Trwa propaganda, że jedyną słuszną podstawą zatrudnienia jest etat. Do tego najlepiej, gdy jest to umowa na czas nieokreślony. Resztę nazywa się śmieciówkami i walczy z tą „patologią". Jeszcze jakiś czas temu śmieciówkami nazywano umowy o dzieło i zlecenia. Dziś ta definicja obejmuje też terminowe angaże pracownicze.
Pokłosiem tej walki są zmiany przepisów, które przedsiębiorcy odczują już na początku przyszłego roku. Najpierw wzrosną koszty pracy zleceniobiorców, a potem wejdą w życie zmiany limitujące możliwość zatrudniania na czas określony.
Ochrona praw zatrudnionych jest ważna. Ale nie każda zmiana musi leżeć w ich interesie. Co bowiem bedzie, gdy pracodawcy nie zechcą się zmierzyć z nowymi obciążeniami? W ostatecznym rozrachunku ucierpieć mogą zleceniobiorcy przeflancowani w wykonawców dzieł albo etatowcy tracący pracę tuż przed upływem 33 miesięcy stażu.
Trudno być w Polsce przedsiębiorcą. Co rusz brutalne przebudzenie ze snu o własnej firmie. Niby jestem żaglem i okrętem, ale ster trzyma rząd, który wyznacza kurs. Teraz obrał zaś kurs na wymuszenie, aby naturalnym wyborem podstawy zatrudnienia stał się etat. A i ten ma możliwie szybko zmienić się w związanie na czas nieokreślony.
Tylko czy ten manewr się uda? Czy pracodawca łatwiej zdecyduje się na umowę bezterminową, gdy zostanie przyciśnięty do muru? A może raczej ucieknie do zlecenia, jako bardziej elastycznego? Już teraz firmy szukają rozwiązań na przetrwanie. Przykładem jest kilka ostatnich interpretacji ZUS dotyczących oszczędności na prezesie (zob. Pensja z powołania wolna od składek na ZUS). Zapraszam do lektury.