Wojciech Rafał Wiewiórowski: Miałem być politykiem, zostałem organem

Rozmowa z dr. Wojciechem Rafałem Wiewiórowskim, generalnym inspektorem ochrony danych osobowych

Publikacja: 20.08.2014 13:04

Wojciech Wiewiórowski - Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych

Wojciech Wiewiórowski - Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Rz: Jest pan szefem ważnego publicznego urzędu. Czy już na studiach fascynowała pana administracja?

Dr Wojciech Wiewiórowski:

Akurat prawo administracyjne było pierwszym przedmiotem, z którego oblałem egzamin na studiach prawniczych.

Dziś na co dzień pilnuje pan, czy inni się z nim liczą. Już je pan polubił?

Tak, teraz już kocham prawo administracyjne. (śmiech)

Podobno podczas studiów chciał pan być politykiem.

Gdy w 1990 r. szedłem na studia prawnicze, to tak wyobrażałem sobie drogę zawodową. Byłem przekonany, że są  dobrym wstępem do działalności politycznej. Wśród moich rówieśników panowało bowiem przekonanie, że do tej pory było źle, bo rządzili źli ludzie. A teraz będzie dobrze, bo będą rządzić dobrzy.

Na kongres studencki w Nottingham dowiozła nas policja

Czemu nie poszedł pan tą drogą?

Do szeroko rozumianej polityki zniechęcił mnie rozpad obozu solidarnościowego w latach 90., a szczególnie wybory prezydenckie w 1991 r.  Zacząłem więc działać w różnych organizacjach, jak najdalszych od polityki, np. – w samorządzie studenckim, Europejskim Stowarzyszeniu Studentów Prawa. Sporo podróżowałem, a wtedy to nie było takie proste...

Właśnie otworzyły się granice...

Dokładnie. Był taki rok, w którym 12 proc. czasu spędziłem w autobusie. Niektóre wyjazdy mieliśmy ściśle zaplanowane, ale niektóre były dużą improwizacją. Pewnego razu jechaliśmy na kongres studencki w Nottingham. Wiedzieliśmy tylko, że odbywa się w tym mieście i czego dotyczy. Na miejsce dowiozła nas policja.

Policja?

Spytaliśmy ją o drogę. Okazało się, że w Nottingham jest więcej niż jeden uniwersytet... Był już późny wieczór. Po dwóch telefonach udało nam się ustalić, która   uczelnia  zorganizowała spotkanie. Dziś chyba nie pozwoliłbym tak podróżować swoim dzieciom. A wtedy nie było komórek, rodzice nie mogli do mnie zadzwonić. Ja do nich też nie, bo chociaż mieszkali w tak dużym mieście jak Gdańsk, wciąż nie mieli telefonu. O tym, gdzie byłem, dowiadywali się po tygodniu z kartek pocztowych. Taki styl podróżowania bardzo mi się podobał. Tym bardziej że zawsze miałem słabość do map.

Na czym polega ta słabość?

W gabinecie zawsze mam plik map z ostatniej podróży. W młodości fascynowało mnie ich tworzenie. Pierwszą narysowałem jako kilkulatek.

Co to była za mapa?

Najbliższej okolicy. Zrobiliśmy ją z kolegami. Przy okazji dzieląc między siebie tereny, którymi zawiadujemy.

Jaką częścią osiedla pan zawiadywał?

Dużą  (śmiech). Trzeba pamiętać, że w latach 70. i 80. mapy nie były łatwo dostępne. Kiedy już w liceum chcieliśmy z kolegami mieć mapę ścieżek po stoku morenowym, musieliśmy stworzyć ją sami. Lubiłem geografię, ale nie miałem najlepszych zajęć z tego przedmiotu. Inaczej, kto wie, może byłbym dziś geodetą i tworzył mapy...

Jak doszło do tego, że zaczął się pan zajmować ochroną danych?

Kiedy już wybiłem sobie z głowy politykę, zainteresowało mnie prawo publiczne –  szeroko rozumiany wpływ państwa na sytuację obywateli i obywateli na strukturę państwa. Mój doktorat był związany z ustrojem politycznym USA, który jest dla mnie ewenementem – wydaje mi się nielogiczny, a jednak doskonale funkcjonuje ponad 200 lat... W czasie pisania doktoratu dostałem zlecenie od firmy informatycznej związane z rynkiem prawniczym. Potem zacząłem w niej pracować, uczestnicząc m.in. w tworzeniu systemu informacji prawnej. A w 2003 r.  zostałem szefem Pracowni Informatyki Prawniczej  na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Zacząłem zajmować się właśnie sprawami ze styku informacji, internetu, prawa. Zajmuję się tymi kwestiami także dziś, jako GIODO.

Mimo że nie został pan politykiem, ma pan duży wpływ na funkcjonowanie naszego państwa...

Już na studiach się interesowałem, na ile państwo powinno ingerować w to, czym zajmują się obywatele. Obecne stanowisko pozwala mi w pełni realizować te zainteresowania. Jako urzędnik łączę doświadczenia z biznesu, pracy naukowej. Powiedziałem: urzędnik, chociaż mój kolega często żartuje, że nie jestem urzędnikiem, tylko organem...

—rozmawiała Katarzyna Borowska

Rz: Jest pan szefem ważnego publicznego urzędu. Czy już na studiach fascynowała pana administracja?

Dr Wojciech Wiewiórowski:

Pozostało 97% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi