Najbliższej okolicy. Zrobiliśmy ją z kolegami. Przy okazji dzieląc między siebie tereny, którymi zawiadujemy.
Jaką częścią osiedla pan zawiadywał?
Dużą (śmiech). Trzeba pamiętać, że w latach 70. i 80. mapy nie były łatwo dostępne. Kiedy już w liceum chcieliśmy z kolegami mieć mapę ścieżek po stoku morenowym, musieliśmy stworzyć ją sami. Lubiłem geografię, ale nie miałem najlepszych zajęć z tego przedmiotu. Inaczej, kto wie, może byłbym dziś geodetą i tworzył mapy...
Jak doszło do tego, że zaczął się pan zajmować ochroną danych?
Kiedy już wybiłem sobie z głowy politykę, zainteresowało mnie prawo publiczne – szeroko rozumiany wpływ państwa na sytuację obywateli i obywateli na strukturę państwa. Mój doktorat był związany z ustrojem politycznym USA, który jest dla mnie ewenementem – wydaje mi się nielogiczny, a jednak doskonale funkcjonuje ponad 200 lat... W czasie pisania doktoratu dostałem zlecenie od firmy informatycznej związane z rynkiem prawniczym. Potem zacząłem w niej pracować, uczestnicząc m.in. w tworzeniu systemu informacji prawnej. A w 2003 r. zostałem szefem Pracowni Informatyki Prawniczej na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Zacząłem zajmować się właśnie sprawami ze styku informacji, internetu, prawa. Zajmuję się tymi kwestiami także dziś, jako GIODO.