I to często przesądza o zatrudnieniu konkretnej osoby. Tak dzieje się w firmach prywatnych, gdzie nie ma ustalonych procedur zatrudniania. Ale zdarza się również w administracji publicznej. Tam, gdzie konkursy na pewne stanowiska są obowiązkowe, a priorytetem powinny być kompetencje zamiast dobrego samopoczucia szefa.
Wpływanie na komisję konkursową, by wybrała konkretnego kandydata, jest niedopuszczalne. Tak samo jak informowanie go o pytaniach, jakie zada komisja konkursowa. Na straży przestrzegania tych zasad stoi prawo, ot choćby jeden z przepisów kodeksu karnego (art. 321 § 1). Na jego podstawie może zostać skazany urzędnik, który wpływał na wynik konkursu na stanowisko publiczne. I nie trzeba wcale udowadniać, że Skarb Państwa czy samorząd poniosły z tego tytułu szkodę.
Dlaczego więc szefowie nawet najwyższych urzędów państwowych o tych zasadach zapominają? Odpowiedź nasuwa się prosta: dlatego, że prawo pozostaje tylko martwą literą, jeśli nie jest skutecznie egzekwowane.
Więcej na ten temat w dzisiejszym dodatku „Administracja" w tekście "Surowe kary za wpływanie na wyniki konkursów".