Od dwóch miesięcy na łamach prasy pojawiają się wypowiedzi przedstawicieli adwokatury poruszające kwestię niezależności radcy prawnego wykonującego zawód w ramach stosunku pracy. Niektórzy powtarzają wielokrotnie slogan: prawnik w stosunku pracy nie posiada przymiotu niezależności. Nie dziwiłbym się głoszącym takie hasła młodym adeptom tego zawodu. Tak przekazali im patroni w okresie aplikacji. Młodzi zachowują dystans do tej kwestii. Doświadczony już adwokat, przesiąknięty tradycją i etosem, powtórzy wspomniane hasła wielokrotnie, chyba że poświęci się lekturze ustawy o radcach prawnych (dalej: urp). Ale po co, jeżeli kontestowanie rzeczywistości jest wygodniejsze, a nadto zgodne z wewnętrznym przekonaniem. Niepokój natomiast budzą we mnie wypowiedzi adwokatów – a zarazem profesorów – Macieja Gutowskiego i Piotra Kardasa przedstawiających propozycję zmian dotyczących wymiaru sprawiedliwości. Jednym z elementów tej propozycji – przypuszczam, że nie najważniejszym – są zmiany dotyczące samorządów prawniczych. Podstawą tych rozważań było założenie, że prawnicy dzielą się na niezależnych (tj. wykonujących wolny zawód) i pozostających w stosunku pracy. Uporządkowanie rynku usług prawniczych miałoby polegać na utrzymaniu dwóch samorządów. Przynależność do pierwszego zarezerwowana byłaby tylko dla prawników niezależnych, a drugi skupiałby wykonujących zawód w ramach stosunku pracy, którym tego przymiotu odmówiono. Nie znam odpowiedzi na pytanie, czym miałby zajmować się niezależny samorząd „zależnych" prawników. Chyba tym, czym związek zawodowy. Jest to uproszczona wizja, pozbawiona głębszej analizy w zakresie statusu radców prawnych (i innych prawników w Unii Europejskiej) zatrudnionych w stosunku pracy. Zaproponowano podział samorządu radców prawnych na dwie grupy: tych, którzy mają wzmocnić adwokaturę, i tych, którzy znajdą się w „samorządzie dla pozostałych". Mogę mieć więc tylko nadzieję, że wyłącznym zamiarem autorów było wywołanie „fermentu intelektualnego" w środowisku prawniczym.