa długa, przewidziana w jednym z ostatnich przepisów aktu normatywnego, czasem niezależna od tego, jaka ratio legis przemawiała za jej skróceniem... Warunek również nie jest w języku łacińskim rodzaju nijakiego, dlatego i condicio sine qua non powinna być w rozumowaniach poprawnie przywoływana. Chyba że ktoś chce robić wrażenie silącego się na uczoność ignoranta. Podobnie gdy w celu uniknięcia częstych powtórzeń słowa „posiadanie" zastąpimy je łacińską possessio pamiętajmy, że także językowo jest samoistna, a więc zawsze rodzaju żeńskiego. Niedouczony erudyta zakrzyknie na swą obronę: tylko ignorantia iuris nocet, natomiast ignorantia facti nie szkodzi! Zgoda: nieznajomość faktów nie szkodzi, lecz potrafi skutecznie kompromitować.
Ignorantia facti (też rodzaju żeńskiego) rzeczywiście nie szkodzi w prawie rzymskim, ale już w kanonicznym sprawa niejednokrotnie ma się przeciwnie. Tam czasami ignorantia iuris non nocet, za to ignorantia facti nocet. Nie można bowiem ważnie zawrzeć sakramentalnego małżeństwa z osobą tej samej płci, choćby wydawała się płci przeciwnej. Fakty są uparte. Nie podlega natomiast karze, kto naruszył ustawę kościelną lub nakaz z niezawinionej ignorancji. Władza świecka nie chce, a nawet nie może pozwolić sobie, aby ktokolwiek tłumaczył się nieznajomością prawa. Nieco inna jest materia regulacji prawa kanonicznego. Dotyczy ono nie tylko dyscypliny kościelnej, lecz obowiązuje również w sumieniu. Chodzi zatem o to, aby nie mnożyć grzechów, zwłaszcza że trudno sobie wyobrazić, aby ktoś w sumieniu stosował się do nakazu, którego nie zna.
Rodzaj żeński trzeba szanować – także w języku prawniczym. Inaczej może pojawić się podejrzenie o mizoginię lub antyfeminizm. A przecież omawiany błąd językowy występuje raczej z zaniedbania lub nieuwagi. Wszelako rzeczowników rodzaju żeńskiego prawnikom wypada używać poprawnie, zwłaszcza ostatnio – po epokowym wydarzeniu 30 kwietnia 2014 r. Dotychczas w wolnej Polsce się nie zdarzyło, aby kobieta stanęła na czele Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego czy Naczelnego Sądu Administracyjnego. Pani prezes jest więc bardzo pierwsza. A propos, pierwsza prezes, wybitna sędzia – radzimy sobie nieźle w języku polskim ze złożeniami wymagającymi wyróżnienia rodzaju żeńskiego.
Uważajmy na rodzaj gramatyczny obcych słów – tak jak staramy się rozszyfrowywać skróty literowe, aby sprawdzić, czy kryjąca się za nimi nazwa własna stowarzyszenia, partii lub organu jest rodzaju żeńskiego, męskiego czy nijakiego. Ignorancja prawa rzymskiego szkodzi, choć nie zawsze od razu. W przypadku łaciny ignorancja faktów szkodzi natychmiast. Grozi ośmieszeniem mówiącego lub piszącego prawnika, który pragnie uchodzić za wykształconego lub przekonującego. Dlatego błagam każdego ?w jego własnym interesie: ta ratio legis, ?ta vacatio legis!
Autor jest profesorem nauk prawnych, kierownikiem Katedry Prawa Rzymskiego na Wydziale Prawa i Administracji UJ, wykłada na Wydziale Prawa i Administracji UW