Chciałem zacząć dzisiejszy felieton przysłowiem „nie wie lewica, co czyni prawica", ale podtekst polityczny jest zbyt duży. A sprawa dotyczy jednego ministerstwa: sprawiedliwości, i sprzecznych pomysłów jego ministra z przyjętymi niedawno ustawami. 15 kwietnia 2016 r. weszła w życie m.in. nowelizacja kodeksów karnego i karnego wykonawczego.
Według nowelizacji ponownie może być stosowany dozór elektroniczny jako kara pozbawienia wolności. Jak zatem pogodzić bezsensowną według mnie propozycję kary pozbawienia wolności 7 (słownie siedem) dni „dla postrachu" odbywaną w celi więziennej z założeniem bransolety na nogę? Umożliwia to siedzenie w domu skazanemu do roku pozbawienia wolności. Dla zainteresowanych sugeruję wejście na dowolną wyszukiwarkę i wprowadzenie hasła „cele więzienne w Polsce". Gwarantuję rozrywkę, jakiej MS by nie wymyśliło.
Do teatru? Proszę bardzo
Elektroniczny system monitoringu umożliwia wykonanie kary poza zakładem karnym. Zwykle w miejscu zamieszkania skazanego lub miejscu wskazanym przez sąd penitencjarny, pod kilkoma warunkami. Nie wątpię, że czytelnicy zainteresowani prawem widzieli wielokrotnie, jak takie wykonanie kary wygląda.
Nie można po prostu wyjść z mieszkania lub poza obręb domu. Można natomiast (chyba że sąd zabroni) robić co sobota przyjęcie dla znajomych, grać w brydża – oglądać telewizję itd. A sąd penitencjarny określa głównie, kiedy i w jakim celu skazany ma prawo się oddalić z miejsca wykonywania kary do 12 godzin (w celu: świadczenia pracy, wykonywania praktyk religijnych lub korzystania z posług religijnych, sprawowania opieki nad osobą małoletnią, osobą niedołężną lub chorą, kształcenia i samokształcenia oraz wykonywania twórczości własnej, korzystania z urządzeń lub zajęć kulturalno-oświatowych i sportowych, komunikowania się z obrońcą, pełnomocnikiem oraz wybranym przez siebie przedstawicielem, utrzymywania więzi z rodziną lub innymi bliskimi osobami, korzystania z opieki medycznej lub udziału w terapii, dokonania niezbędnych zakupów i innych).
Niech lepiej usuną graffiti
Nie ma aż tak dużej różnicy między prowadzeniem zwykłego życia a życiem z bransoletką na nodze. Jednocześnie koszt odbywania kary w domu to około 330 zł, podczas gdy w zakładzie karnym plus minus 3100 zł na miesiąc. Można powiedzieć: czysty zysk ponad 2800 zł. Jakkolwiek na taką formę wykonywania kary patrzeć, to w polskich warunkach wydaje mi się iluzoryczna. W moim odczuciu, chociaż na papierze wygląda atrakcyjnie, tak odbywana kara nie spełnia właściwie żadnej funkcji. Ani to resocjalizacja, ani odosobnienie, ani odwet za popełnione przestępstwo. Czy nie lepiej rozważyć jako alternatywę odbywania kary wykonywanie prac społecznie użytecznych? Prace, za które skazany będzie otrzymywał jakieś wynagrodzenie, a zarobki dłużników alimentacyjnych przekazywać na poczet zadłużeń. Coraz częściej ta metoda jest stosowana w wielu krajach i spotyka się z przychylną opinią. Myślę, że usuwanie graffiti ze ścian lub opróżnianie studzienek odpływowych jest bardziej uciążliwe niż patrzenie w telewizor w systemie dozoru elektronicznego.