To nie żart, tylko skutek usankcjonowania praktyk stosowanych przez pracodawców od lat. Polegają one na odsuwaniu od pracy osób, które otrzymały wypowiedzenie umowy, do końca okresu ich zatrudnienia. Choć zwolniony z obowiązku świadczenia pracy zachowuje prawo do wynagrodzenia, to do 21 lutego br. prawidłowość jednostronnej decyzji pracodawcy w tej sprawie pozostaje wątpliwa.
W teorii w takiej sytuacji strony są żywo zainteresowane, aby mieć ze sobą jak najmniej do czynienia. Pracodawca zwykle decyduje się na odsunięcie zwolnionego od pracy przede wszystkim z obawy, że pod wpływem emocji zepsuje on reputację firmy, ukradnie klientów lub nabroi jeszcze bardziej. Z kolei dla zwolnionego pracownika bywa to sprawą honoru, tyle że honorem nie można się najeść.
Usankcjonowanie jednostronnego zwolnienia z obowiązku świadczenia pracy w okresie wypowiedzenia to korzyść dla obu stron stosunku pracy. Pracodawca nie musi się już prosić o zgodę podwładnego, a przy jego oporze dopuszczać do pracy z wątpliwą wiarą w jego dobre intencje. Z kolei pracownicy nie są już zagrożeni, że szef ich „wyroluje" zaniżając pensję za czas zwolnienia z obowiązków. Obecnie bowiem wynagrodzenie za ten okres odpowiada płacy za urlop.
Jednak jak przy okazji każdej innej zmiany, rodzą się pytania. Odpowiada na nie dr Karol Kulig w artykule "Zwolnienie od pracy na długo przed rozwiązaniem umowy".
Zapraszam do lektury całego tygodnika „Praca i ZUS".